Za śmiercią kolejka ta stoi
Nie chciałabym umrzeć w kolejce i stać się takim progiem zwalniającym, kolejkowym potyczakiem. Kolejka ma swój wewnętrzny rytm, posuwisty. Świat obiega fotografia ciągnącej się wniebogłosy kolejki na szczyt ośmiotysięcznika Mount Everest.
Zdobycie ośmiotysięcznika to koszt kilkunastu tysięcy dolarów. Sport wyczynowy i podróże stają się coraz bardziej przystępne, biznes sportowy kusi adrenaliną. Ludzie zamarzają, stojąc w kolejce, lodowaty wiatr przebija im się pewnie przez modne kurtki z najnowszych trendy materiałów używanych w wojsku, coraz głodniej, coraz sztywniej, aż jakiś pan prawnik czy deweloper straci siłę na selfie, nie odbierze połączenia od syna studenta czy kolegi z kancelarii, który chciał przełożyć wideobriefing na następny tydzień, tylko runie jak kawał lodu, za duży na szklankę whisky, za twardy, by go odłupać od grani, i niewygodny – jak ma po nim przejść kolejny śmiałek? A szerp nagle błyszczy w drugiej roli – przewoźnika Charona.
Kolejka do himalajskiej śmierci. Czy różna jest od naszej polskiej śmierci kolejkowej na SOR? Nasza kolejka po życie, po życie, po życie jest tańsza, bardziej ekologiczna, bo na SOR samolotem lecieć nie trzeba, wystarczy pekaes albo karetka. Jedzie się na Mount Everest po to samo: odzyskać siły, odzyskać życie, walczyć o siebie. Ale czy tych kolejek nie łączy przede wszystkim jakieś ludzkie opętanie kolejkami?
W zbiorze reportaży o Szwecji pt. „Polski hydraulik” o walce z wielkimi kolejkami do przychodni szwedzkich pisał Marcin Zaremba Bielawski. Tamtejsza służba zdrowia była podobnie niewydolna do naszej, dopóki parę osób nie wpadło na pomysł, że problemem nie jest to, że ludzie masowo chorują, lekarzy i pielęgniarek brakuje, terminy zabiegów są dalekie. Okazało się, że gdy na operację serca czy kolana człowiekowi proponowano termin szalenie bliski, np. za tydzień albo pojutrze, ten człowiek rezygnował! Bo a to praca, a to jakieś obowiązki, a to czas polowań.
Dopiero gdy proponowano mu termin za osiem miesięcy albo dwa lata, pacjent ochoczo się zapisywał. I tak tworzyły się kolejki. Ludzie chcieli w nich czekać! Czy to rodzaj stadnego poczucia bezpieczeństwa? Zbiorowego dance macabre? Świeckiej mszy, ponurego rytuału, podczas którego możemy wspólnie jęczeć, stękać, narzekać, płakać, pokazać, jak jesteśmy samotni, jak się słaniamy na nogach, jak pięknie miało być, a jak tragicznie szybko ten czas przeleciał?
„Za czym kolejka ta stoi? Po szarość, po szarość, po szarość”. Czy może po ludzi, po ludzi, po ludzi? Jesteśmy w XXI w. tak samotni, że spędzanie czasu w kolejce na mrozie albo w przychodni, w oczekiwaniu na Godota, stało się koszmarną formą życia towarzyskiego? Kto z nas nie widział kolejek w przychodniach? A tam, w korytarzu, często te same twarze. Czekają do znajomej lekarki, znajomego pana doktora, wśród bliźnich, pacjentów. A to się weźmie numerek, a to pożyczy gazetkę, a to pokaże gips, blizny na sercu, fotografię wnuka, który gdzieś tam… Mont Everest to taka ciut droższa noc muzeów, po której nie dla wszystkich wstaje dzień.
Komentarze
Podsumowując, zestaw wypoczynkowy – trumna i dwa świeczniki
Krystyna Prońko śpiewała bodaj dwa wielkie songi – ten o kolejce („bądź jak kamień stój wytrzymaj…”) oraz song „jesteś lekiem na całe zło i nadzieją na…”
Przypomnijmy może jedną z piękniejszych…
https://www.youtube.com/watch?v=QgsnSFFgPS8
Miałem już okazję obejrzeć i jeśli ktoś byłby zainteresowany to Umarła Klasa, Kantora, jest dostępna cudem internetu:
https://www.youtube.com/watch?v=a235hHGFIps
Pani Agato, tym razem bardzo trafnie i bolesnie!
Dziekuje za kazdy felieton, ten po dwakroc bolesny bo o Wielkim Ego, oraz bezsilnosci. Stalam w latach 80 tych w kolejkach upodlajacych, te na SOR i przed drzwiami gabinetow sa taki same. cisnie sie na mysl inne skojarzeni oraz cytat ” rzad sie wyzywi”, ma rowniez lepsze kliniki niz maly czlowiaczek w prowincjonalne Polsce.
I MALO KTO O TYM MOWI I CHCE ZMIENIC
“… czy tych kolejek nie łączy przede wszystkim jakieś ludzkie opętanie kolejkami?”
Różne są kolejki – towarzyskie, jak te w przychodni, i kolejki po rzeczy, które trzeba mieć(!). I trzeba koniecznie pokazać, że się ma – np. selfie z Mount Everest. To powód ważniejszy niż nabranie tężyzny na ok. 9 km wysokości. Są przecież łatwiejsze, tańsze i skuteczniejsze sposoby na dbałość o zdrowie.
Turystyka jest zagrożeniem dla środowiska naturalnego i zabytków. Kolejki turystów rozdeptują pomniki historii i przyrody, zabierają mieszkańcom zwiedzanych miast przestrzeń życiową, podbijają ceny nieruchomości i czynsze.
Dobrze by było, gdyby śmierć w kolejce doprowadziła do opamiętania, jednak trudno na to liczyć. Jedynym skutecznym sposobem na ograniczenie turystyki jest podniesienie kosztów zwiedzania świata. Robi to np. Butan stawiając na usługi wysokiej jakości i ograniczając ruch turystyczny do wyznaczonych szlaków. Wiele innych miejsc woła o ratunek.
@kruk – wszystko, nawet kursy przedmałżeńskie w kościele ale nie zapora pieniężna. Bo to jest niesprawiedliwe.
@żabka konająca 29 maja, 3:25
Czy sprawiedliwość musi koniecznie oznaczać łatwy dostęp do wszystkiego dla wszystkich? Mając wybór wśród niezliczonej ilości dóbr konsument rezygnuje z jednych, żeby mieć więcej środków na inne. Droższa turystyka sprawi, że trzeba będzie oszczędzać na innych dobrach, żeby udać się w podróż. Jedni wybiorą turystykę, inni satysfakcji poszukają w innych rodzajach konsumpcji. Podział dóbr, przy danych dochodach, oparty jest na mechaniźmie cen i preferencji indywidualnych. Podział “sprawiedliwy” nie jest pojęciem obiektywnym. Każdy z nas może inaczej tę sprawiedliwość widzieć.
W sytuacji kiedy masowa konsumpcja zagraża życiu na ziemi, wołanie o sprawiedliwość polegająca na szerokim udostępnianiu coraz większej ilości dóbr jest tym bardziej nieuzasadnione. Mamy teraz wybór – konsumujemy mniej albo godzimy się na katastrofę ekologiczną. Na długą metę możemy mieć nadzieję na model konsumpcji niezagrażajacy środowisku, to wymaga jednak rewolucji techonologicznej i radykalnych zmian w polityce. Dzisiaj tania benzyna i ochrona środowiska są nie do pogodzenia.
@żabka konająca
Korzystam z Twojej obecności tutaj, żeby Ci podziękować za ujęcie się za mną na blogu L.A. Dotychczas tego nie zrobiłam, bo nie chcialam powiększać wzburzenia blogowiczów i chciałam uniknąć śledzenia mnie na innych blogach i donoszenia na mnie przez wiadomych plotkarzy.
@kruk 4.03
Dokładnie. Od paru dni mam w głowie to słynne zdjęcie statku wycieczkowego na tle Wenecji z gotowymi do wyjścia paroma tysiącami emerytów, którzy uparli się, że zrobią sobie tam zdjęcie.
@żabka konająca
Pierwszy raz słyszę o żabce, do tego w nienajlepszej kondycji fizycznej, która jest za masową turystyką.
„Za śmiercią kolejka ta stoi”.
Niestety, nie ma u nas kolejek za książką – szczególnie dobrą – i co ambitniejszym filmem.
Odnosząc się do tematu wstępniaka to na miejscu osób w miarę majętnych, ale nie tylko, które dostają czy będą dostawać 500+, przeznaczyłbym te pieniądze na prywatne ubezpieczenie zdrowotne.
@Kruk, oczywiście masz rację – czasem pozwolę sobie zażartować. Ale rozwiązanie typu „pogoda dla bogaczy” nie jest OK, chętniej widziałabym w wielu miejscach rezerwaty gdzie ludzka stopa nie miałaby prawa stanąć.
Dla zdobycia tzw. łatwej forsy manipuluje się rynkiem konsumentów w stylu „zobaczyć Neapol i umrzeć” oczywiście bez odniesień historycznych, a dosłownie – czyli cóż warte jest życie bez zaliczenia Neapolu. Moja opinia jest następująca: im mniej wyobraźni, tym większe pragnienie wypełnienia pustki w głowie i w życiu przez ciąg szybko następujących zdarzeń i zmian krajobrazów. Z drugiej strony proszę zauważyć jak wiele osób wiąże swoje tęsknoty i marzenia z podróżowaniem, być może są to atawistyczne zachowania – powroty do wcześniejszych wędrówek
Ps. myślę że każdy uczciwy człowiek postąpił by podobnie w sytuacji gdy manipulowanie na blogu jest oczywiste, Ty również. Nie po raz pierwszy sprzeciwiłam się męskiej dominacji i kobiecemu wyrachowaniu na blogach Polityki.
Pozdrawiam.
@żabka konająca
29 maja o godz. 9:24
„Z drugiej strony proszę zauważyć jak wiele osób wiąże swoje tęsknoty i marzenia z podróżowaniem…”
To osoby, które nie wiedzą, że dobra książka, świetny film, ambitna sztuka teatralna czy doskonały koncert w filharmonii (albo choćby na DVD, CD czy LP) dają znacznie więcej i nieporównanie głębszych doznań nie mówiąc już o wiedzy.
@żabka konająca
29 maja o godz. 9:24
„im mniej wyobraźni, tym większe pragnienie wypełnienia pustki w głowie i w życiu przez ciąg szybko następujących zdarzeń i zmian krajobrazów”.
Dokładnie tak.
Zdrówko Autorki mam nadzieję OK. Badania były…
W Niemczech – ponieważ w każdym kraju spory odsetek wizyt nie dochodzi do skutku z powodu niestawiennictwa pacjenta, ten fakt ma spory wkład w ogólny czas oczekiwania ludzi na wizytę u specjalistów, w długość kolejki – płaci się circa 25 marek za niestawienie się w umówionym czasie. To po prostu porządkuje trochę sprawę. Koniecznie trzeba przyjąć takie rozwiązanie w Kraju.
@żabka konająca 29 maja, 9:24
“ Z drugiej strony proszę zauważyć jak wiele osób wiąże swoje tęsknoty i marzenia z podróżowaniem…”
Właśnie, te osoby będą oszczędzały, żeby móc podróżować. Można z wielu rzeczy zrezygnować dla zrealizowania marzeń – mniejsze mieszkanie, skromniejszy samochód, mniej markowych ciuchów, mniej przeróżnych gadgetów. Wtedy podróżują tacy, co w podróżach widzą przede wszystkim walory poznawcze. Dzisiaj, jak pisze @Witold, masowo podróżują emeryci, którzy nie wiedzą co zrobić z pieniędzmi.
Z drugiej strony pamiętam, że w czasach PRL niektórzy ludzie mający szczęście znaleźć się na Zachodzie odmawiali sobie podróży i wielu innych rzeczy, żeby zaoszczędzić na mieszkanie w Polsce. Wzorzec konsumpcji jest sprawą osobistych priorytetów.
@grzerysz 29 maja, 10:43
Całkowita zgoda. Człowiek wykształcony, ciekawy świata, ma ogromne możliwości zdobywania wiedzy i wrażeń nie ruszając się z miejsca. Kant słynie z tego, że podobno nigdy nie opuszczal Królewca (Wikipedia to koryguje, raz oddalił się o 145km).
Jesteśmy i tak w lepszej sytuacji niż muzułmanie. Wyjazd do Watykanu to sprawa wyboru. Z kolei wyznawcy Mahometa ca 2 mld. mają obowiązek – fakt, tylko raz w życiu, ale jednak udać się na pielgrzymkę do Mekki. Hadżdż jest raz w roku, co przy optymistycznym założeniu, że muzułmanin żyje przeciętnie ok. 80 lat daje z grubsza liczbę 25 mln. uczestników corocznej pielgrzymki.
Wyobraźmy sobie, że większość ludzi na świecie, będzie chciała, bo ją stać na to pospacerować po Wenecji, Paryżu, Londynie itd…Nie mówię tu jedynie o problemach logistycznych, ale wpływie tego wszystkiego na kondycję naszej planety ogólnie mówiąc i to tylko po to, żeby sobie w tych miejscach zrobić selfie i z dumą umieścić w mediach społecznościowych.
@kruk
29 maja o godz. 15:41
„Człowiek wykształcony, ciekawy świata, ma ogromne możliwości zdobywania wiedzy i wrażeń nie ruszając się z miejsca”.
Oczywiście. Nie znaczy to jednak, że jestem wrogiem wszelkich wyjazdów. Pobyty w celu nauki czy (szczególnie ambitniejszej) pracy rozwijają wspaniale i pozwalają naprawdę poznać miejsca przebywania. Ale szwendanie się w celu „zaliczenia” jak największej ilości miejsc tudzież „zmian krajobrazów”, które już po miesiącu (albo nawet tygodniu) zaczynają się nam mylić, uważam za stratę czasu i pieniędzy.
Wszyscy stoimy do nicości, w kolejce ,jaka by ona nie była.Ta świadomość budzi strach ,lęk ,beznadzieję ,pokorę i szaleństwo.No i hedonizm.I zmartwienie.JA SIĘ MARTWIę ,CO ,BĘDZIE Z RODZINą KRAJEM I ŚWIATEM..A cholera wie ,czym się martwi nasz wielki wódz ?
Pan premier G.Kołodko odwiedził już grubo ponad 100 krajów, to jego hobby.
Myślę, że warto. Ale nie ma też silnych wskazań, ludzie są różni, a w przypadku wielu podróżowanie byłoby – jak pisał Emerson – wożeniem ruin do ruin.
Były premier Kołodko jest człowiekiem majętnym, 200 czy 300 krajów nie zrobi wrażenia na jego portfelu. Czasem szczęście jest bliżej niż myślimy i to mnie pociesza; kiedyś powiedziałam to dzieciom które woziły mnie po USA aż do zdrętwienia kości ogonowej, że nie ma znaczenia gdzie jesteśmy, może to być nawet moja działka pracownicza w Polsce (ja byłam u nich z wizytą) a cieszę się dlatego, że jesteśmy razem.
I to jest cała tajemnica.
@Witold 29 maja, 16:00
“For Muslims, the Hajj is the fifth and final pillar ofIslam. It occurs in the month of Dhul Hijjah which is the twelfth month of the Islamic lunar calendar. It is the journey that every sane adult Muslim must undertake at least once in their lives if they can afford it and are physically able.”
Islam zwalnia z obowiązku pielgrzymki ludzi ubogich i niedołężnych. Ale i tak tłumy w Mekce są niewiarygodne. Kilka lat temu, w trakcie obrządku kamienowania diabła doszło do stratowania na śmierć nie pamiętam już ilu ludzi. Że do tego nie dochodzi co roku, graniczy z cudem, a populacja muzułmanów rośnie.
@żabka konająca
30 maja o godz. 0:36
„Czasem szczęście jest bliżej niż myślimy”
U nas jednak pokutuje niezmiennie „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.
@kruk
„Islam zwalnia z obowiązku pielgrzymki ludzi ubogich i niedołężnych.”
Oczywiście wiem o tym, ale z drugiej strony ci „ubodzy i niedołężni” są gotowi odkładać pieniądze całe życie, żeby do Mekki „raz w życiu” pojechać. To jest siła wiary.
Nie trzeba daleko szukać. Jak myślisz kto przede wszystkim łoży(ł) na Rydzyka zanim PiS zaczął robić transfery? Na pewno nie bogacze.
@Witold 30 maja, 15:00
Przepraszam za niesłuszne domniemanie. Tak, najsilniejsza jest religijność klasy ubogich. Zakładano, że film Sekielskich otworzy ludziom oczy, tymczasem wielu poszło głosować, aby bronić Kościoła przed atakiem “wrogich ideologii”. Teraz wybuchł skandal wokół człowieka, którego papież całował w rękę. Triumfalizm kościelny ma na czym się oprzeć.
@kruk
„Zakładano, że film Sekielskich otworzy ludziom oczy”
Niestety to było myślenie życzeniowe także, przyznaję z mojej strony. Po wyborach nikt już nie mówi o państwowej komisji, a PiS nawet o tej, która miałaby się ewentualnie zająć „pedofilami wszystkimi”. Lud dostanie info, że ofiarom (wątpliwym oczywiście) chodzi tylko o forsę, którą chcą wyrwać Kościołowi tym bardziej, że „Nie lękajcie się” sami się podłożyli i tak jak KOD (nie pamietam już nawet nazwiska twórcy tego ruchu) roztrwonili społeczne zaufanie. Czarna dziura.
Przykład Szwecji, że ludzie bez entuzjazmu rzucają się na pierwszy termin zabiegu, czy operacji jest prawdziwy i powiązany z naszą rzeczywistością. Przypuszczam, że zasadnicza przyczyna jest jedna. Pacjenci nie za bardzo mają zaufanie do przedstawiciela służby zdrowia. Wolą diagnozę jeszcze skonsultować z innymi specjalistami. A ponadto pobyt w szpitalu – może dłuższy – wymaga zmiany swoich wcześniejszych planów. Jednym słowem działania służby zdrowia nie tylko przynoszą zdrowie (gwarancji żadnej nie dając), lecz komplikują nieco (oby nie na stałe 🙂 nasze życie. Oczywiście zdrowie najważniejsze. Ale można się wyleczyć a stracić dobrą pracę – na przykład. Nie ma się co dziwić.
A tak przy okazji, skąd takie negatywne myśli: kolejka, śmierć, szarość?
Medycyna nie jest nauką ścisłą, jest w niej dużo sztuki i interpretacji. Koniecznie trzeba zasięgnąć drugiej opinii, trzeciej. Lekarz musi być przytomny i inteligentny żeby umiejętnie zważyć materiał dowodowy. Jeśli ktoś ma odpowiedni typ zdolności to i nie będąc lekarzem może bardzo pomóc w swojej diagnozie i leczeniu, po oczytaniu się. Dwa odstępstwa od terapii idealnej: nadmierne leczenie, niedostateczne leczenie. W obu przypadkach mowa wszakże o prawidłowej diagnozie, bo trzeci przypadek to leczenie nie tego co…
Poszedłem a właściwie pojechałem jak najszybciej kiedyś do lekarzy… Case study. Pierwszy etap, przychodnia specjalistów z tytułem naukowym, dr nauk medycznych – na drugiej wizycie doszedłem do wniosku że facet jest bez formy, nie kojarzy, chyba w depresji? – potem okazuje się że idiotyczna diagnoza i beznadziejne leczenie, antybiotykiem (20 lat nie brałem ani razu antybiotyku) które poprowadziło mnie przez dwa tygodnie cierpień bez oznak wyleczenia, jest 30 grudnia i wygląda na to że jutro nici z wyjścia… Drugi etap młody lekarz chwalony w internecie – rozmawiamy 30 grudnia, widzę że z koncentracją nie ma problemów. Zapisuje skromniutkie lekarstwo, o oczko niżej od antybiotyku, które wkrótce przyniesie ulgę. Nie strasząc zasiewa pytanie o przyszłość „ciekawie wyglądającego” narządu, nie potępiając poprzednika dowcipnie… Oczytawszy się w styczniu uznaję strategicznie że operacja w przyszłości jest prawdopodobna i udaję się do czołowego docenta w tej specjalności. To może być rak! – mówi mi na luzie. Pytam o prawdopodobieństwo – 1/3 odpowiada. Wysyła mnie na dalsze badanie. Pani doktór po zbadaniu mnie jakąś sondą mało się nie popłacze – pytam wtedy jakie prawdopodobieństwo. 1/2. Wychodzę na ulicę już w zupełnie inny świat, z ciężkim sercem ale i egzystencjalnym ciężarem gatunkowym… Trzy dni studiuję setki stron badań na temat. Robię sobie jedno badanie krwi którego nawet docent nie zlecił. Dochodzę do wniosku, że prawdopodobieństwo jest 1/20… Idę do docenta. Jednym rzutem oka ogarnia materiał dowodowy i kręci głową. Na znak że raka tu nie ma co dalej szukać. Dziwi się że nie wziąłem leku, który mi przepisał. No to biorę go – imho overmedication, muszę zawrócić z ulicy do domu tak spadło mi ciśnienie że nie da się iść. Przerywam branie, kupuję 20 litrów pewnego soku, zdrowie wraca.
Wydaje mi się, że jak się płaci 300zł za wizytę to ci doktorzy po prostu czują że nie mają wyjścia. Muszą wypisać receptę. Lek usunie problem z ich specjalności, ale skutki uboczne mogą być silne.
@AOlsztyński 30 maja, 18:43
W kolejce na Mount Everest się umiera. https://www.usatoday.com/story/news/world/2019/05/30/mount-everest-video-shows-traffic-jam-hikers-amid-climbing-deaths/1285603001/
co to był za sok?
to bez znaczenia Żabko; nie ma soku dobrego na wszystko, natomiast warto znaleźć sok dobry dla konkretnego organu
Zdrowie można też stracić widząc skalę manipulacji niektórych mediów głównego nurtu wynikami wyborów.
Ot choćby porównując wyborczą mapę Polski zamieszczoną na okładce ostatniej POLITYKI (https://www.polityka.pl/TygodnikPolityka/wbiezacymnumerze) z tą sporządzoną na podstawie rzeczywistych danych Państwowej Komisji Wyborczej (https://krytykapolityczna.pl/file/2019/05/euro19gminy.png).
Zdrowie można też stracić widząc skalę manipulacji niektórych mediów głównego nurtu wynikami wyborów.
Ot choćby porównując wyborczą mapę Polski zamieszczoną na okładce ostatniej POLITYKI z tą sporządzoną na podstawie rzeczywistych danych Państwowej Komisji Wyborczej (https://krytykapolityczna.pl/file/2019/05/euro19gminy.png).
W/g Ewy Wilk ( pisze o tym w jednym z ostatnich Niezbędników), a właściwie to według WHO w roku 2030 jednostką chorobową nr1 w rankingu ( niezły mi ranking) globalnych dolegliwości ma być …oczywiście depresja.
Stawiam, że nikt nie zgadnie, dlatego dopowiem, że na tak wysokie notowania depresji szczególny wpływ ma wybitna nadreprezentatywność przedstawicieli najszczęśliwszego z kręgów kulturowych, którego opuściły jakieś religijne gusła i za zabobony, czyli świata zachodniego.
Kiedyś mawiało się „Jak trwoga do Boga”, a teraz…
…teraz zostały już tylko litanie do Latającego Potwora Spaghetti, albo podróże w Himalaje w nadziei, że może będzie przelatywał nad K2.
satrustequi:29.05 12.58 To taka twoja polska dokladnosc ! Jak juz piszesz w Niemczech to dokladnie :dotyczy to znikomej liczby pacjentow i to tzw. prywatnych!
Ty napewno wiesz lepiej , bo mieszkasz w Polsce,co! Sprawdz cos zmyslil!
„Rak jelita grubego. Przeprowadzone badania dotyczyły mieszkańców Europy oraz krajów najbardziej rozwiniętych, takich jak Kanada, Nowa Zelandia i Australia (opublikowały je pisma „Gut” oraz „Lancet Gastroenterology & Hepatology”). Najbardziej zaskakujące są analizy specjalistów holenderskich z Uniwersytetu Erasmusa w Rotterdamie. Wynika z nich, że zwiększa się zachorowalność na raka jelita grubego wśród osób przed 50. rokiem życia (dotyczy to również Polaków), ale największą dynamikę wzrostu zaobserwowano wśród dwudziestolatków.”
Wielu lekarzy ostrzega. Przyczyna – to eksperymenty z seksem analnym.
Czy ci lekarze sa homofobami?
@samba kukułeczka 31 maja, 11:33
Przypadki depresji występują częściej w krajach rozwiniętych. Ludzie krajów rozwiniętych są mniej religijni niż ludzie w krajach zapóźnionych pod względem postępu nauki i technologii. Ergo – brak religii jest przyczyną depresji. Po co zastanawiać się jakie inne czynniki mogłyby tłumaczyć różnice w występowaniu depresji? Mamy gotową diagnozę!
Zakładając, że diagnoza jest trafna, jakie wynikają z niej wskazania terapeutyczne? Forsowny powrót do praktyk religijnych raczej nie wchodzi w rachubę.
Czytałam kiedyś o badaniach nad samopoczuciem kobiet przechodzących menopauzę na różnych obszarach kulturowych. Wiadome jest, że w krajach rozwiniętych menopauzie towarzyszą dolegliwości. Natomiast ubogie kobiety na Jukatanie były bardzo zdziwione, kiedy wypytywano je czy menopauza jest dla nich uciążliwa. One były szczęsliwe, że po urodzeniu gromady dzieci nareszcie mogą od macierzyństwa odpocząć.
@samba kukleczka – podoba mi sie nick. Z treści twoich komentarzy na kilku blogach wyczytuję że jesteś wojującą katoliczką a według mnie nie ma takiej potrzeby. Ta rada dotyczy również zaciekłych ateistów; koleżankę @kruk zauważyłam właśnie dlatego że dopuszczała możliwość korzyści płynącej z wiary w chwilach dla człowieka dramatycznych.
Ja urodziłam się w rodzinie niewierzących stąd ateizm nie jest dla mnie problemem. Niestety będzie problemem dla pokoleń wyrosłych w III RP gdzie indoktrynacja zaczyna się od momentu przyjścia na świat.
coś pokręciłam z tymi nickiem, kukułeczka, kukuleczka, ale na pewno nie kukleczka
oczywiście o sok nie spytałam poważnie, co nie oznacza że nie współczuję w chorobie.
Sugestia że wiara chroni przed depresją dla mnie jest nieprzekonywująca; jak każda inna choroba ma swoje źródło i najpewniej jest dziedziczona, a wniosek jest jeden – człowiek jak każde żywe stworzenie wciąż jest tajemnicą.
@żabka konająca.
…że sprawiam wrażenie wojującej katoliczki piszesz.
Może i sprawiam. W dzisiejszych czasach każdy kto ma swoje zdanie w wielu kwestiach i staje ze swoimi opiniami w poprzek strzelistym prawdom mediów opiniotwórczych manipulujących na potęgę gawiedzią będzie wojującym katolikiem.
Nawet osoba która twierdzi, że Robert Lewandowski jest najlepszym polskim szachistą zapewne zostanie nazwana takim wojującym katolikiem.
Przyzwyczaiłam się i jest mi nawet z tym dobrze.
@żabka konająca 1 czerwca, 5:49
Zachodziłam w głowę o to, co mogłam napisać o roli religii w trudnych chwilach życia. I właśnie na blogu Szalonych Naukowców znalazlam na to odpowiedź. Przytoczyłam mianowicie pewien fragment Dostojewskiego w kontekście tradycyjnych ról kobiet i mężczyzn. Na blogu L.A. musiałam kiedyś przedstawić ten sam fragment w kontekście znaczenia religii. Tak działa silne wrażenie słowa pisanego.
samba kukuleczka 1.06.07:24 = dokladnie tak, z tym , ze ja sam nie bylem i nie bede katolikiem!
ja nie czytam wszystkich blogów, nie mam na tyle czasu. Jeśli pomyliłam osobę to popraw – czy to nie Ty pisałaś o pacjentach którym wiara pomaga w przetrwaniu? Jeśli nawet był to ktoś inny, to za samo postawienie tezy został zlinczowany. Ale to było dawno, szczegółów nie pamiętam.
Pozdrawiam i na jakiś czas mówię „do widzenia”.
Na blogu zastój więc wrzucam – za portalem GW – cytat z oblubienicy mediów głównego nurtu, Agnieszki Holland, której ostatni film został dosłownie zmasakrowany przez grono miedzynarodowych krytyków oceniających filmy konkursowe tegorocznego festiwalu filmowego w Berlinie:
„Okazało się, że obecna władza ma inną koncepcję tego, czym jest demokracja, prawo i sprawiedliwość. I że ta część społeczeństwa, która opowiada się za Prawem i Sprawiedliwością, nie waha się przed wyrażeniem głębokiej pogardy i dyskredytacji pod adresem tej drugiej części społeczeństwa”.
Jeśli mówimy o wyrażaniu „głębokiej pogardy i dyskredytacji pod adresem … drugiej części społeczeństwa” to zdecydowanie dotyczy to akurat środowisk bliskich Holland. Wystarczy choćby poczytać komentarze niektórych „dziennikarzy” POLITYKI na swych blogach czy też wpisy licznych internautów pod owymi komentarzami. Albo przypomnieć sobie wypowiedzi lub rysunki niektórych ludzi „kultury” bliskim redakcjom na Słupeckiej i Czerskiej.
Dobrze skomentowała to pod materiałem GW o reżyserce pewna internautka:
„Pani Holland oskarża elektorat PiS o pogardę dla opozycji. Najwyraźniej pani Holland nie wie co myśli o zwolennikach PiS pani Janda. Wpisy pani Jandy nie są pogardą?”
Dodam, że to – jak dotychczas – najwyżej oceniona przez innych internautów opinia i że to portal GAZETY WYBORCZEJ…
Krystyna Janda odczytała Treść Gdańskiej Deklaracji Solidarności i Wolności.
A tam i takie zdania:
„Chcemy demokracji bez sporów pełnych nienawiści.
Chcemy sfery publicznej wolnej od kłamstwa.
Chcemy budować naszą wspólną przyszłość w duchu dialogu”.
Czy Janda weźmie te słowa sobie do serca?
@grzerysz
A nie wiesz, czy artystka wpadła w spazmy, może szlochała?
Bardzo lubię jak Krystyna Janda w swoich rolach płacze.
Jest wówczas taka inna, no i tragiczna.
@samba kukuleczka
4 czerwca o godz. 20:31
„A nie wiesz, czy artystka wpadła w spazmy, może szlochała?”
Nie wiem, bo tą panią niespecjalnie się interesuję. Ale pamiętam doskonale jakie bzdury powiedziała kilka lat temu w wywiadzie o przyczynach klęski Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich:
„Pan Komorowski przegrał, bo była ładna pogoda, słodki beztroski weekend i wybory w tym przeszkadzały….
… generalnie to wszystko naprawdę dobrze się rozwijało i dawało wspaniałą perspektywę”.
Niedawno na blogu jednego z czołowych propagandystów POLITYKI internauta napisał:
„… mimo klęsk w wyborach prezydenckich i sejmowych nie usłyszałem również z ust „tych co przez 8 ostatnich lat” żadnego krytycznego podsumowania swoich rządów, wychodzi że oni też ciągle uważają się za nieomylnych, a klęski to z winy wyłącznie tępego nie pojmującego światłych idei narodu, jako wypadek przy pracy się wydarzyły”.
Coż, może „nieomylni” – podobnie jak Janda i redakcja POLITYKI – ciągle wierzą, że Komorowski a potem PO przegrali tylko dlatego, że „była ładna pogoda”?
Utwór „Co tak wyje” Łony i Webbera z albumu „Nawiasem mówiąc” przytoczony w całości
i z zachowaniem oryginalnej pisowni.
***
„Narzekać nie ma za bardzo na co; to nierozsądny trud,
bo jedziemy pierwszą klasą, i to prawdopodobnie w przód.
Zero opóźnień – był w tej sprawie komunikat
i ogolony konduktor, który zresztą mówi „dzień dobry” w pięciu językach.
Wagon – kolos, foteli układ luźny,
miejsc sporo, znacznie więcej niż nielicznych podróżnych.
I czy tu się wolno snuje lekkich rozmów aż po sufit nić?
Gdzie, chuja, wszyscy spięci. Nikt do siebie nie mówi nic.
Bo słuchają,
co to tak wyje? Co to tak wyje tam w tle?
I różnorodny płynie tu strumień koncepcji licznych
(co w zasadzie można zrozumieć, bo pociąg jest transgraniczny).
Pomysłów sporo, popartych tezą i cyfrą,
w tej palącej kwestii: co tu uczynić, żeby to wycie ucichło.
Na przykład taka się myśl, gromko jak na myśl, rozpycha,
żeby tu okna tak solidnie domknąć, to nie będzie słychać.
A jeden mnie zwłaszcza głos wzruszył, co wzywał,
że się ten dźwięk zagłuszy, kiedy zaczniemy wszyscy groźnie pohukiwać.
Tylko
co to tak wyje? Co to tak wyje tam w tle?
I w końcu kogoś olśniło (to jedna z tych rzadkich chwil),
że może to z tyłu wagon trzeciej klasy wyje ostatkiem sił.
Bo nie jest tam dobrze od dawna już z całą rzeczy istotą;
bo połowa kół odpadła, bo tłok jak nigdy dotąd.
Głos niegłupi i niemałej krasy. Ale nie trafił w masy,
bo tu jest pierwsza klasa i tu problemu są pierwszej klasy:
że bilety nietanie, że fotele niemiękkie oraz
że ten koleżka z kawą, co tu był wcześniej, teraz gdzie indziej wstrętnie polazł.
A wycie? Cóż wycie? W gruncie rzeczy nic.
W końcu ucichnie; tutaj jest długa tradycja przeczekiwania wyć.
Tutaj jest zdrowa dieta, sport, Paolo Coelho, tarot,
harmonijny rozwój, praca nad szczęściem i pogodna starość.
I tylko
co to tak wyje? Co to tak wyje tam w tle?”
Gdyby pani Krystayna Janda wprowadziła ten rap do mediów głównego nurtu,
to by za jednym zamachem wpisała się do realu, który „wyje tam w tle”.
@woytek
5 czerwca o godz. 22:21
„Gdyby pani Krystyna Janda wprowadziła ten rap do mediów głównego nurtu…”
Nie było takiej możliwości. Przypominam, że dla Jandy, jak powiedziała, „generalnie to wszystko naprawdę dobrze się rozwijało i dawało wspaniałą perspektywę”. Dla niej – podobnie zresztą jak i dla redakcji POLITYKI – Polska była krajem mlekiem i miodem płynącym, w którym wszyscy podróżowali pierwszą klasą.
Przypomnij sobie jak zdecydowany odpór dostał stosunkowo niedawno właśnie Łona (właściwie Adam Bogumił Zieliński, który jest nie tylko raperem i producentem muzycznym, ale także prawnikiem) – podobnie zresztą jak choćby Szczepan Twardoch i inni „nieprawomyślni” – od przedstawicieli Biura Politycznego POLITYKI w osobach Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki.