Herbatka z Trumpem

Byłam na marszu PiS. Nie mam mgły mózgowej po covidzie, bo covidu jeszcze nie przeszłam. Mając dwoje dzieci, pozostaję na bieżąco z twórczością Fredry, o czym za moment. Nie mając mgły, doskonale pamiętam m.in. to, że prezydent Andrzej Duda w ostatnich wyborach pokonał Rafała Trzaskowskiego, uzyskując wynik nieco powyżej 51 proc.

Ja doceniam satyryczne talenty fantastycznych kabareciarzy i kolejne odsłony skeczy o Adrianie. Czasem rozbawi mnie mem o pierwszej damie Agacie zerkającej na męża i mówiącej: „Anżejku, nie chcę cię martwić, ale chyba zapomniałam zamknąć drzwi”, i wyobrażam sobie, jak to osadzeni w pseudowersalskich pluszach Pałacu Wąsik, Kamiński i setki innych łaknących schronienia kryształowych sumień robią sobie na spacerniaku pod pomnikiem księcia Józefa ćwiczenia z gestu Kozakiewicza w stronę mięśniaków z SOP. Właściwie każdy mem z Agatą Kornhauser-Dudą, która coś mówi, mnie bawi, bo wiadomo, że swą historyczną sprawczość na tym stanowisku wyraża mutyzmem.

Wkoło jest wesoło, tymczasem połowa z nas wielbi Andrzeja Dudę. Wczorajszy marsz był w dużej mierze marszem zwolenników Dudy. Rozmawiałam z wieloma uczestnikami, niektórzy życzliwie się do mnie odnosili, choć nie ukrywałam się, hm, pod wąsikiem. „Prezydent Duda dobrze mówi”. „Duda tak pięknie mówi”. „Duda jest wykształcony, to nasz prezydent”.

Ja rozumiem, że wielu z nas, w tym mnie, drażni, że sprawia wrażenie skupionego głównie na jeździe na nartach i podpisywaniu czegokolwiek, co mu Nowogrodzka wyśle, ale i tak suweren lubi to. Setki tysięcy rodaków nie było nigdzie na nartach, nawet na górce czy hałdzie za domem, i fajny kombinezon z goglami robi wrażenie mocarza z Davos. W dodatku prezydent Duda jest katolikiem i, podobnie jak większość Polaków, żadnego rozdziału tronu od ołtarza sobie nie wyobraża. Według mnie to nawet chętnie zamieszkałby sobie w jakiejś świątyni, perfumował kadzidłem, a na miejsce pochówku wybrał papieską bazylikę Santa Maria Maggiore, o ile tzw. nienaszpapież Franciszek (który nie rozumie Polaków, czyli całej Europy) posunie się nieco.

Po drugie, marsz był bardzo liczny i sprawnie zorganizowany, bo przez lata PiS z różnych szuflad publicznych regularnie pompował miliony w brunatne media narodowe i ćwiczył sprawne bojówki podczas Marszy Niepodległości, które z malutkich ognisk czy spotkań w lesie przeprowadziły się do willi plus i na główne arterie. Prawicowy jutuberzy zgromadzili miliony chłopców odbiorców, a z domowych nagrań w rogatywce na tle krzyża i herbarza przenieśli się do porządnego studia, mają dobry sprzęt nagłośnieniowy i niemieckie (!!) fajne wozy transmisyjne.

Naiwni są ci, którzy upajają się detoksem od populizmu i brakiem pasków i holeckich w TVP. Oczywiście, to bardzo ważne, że to zostało zrobione, ale znów popełniamy ten sam błąd: gardzimy przeciwnikami i nie widzimy, do czego są zdolni. Zdolni nie w sensie „co za oszołomy”, tylko po prostu – jak są sprawczy i zorganizowani. Wzorce czerpią m.in. z USA.

Marsz był marszem poparcia dla trampkowej Ameryki, która stawia na „filozofię” społecznego darwinizmu – niech przetrwają najsilniejsi. Widziałam kilka flag amerykańskich i trafiłam na ulotki zachęcające do głosowania na Roberta Kennedy’ego, czyli wracamy do antyszczepów. Część maszerujących śpiewała i krzyczała w obronie „pana Janka Pietrzaka”, i to te same twarze widywałam na marszach Brauna i Sochy przeciwko nauce i szczepieniom – bawiło ich przebieranie się w pasiaki oświęcimskie jako symbol zniewolenia lockdownami. Grzech nierozliczenia pandemii, ale nie tylko w sensie kopertowych wyborów czy lewych respiratorów, ale rozliczenia w sensie polityki zdrowotnej, ruiny, jaką jest sanepid, i tego, jaki na przyszłość jest pomysł na promocję nauki i szczepień – mści się.

Czy rząd poprzestaje tylko na niewpuszczaniu pana Pospieszalskiego na antenę i naganie dla posła Brauna? Wykształciuchy przejęły władzę i czyżby już zapomniały, jak silne są dziś ruchy płaskoziemców i spiskowe teorie napędzane przez internet? Samo usypianie i hipnotyzowanie spokojem (na widok nowych „Wiadomości” ja od razu czuję, że moje powieki są ciężkie, powoli opadają, a ja osuwam się na otomanę) widzów TVP, które stosuje niewątpliwie przystojny i profesjonalny redaktor Zbigniew Łuczyński, nie wystarczą, by uspokoić anarchistyczne, przemocowe i cynicznie chamskie chwyty stosowane przez zrozpaczonych przegraną kumpli Morawieckiego.

To był marsz antyeuropejski, z czego część osób to rasiści, ale część to po prostu ludzie, którzy boją się. Boją się, bo „wszędzie słyszą” język ukraiński, bo koszty życia rosną, a korzyści ze strefy Schengen nie czują. Nikt u nich w rodzinie na żadnym Erasmusie nie był, a Erasmus to może brzmi dla nich jak jakiś stwór. Potwór z Loch Ness i Erazm z Rotterdamu. Część z nich to rozsądni obywatele, przedsiębiorcy, którzy potrafią liczyć, i słynne hasło o funduszu KPO rodzi konkretne pytania: na jakiej zasadzie będzie to rozliczane? Kto na tym zarobi najwięcej?

Na marszu widać było idealnie, że ani rząd, ani dział promocji Unii Europejskiej nie robią wiele, by nieprzekonane masy ludzi do korzyści płynących z bycia w UE przekonać. Samymi brzydkimi tablicami na metalowych nogach z tekstem o tym, że oczyszczalnia została dofinansowana przez Unię, ludzi krzyczących o rudym lisie Witalisie, który jest zdrajcą, nie przekona się. Dość mam słuchania, że ich demonstracje są gorsze od naszych, bo my to mamy pomysłowe hasła na kartonach, które z zachwytem cytować będzie w swoich felietonach Michał Rusinek.

Marsz to nie były żadne „ostatnie podrygi ostrygi”, tylko duży sygnał, że opozycja jest silna, że jednoczesne rozliczanie złodziejstw, nieudacznictwa, mafijnych działań bardzo trudno połączyć z ideą pojednania. Natomiast romantyczne bajdurzenie o tzw. deeskalacji też jest jałowe, by nie powiedzieć: dziecinne. Zaprawdę z przemocowcami, cynikami, manipulantami, którzy wzruszają się kombatancką przeszłością dawno skompromitowanych działaczy typu Pietrzak czy Kamiński, gotowi są umizgiwać się do antyszczepów, całować z neofaszystami z Włoch, oczekiwać, że Polki będą rodziły martwe płody, narażając własne życie, nie da się po dżentelmeńsku mediować przy herbatce.

Przypominam wiersz Fredry o Pawle i Gawle. Trudno deeskalować i stosować politykę miłosierdzia wobec kogoś, kto „strzela i trąbi” i dewastuje nasz dom. Naprawdę? Mamy sami się wyprowadzić i uciec? Mediowanie z przestępcami po prostu nie ma sensu, bo ci socjopaci lub zepsuci układami ludzie zawsze żądni są władzy i pieniędzy i podczas mediacji wszystko obiecają, ładnie się uśmiechną, by zaraz potem wrócić do swoich działań. Te typy nie zmienią się do śmierci i w tym przypadku deeskalacja nie może oznaczać rezygnowania z izolacji. Pytanie, jakie formy ta izolacja ma mieć? W Kościele katolickim to tzw. przeniesienie do innej parafii…

Nie wątpię, że Dudę nasi przyjaciele z USA przeniosą gdzieś na jakąś parafię, którą mu zaproponują. Ale z resztą szkodników musimy radzić sobie sami. Dziś poranek po marszu PiS. Godzina 7 rano. Ze swego dostawczaka zagaduje mnie zaprzyjaźniony sprzedawca warzyw. „Widziała pani, pani Agatko, wczoraj? Ile aut bez opłaty parkingowej nazjeżdżało tu do nas? Z Suwałk byli. Z Krosna. To Trzaskowski im pozwolił. Dogadał się z pisiurami. Słyszałem, jak tam u nich ogłaszali, że nie muszą płacić. A mnie, widzi pani, to zaraz hieny ze straży miejskiej pogonią”.