Czystość nóg

Widziałam na mieście żywą osobę z niewegańską teczką. Brązowa teczka, do tego brązowe buty i spodnie niedresowe. Sprawdzałam, czy to nie fatamorgana.

Pierwsi kombatanci zoom calli, ofiary teamsów i zdalnej pracy wyszli na powierzchnię. Po roku „chodzenia” do teatru w piżamie oraz wideocalli w laczkach wbicie się w oksfordki czy prasowanie spodni w kant może być równie niewykonalne co zrobienie dziesięciu pompek z przyklaskiem.

Po ponad roku wstawania do szkoły o 11 i binge watchingu albo, w moim przypadku, chodzenia w tej samej puchówce i czapce po lesie taka np. rozmowa wstępna ze specem od human resources czy egzamin ustny z mediewistyki mogą być szokiem dla organizmu, zadaniem ponad siły.

Miesiąc temu miałam wrażenie, że używana podczas codziennych leśnych wypraw kurtka wrosła we mnie jak pancerz, i zaczęłam fantazjować o Jarosławie Iwaszkiewiczu w trumnie. On kazał się pochować w stroju galowym górnika, a ja nie dam się rozebrać z pandemicznej puchówki.

Modowa etykieta wirusowa nie nadąża za odmrażaniem, luzowaniem, które serwuje nam rząd. Czasem nosimy się luźno, a raz rękawice lateksowe i szczelne skafandry, które do tej pory widywałam na „catwalku” tylko w śluzie szpitala zakaźnego przy ul. Wolskiej. Ostatnie tygodnie to maseczki w roli dodatków. Nie są już na twarzy ani pod brodą. Zsunęły się piętro niżej. Teraz nosi się je niedbale jak bransoletki – na nadgarstku. Pokazujemy, że mamy, jak rewolwer w kaburze, ale wyciągamy, tylko jeśli ten drugi wyciągnie.

Czytelnicy biegli w piosence literackiej zapewne znają dzieło pt. „Biurowa kartoflanka”, a kto nie zna, ten w jutuby musi zanurzyć się w trymiga.

Czy biurowa kartoflanka wróci? Liczę na to, bo najciekawsze osobistości zawsze spotykałam w bufetach. Większość piosenek, które stworzyła moja mama Agnieszka Osiecka, powstała w różnych bufetach, np. teatralnych, radiowych czy hotelowych, telewizyjnych. Tam się pracuje w grupie, a potem brylowanie na premierach to już odpuszczała.

Tymczasem pracodawcy zawieszają obostrzenia bardzo ospale. Trochę z troski o swoje portfele – strach pomyśleć o odszkodowaniach w razie procesów – a trochę z troski o nas. Znam dwa przypadki śmierci w teatrach – dyrektorzy nie zawiesili prób, uważali, że wystarczy kazać aktorom i pracownikom się testować we własnym zakresie! Większość zarządów i firm nadal trzyma reżim. Do biura w mojej radiowej redakcji przemykam uzbrojona w specjalną przepustkę, w pełni zamaskowana, po godzinach, biuro wietrzę tak mocno, aż papier z drukarki wylatuje. Za każdym razem błagalne telefony do prezesa: „Szefie, ja wiem, że to się ostatnio już trzy razy powtórzyło, że byłam w pracy, ale postaram się, żeby już się więcej nie zdarzyło…”.

Prawda jest taka, że czuję się zaniedbana. Całą parę musieliśmy skierować w ratowanie służby zdrowia i pilnowanie, żeby tylko nasze dzieci, rodzice i my sami żebyśmy się nie stali obciążeniem dla szpitalnictwa. W tym czasie zęby nam wylatywały, żółkły, tyliśmy, wiotczeliśmy. Ja ćwiczyłam sportowo, ale tylko „na utrzymanie formy”, a nie na lepsze wyniki, bo przecież odciążaliśmy nauczycieli, fryzjerów, kucharzy w stołówkach szkolnych – to wszystko musieliśmy robić sami.

Dlatego teraz czasem po prostu wstydzimy się wyjść z nory. Ale też nie ufamy swoim krokom. Wczoraj spotkałam kolegę, który kulał. „No wiesz, wyszedłem po roku pograć w tenisa i od razu skręciłem nogę”. Przyjaciółka malarka wracała po roku z zakupów ze sklepu plastyka z ciężkimi torbami i pękła jej rzepka w kolanie. Wcześniej zakupy dowoził młody kurier. Na spacerze z psem widuję od lata pana z jamniczką. Pan ledwo dziś chodził. Boli go stopa – to podagra, twierdzi. „Muszę ograniczyć popijanie i jedzenie po nocy”, tłumaczy się. Podagra? Sądziłam, że to choroba z powieści Dickensa, a nie z XXI wieku!

Osoby, które były przeciwnikami głosowania za przyjęciem Krajowego Planu Odbudowy, albo są tak zamożne, że płacąc za plomby, nawet nie sprawdzają paragonu, albo przyzwyczaiły się do tego, że cały naród nosi maseczki. Zza maseczek nie było widać stanu uzębienia 38 mln obywateli wsi i miast. Przypominam, że w PRL o zęby wszystkich dzieci dbały szkolne higienistki i były kontrole dentystyczne. Na obozach harcerskich bywały nawet obowiązkowe kontrole… czystości nóg. Dziś w szkołach jest biblistyka, ale to akurat nie higiena duszy odciąża służbę zdrowia.