Taka nowoczesna

Przestudiowałam dzisiejsze nekrologi i nic w nich o mnie nie ma. W czasach zarazy patrzę na gazetę i zastanawiam się nad proporcjami. Coś jest nie tak. Kultura umarła, a piszą coś o teatrze. Zgony galopują, a nekrologi dalej na końcu i wcale nie dominują liczbą stron. Kulturę zastąpił sport.

Ludzie oglądają skoki narciarskie, bo od lat polscy zawodnicy nie zjeżdżają już na nartach, tylko latają. Czy ktoś zna odpowiedź na to pytanie? Slalom – nie. Zjazd – nie. Czyli że nie potrafimy skręcać, bo albo nas na lewo za bardzo odchyla, albo na prawo tak radykalnie, że szkoda wstrząsem mózgu ryzykować?

Oczywiście, nie wszyscy dziś dają nekrologi. Planuję budżet domowy z ołówkiem w ręku, bo pandemia powoduje wśród nas brak jakiejkolwiek stabilności zawodowej (chyba że produkujemy testy, gumowe rękawiczki lub szczepionki…). Małpki drogie, cola droga, fajki drogie, trumny, pochówki drogie, bo moda na kremacje rozkręca się powoli. Miały być zmianyzmianyzmiany i epoka speed, ziemia kręci się, a nasza ojczyzna jakby opornie z nadążaniem.

Jak ja ją rozumiem! Nie cierpię nadążać, ale się mobilizuję, bo wstydzę się być dziadersem. Kobieta też może być dziadersem. Mam takie napady co kilka miesięcy, że będę bardziej nowoczesna. Wtedy zmuszam się i oglądam jakiś bardzo nowoczesny film artystyczny, który zdobył nagrodę na 32 festiwalach, a każdy międzynarodowy z multi-kulti jury pod przewodnictwem bardzo wykluczonej kobiety.

W filmach tych zwykle stawiają na to, żeby było zupełnie inaczej niż w pralce. W pralce wszystko wiruje dość szybko, a tu chodzi o to, żeby każdy kadr wydawał się tak długo zatrzymany, że aż wyjmujesz baterię z kompa albo uderzasz w telewizor, żeby sprawdzić, czy jeszcze w ogóle sprzęt działa. Zwykle powolna scena w kinie artystycznym pokazuje coś z bardzo bliska, czyniąc cię wziernikiem podczas laparoskopii, lub coś, co ma cię koniecznie wytrącić z tzw. strefy komfortu, o której i tak w Polsce nikt nigdy nie słyszał, bo u nas jedynie strefy wolne od LGBT mogą być.

Może to być np. trzydziestominutowe ujęcie pary deklamującej literaturę w aucie sunącym przez ciemność albo godzinna scena erotyczna między smutną dziewczyną szukającą spełnienia akurat w seksie, za którym nie przepada, ale pod ręką nie ma ani książek, ani przyjaciółek, ani pracy, tylko wieczną erekcję swego chłopaka.

Za mną już dwa takie filmy i na razie do końca 2022 r. odpocznę. Niestety internet filmowo wszystko przyjmie. Nawet ujęcia trwające cztery dni. Się spauzuje, się do zakładki wróci, potem się doobejrzy, potem się puści film, równocześnie mieszając wywar, potem się na komórce w toalecie jeszcze zerknie, można jednocześnie na kompie film oglądać, a w TV na Kamila Stocha zerkać – film może trwać pięć godzin, bo nie ma już pana obsługującego rzutnik w kinie.

Ciemność nie zapada, światełko z napisem „exit” nad drzwiami nie zachęca widzów do opuszczenia kina i seans trwa wiecznie. Szpetna czterdziestoletnia z trudem nadąża i tęskni za filmem w kinie. Ale kino jest już chyba jak winyle. Retro.