Kiedyś to, a kiedyś tamto

Nie pamiętam, kiedy byłam zrelaksowana. Nie wiem, jak Wy definiujecie to uczucie, ale dla mnie to coś więcej niż reset w stylu „wyłączam telefon i jadę przejść się do lasu”. To robię, a w lesie metaforycznym to mam wrażenie, że cały czas jestem.

Coś niezrobione, z płatnościami jestem w lesie, ze scenariuszem audycji jestem w lesie, ze zdrowymi posiłkami dla dzieci, ja pierniczę, nawet nowego dowodu młodszego syna z urzędu dzielnicy nie odebrałam, a liczę, że jeszcze w życiu kiedyś granicę Niepodległej przekroczymy i dziecko zobaczy, że za przedmurzem Europy jest szmat świata.

Ostatni rok żyję w wiecznym napięciu, jak jakiś spadochroniarz, który stoi na krawędzi gotowy do skoku, z ręką gotową do odpalenia spadochronu, ale minął już rok, a skok niezrobiony. Do tego stanu wiecznej gotowości przyczynił się wirus, owszem, ale bardziej niż grypy i choroby boję się naszych trucicieli polityków. Pandemie były i to fakt oswojony, tak jak i ten, że życie często zdaje się za krótkie, choć to dyskusyjne – gdy patrzę na moje zdjęcia z czasów zimy stulecia w Warszawie (1979), jak w czapce kominiarce lepię igloo na podwórku, a zaraz wybieram się na łyżwy, bo sąsiad wylał nam za domem z węża wodę i zrobił lodowisko – to czuję się jak zaplątana tu przypadkiem mamucica.

Jadąc wczoraj przez Anin, mijałam centrum ogrodnicze, a przed nim dekoracje z migających bałwanów. Moją reakcją było syczenie przez zęby i chęć zatrzymania się i odłączenia ich od respiratorów. Bałwany? W XXI w.? Kto je jeszcze rozumie?

Wieczna gotowość do ratowania wiecznie niewydolnej służby zdrowia to „zasługa” i wirusa, i polityków. Ale do tego dokłada się wieczny protest. Wczoraj słyszałam, jak Adam Małysz skarżył się, że tylko dzięki protestom przeciwko organizatorom zawodów udało się Polakom wystartować. ILU KATASTROF udało nam się uniknąć dzięki protestom? Czy zespół „Polityki” i Wy moglibyście pomóc mi to zliczyć, począwszy od 2016 r.? Od 2016 właściwie bez przerwy protestują kobiety. Protestuję, wspierając rodziny dzieci niepełnosprawnych. Zawsze jestem gotowa protestować w obronie przyrody – czy to lokalnie, tu w Warszawie (na szczęście miasto posadziło naprawdę dużo drzew w minionym roku), czy w Puszczy Karpackiej. W obronie konstytucji. W obronie obecności Polski w Unii.

Protestowałam, wspierając lekarki i pielęgniarki – niestety tylko częściowo rząd im wypłacił podwyżki. Co za hipokryzja! Popatrzmy na kolejność szczepień – pierwsze są pielęgniarki i lekarki. Czyli jednak są potrzebne? Najważniejsze? Czy może jednak „niech jadą”?

Ledwo przełknęliśmy świąteczne śledziki, już Ordo Iuris i polityczni fanatyczni dręczyciele kobiet i dzieci chcą wypowiedzenia konwencji stambulskiej. Gdybym chciała mieszkać w Iranie lub Turcji – mieszkałabym… Ale nie chcę. Przemoc w rodzinie – tak, tak, ma być załatwione domowymi sposobami, tak jak kiedyś bywało.

Jako emerytowana zawodniczka piszę jak jest – tak się nie da żyć. Przygotowanie formy idealnej na zawody to proces wymagający czasu i na intensywny trening, i na średnie obciążenia, i na podtrzymanie formy, i na regenerację. Bez tej ostatniej przepadniemy w ogonie peletonu.

Kiedyś nie było Unii. Kiedyś nie było szczepionek na wirusa. Kiedyś nie było zdalnej szkoły. Kiedyś kobiety nie pracowały. Kiedyś nie było samochodów, które same parkowały. Kiedyś nie było badań prenatalnych. Kiedyś nie było przezroczystych lodówek, które same robią zakupy. Kiedyś był śnieg. Im bardziej wchodzimy w epokę „speed”, technologię sztucznej inteligencji, tym bardziej widać, jak ten pociąg z napisem „postęp” nam odjeżdża, a wszystko (my) zostajemy w tyle.

Dlaczego tylu Polaków się nie szczepi? Zmiennych jest wiele w tym badaniu, ale dwie z nich to wykształcenie i wiek. Starsi z nas po prostu tęsknią za dawnym światem, tego nowego już nie ogarniają, a zatem boją się wszystkiego, co nowe. Ostatnie cztery lata to czas naszego starzenia się. Teraz umieramy lawinowo – o tym minister zdrowia informuje. A co z noworodkami? Cisza…

Nasza szkoła to XIX w. Dzieci nie uczą się samodzielnego myślenia ani dzieci, ani starsi nauczyciele nie uczą się programowania, nie uczą się o tym, czym tak naprawdę te „czipy” są – bo są i to jest fakt, ale akurat nie w szczepionce na covid. Czym jest inżynieria genetyczna. Może gdybyśmy wszyscy na co dzień mieli szkolenia robione przez dr Aleksandrę Przegalińską, autorkę książki „Sztuczna inteligencja. Nieludzka, arcyludzka”, mniej balibyśmy się czipów?

Może, ale żeby mieć mądrych, nowoczesnych polityków serwujących nam relaks w postaci łatwego, bezpiecznego dostępu do opieki medycznej, do darmowej edukacji, szkoleń, pomocy w przebranżowieniu itp., potrzebni są sensowni ludzie u sterów. Inaczej codziennie jesteśmy nad przepaścią, na barykadzie i jedyne, co nas pociesza, to przyjaciółki dodające sobie otuchy: „no cóż, musimy być dzielne”.

Rząd zamknął Wasze dzieci na ferie w domach, by gniły i nie używały świeżego powietrza? No cóż, gimnazjalisto, bądź dzielny. Zamożni warszawiacy mają łatwiej – można córkę na półkolonie tenisowe zapisać…

Ale czy wszystkie matki są zamożne i z Warszawy? Tak czy siak, ja właśnie zapisuję się na szkolenie z archiwizacji w chmurze, bo jak się sama nie dostosuję do XXI w., to ani pracodawca, ani rząd mi nie pomogą – a trzynasta emerytura to trochę za mało, by dać mi poczucie zrelaksowania.