Polska podziemna

W czasie pandemii śmierć w świetle reflektorów, a nowe życie zeszło na piąty plan. Lepiej poczekać z rodzeniem, aż Polska zniknie z mapy – zdają się myśleć Polacy i Polki.

Dużo zgonów, a mało nowych narodzin. Dlaczego w Niepodległej rodzi się tak mało dzieci? To nie jest kraj dla dzieci. Może tylko dla plemników.  Rząd codziennie stara się mnie przekonać, że jestem złą matką. Zabrał dzieciom (i rodzicom) posiłki przedszkolne – drugie śniadanie, obiad, podwieczorek. Tymczasem pracując zdalnie, rodzice mają niejakie trudności z czasem na gotowanie tych dodatkowych posiłków, zakupem świeżych warzyw, owoców, robieniem zup.

Zła matka. Siedzi na kolejnych online spotkaniach, a dziecko je mrożonki albo rybne paluszki. ZUS oferuje zasiłki opiekuńcze na czas Covid-19 dla mam i tatusiów dzieci do ósmego roku życia. Mnie odesłali z kwitkiem.

Nie jestem dobra matką, moje dziecko nie jest dobre, mimo że ma lat cztery. To kara za to, że mam jeszcze pracę. Jak mnie zwolnią, to dostanę pomoc. Przyznam się, że dawno tak depresyjnie w moim macierzyństwie nie było. Bywają chwile, że w tej pandemii zazdroszczę singlom. Marzę, że jestem starym kawalerem. Zostałam w domu, a sąsiadka przynosi mi zupki i piwka, a ja sobie czytam dzieła filozoficzne.

W trosce o służbę zdrowia jako freelancerka płacę składkę na NFZ. Ale po co? Po to, by za wszelką cenę tej służby zdrowia nie obarczać? Od lat słyszę od speców z IT, ludzi biznesu i lekarzy, że już-już wchodzimy w erę „speed”. Miało być speed, telemedycyna, robotyzacja, roboty służące seniorom, apki ratujące zdrowie, a jest powolne wymieranie.

Ile personelu medycznego jest w tzw. grupie ryzyka? Czy pielęgniarki i lekarki po 65. roku życia nie powinny „zostać w domu”? Górnolotne przemówienia na temat „ofiarności i bohaterstwa” trafiają w martyrologiczną nutę, ale chyba co innego obiecywał premier Morawiecki, prezentując swoje powerpointowe konfy pełne „innowacyjności” i „gospodarki opartej na wiedzy”. No i co z tym latte? Czy rezydenci mogą już teraz pić latte, nawet na sojowym?

W pracy wielu oszalało na punkcie zebrań online. Ludzie oduczyli się telefonowania – wszyscy muszą zbierać się na Zoomie. Nie wiem jak wy, ale ja nie cierpię pracy zdalnej. Wykończy ona nas zdrowotnie prędzej niż grypa. Po wielu miesiącach (do września co najmniej?) tych godzin spędzonych na zebraniach online z dzieckiem wyrywającym mi włosy i krzyczącym „mamo, pobaw się ze mną” moja efektywność w pracy spadła, mój mózg staje się jajecznicą, a wczoraj o 10 rano, po tym jak siedziałam z moim czterolatkiem na jego zajęciach online przedszkolnych (same dzieci nie bardzo ogarniają naukę online, bo czterolatki NIE CHCĄ SIEDZIEĆ NA ZOOMIE), zaczęłam mieć mroczki przed oczami – za dużo ekranów, za mało snu – czytam książki po nocach.

Zastanawiam się, kiedy część dzieci oślepnie i stanie się odwłokami bez ruchu i zabawy z grupą rówieśniczą. Kto ich będzie leczył? Prócz lekcji online dzieci siedzą jeszcze przed tabletem lub komórką, oglądając bajki, bo rodzice pracują.

Naczelnik zdaje się wierzyć, że pandemia zacieśnia więzy rodzinne. Większej bzdury nie słyszałam. Niedawno córka mojej koleżanki spytała ją: „Czy ja mam jeszcze babcię?”. Mój kolega chciał pojechać do rodziców na wieś, a ci powiedzieli, żeby nie przyjeżdżał, bo sąsiedzi donoszą, widząc warszawskie rejestracje. Mój znajomy po miesiącu pracy zdalnej wrócił do biura, bo żona i dzieci „cały czas coś od niego chciały”. Zastał tam śpiącą na kanapie pracowniczkę. „Przepraszam, musiałam uciec z domu na godzinkę, żeby się zdrzemnąć”. Od kiedy splajtowały oba pensjonaty mojego kumpla, pije ze stresu. Nikt tych pensjonatów nawet nie chce kupić.

Co do utraty wzroku – mam dobre wieści. Działa państwo podziemne. Nie wiem, jak będzie dalej z tym uszczelnianiem VAT, bo szara strefa kwitnie. Optyk w moim mieście otwiera na znane hasło. Optometrysta sprzedaje „najlepsze kasztany na placu Pigalle”, czyli zbadał mi wzrok na zapleczu. Działają stomatologowie w podziemiu, a ginekologia z podziemia nie wyszła, więc tu akurat szlaki przetarte – cytologię da się zrobić.

Fizjoterapeuci przyjmują w domach albo jeżdżą do ludzi. Siłownie przeniosły się do prywatnych ogródków – za pieniądze można poćwiczyć w siłowni ogrodowej bogatych ludzi z willami. Masażyści ratują obolałych klientów z odleżynami po domach i piwnicach.

Tymczasem Naczelnik, zamiast ratować polskie rodziny, robi wybory. Naczelnik nie ma pomysłu na polską rodzinę prócz tego, że pociechy mają się teraz do jesieni/zimy nie uczyć ani nie śpiewać w chórze, ani nie grać w orkiestrze młodzieżowej. Dziś odbierałam z poczty awizo. Jedno czynne okienko, kolejka na 12 osób, stałam ponad godzinę na dworze! Omal nie skusiłam się na kawę w papierowym kubku – sieciówka obok oferuje wynosy, ale sieciówki mają ceny astronomiczne.

Tyle w sprawie sprawnego działania tego państwa i wyborów. Dziś było słoneczko, ale w grudniu, gdy koronawirus przyciśnie, stanie w kolejce z dziećmi na dworze pod pocztą (z kim dzieci zostawisz?) może ściąć z nóg nawet niezakażonego obywatela.