Maseczka na twarzy

Dawno nie cieszyłam się tak bardzo z wymiany opon. Coś, co było dla mnie zwykle jeszcze jedną sprawą do załatwiania i pamiętania, w czasie pandemii stało się obietnicą atrakcyjnej podróży. Wizyta u wulkanizatora. Lepsze niż tinder.

Wyciągam najlepszą mini, szukam dawno nienoszonych szpilek. Do tej pory latami żyłam w poczuciu winy, że jestem kierowcą, i pół roku temu poważnie rozważałam sprzedaż auta, bo syn już usamodzielnił się tramwajowo i hulajnogowo. No, ale w pandemii auto stało się bunkrem, oazą wolności i sposobem na to, by ludziom w kwarantannie dowieźć zakupy. Wulkanizator nie dość, że żyje (gdybym nie była na diecie niskomedialnej, pewnie sądziłabym, że na bank zmarł, gdyż „pan Dętka”, jego narzędzia i garaże są już mocno patyną okryci), to jeszcze nie zbankrutował. On „zaprasza, ma otwarte”. Czyli jakby coś jest z nim nie tak?

Szkoda, że nie możemy wybierać sobie kolejności zakażenia, bo ja chciałabym mieć już chorobę za sobą niezależnie od rozwiązania. Nie boję się śmierci, bo na coś wszak i tak padnę, a życie miałam ciekawe. Boję się, że padnę na samym, samiuteńkim końcu. Jako miastówkę myśl, że zostanę sama w pustym mieście, w którym nie żyje nawet mój dostawca pizzy, że ostatni McDonald nie smaży już nic śmieciowego na rakotwórczym oleju, że kurwy z Pigalaka z rogu Poznańskiej i Nowogrodzkiej straciły nie tylko trwałe ondulacje z braku fryzjera, ale i życiodajne soki – to mnie przeraża.

Nie wiem, jak jest w Państwa mieście, ale w moim najlepiej do pandemii przygotowany był McDonald. Zamknięte restauracje? Proszę bardzo. McDrive działa. W drodze do lasu za Wołominem mijałam wołomińskiego McDrive’a i takiej kolejki do tej „restauracji” nie widziałam nigdy. Ludzie pracujący w domu nie mają czasu gotować trzech posiłków dziennie dla całej rodziny i jeszcze po nich sprzątać.

W czasie, gdy pomysły zagubionych, żądnych władzy, agresywnych i merytorycznie nieprzygotowanych polityków każą nam zmienić plany czy nawyki, część z nas szuka głębszych sensów, znaków czy odpowiedzi na pytanie: czy „coś lub ktoś nas testuje”?

Przyznam, że te dywagacje mnie nie dotyczą. Czytam właśnie autobiografię pisarza Kazimierza Orłosia „Dzieje człowieka piszącego”. Trafiam na fragment, w którym autor cytuje zapiski ojca z powojennej biedy w Warszawie: „Długi czas odczuwaliśmy niewygodę z powodu braku zegarków. Rano ustalałem godzinę wyjścia do pracy na dużym zegarze, znajdującym się na wieży remizy strażackiej, odległej od naszego mieszkania o paręset metrów i widocznej z okna pokoju. Niestety obok wieży rosła topola, która wkrótce zasłoniła zegar”.

Po powstaniu ojciec odzyskał kurtkę zimową, ale nic więcej – wszystko inne (poza figurką Tołstoja!) się spaliło. A to wybuchnie wulkan, a to wyschnie jezioro, a to wojnę rozpętają, a to łańcuch górski się odłączy, a to kontynenty się rozdzielą, a to dżuma nadejdzie. „Odczuwamy niewygodę”. Dostosujemy się – albo za burtę.

Mnie frapuje inne pytanie. Jak i czy kiedykolwiek dostaniemy odszkodowanie za błędy polityków i lekarzy? Ministrze Szumowski, telewizjo wszelkiej maści, ministrze edukacji – czy naprawdę oczekujecie, że mój czteroletni Antoś będzie uczestniczył miesiącami w przedszkolnych „lekcjach” online, że rozwalenie edukacji ośmioklasistom i maturzystom, rozwalenie ich psychiki, poniżanie kolejny raz nauczycielek, które za własne pieniądze muszą kupować oprogramowanie komputerowe i na miesiąc przed maturami nie wiedzą, co powiedzieć uczniom, że to wszystko robicie w trosce o nasze zdrowie? „Takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie”…

Który to już raz demolujecie edukację, kpiąc z wychowawczyń przedszkolnych, nauczycielek, pokazując, że zależy wam na zniszczeniu najmłodszych umysłów i ich wychowawców? Wychowawczyni przedszkolna mojego syna tak tęskni za dziećmi i pracą, że po dwóch miesiącach zamknięcia przedszkoli wygląda, jakby przeżyła zsyłkę, gułag i trzy powstania…

Obudźcie się, otwórzcie przedszkola, można porobić mniejsze grupy i pracować w innych godzinach. Psychiatria dziecięca już przed pandemią była w rozsypce. Dzieci nie mogą płacić ceny za błędy dorosłych. Od miesiąca moją maseczkę noszę na oczach, bo wtedy nie muszę patrzeć na twarze polskich władz.