Czy prezes umie w recykling?

Polskę i resztę świata obiegły fotografie palonych u nas na stosie książek fantasy i wszyscy wokół pomstują na Kościół lub chcą palić w odwecie książki katolickie, które dla nich z kolei brzmią bardziej „fantasy” niż niejedna książka o szkole, sierotach i uczniach autorstwa pani Rowling. Zaprawdę współczuję dyrektorowi Biblioteki Narodowej, bo jak sądzę, powinien na stałe mieć na parkingu kilka wozów strażackich. Jednak czy problemem ostatnich miesięcy, a może i dekad nie jest bardziej sam akt palenia niż los i tak rzadko czytanych książek?

Dawno temu szlagierem była piosenka z muzyką doktora Jerzego Woya-Wojciechowskiego „Tylko nie pal”. Słowa: Agnieszka Osiecka, wykonanie: Maryla Rodowicz. Piosenka była częścią kampanii antynikotynowej. Teraz jednak jej refren – „Rób, co chcesz, mów, co chcesz, tylko nie pal”, pasuje do palącej sprawy palenia ogólnie: palenia śmieci, palenia rac, palenia kukieł, palenia flag UE, palenia traw na działkach, palenia ognisk w lesie, palenia mostów, samospalenia Piotra S. i chęci spalenia generalnie wszystkiego wokół, co nam się nie podoba, bo do spalenia nadaje się wszelki gorszy sort, czyli śmieć.

Unia Europejska, postrzegana jako bestia bardziej imperialistyczna niż Wielka Brytania (która to spod jarzma i kajdan Brukseli chce się wyzwolić), tak jakby wyczuwa tę naszą słowiańską pierwotną skłonność do palenia i próbuje przekierować tę skłonność na bardziej innowacyjną formę niszczenia, czyli recykling. Zamiast niszczyć my, prosty lud, mamy nauczyć się w recycling. Mamy odzyskiwać, szanować, nie trwonić, kultywować. Weszły kilka dni temu nowe zasady segregowania odpadów. Co teraz będzie się działo w parafiach? Specjalny pojemnik na recycling fantasy? Nawet miasto ziejącego ogniem smoka, czyli Kraków, siłą kontrolujących strażników zmusza napalonego na palenie mieszkańca do recyklingu.

Czy prezes Kaczyński, prócz tego, że wymyślił piątkę naszych rzeczy, które może nam jeszcze zabrać i rozdzielić między innych, umie w recykling? Czy widziano tego Janosika niosącego umyte opakowania po jogurcie osobno, pieluchy osobno, papier po maśle osobno, szkło białe po wódce osobno, a zielone flachy po winku osobno? Czy wasz sąsiad, dziadek, kochanek, syn umie w recycling? Kiedyś jedynym obowiązkiem mężczyzny w domu było „wynieśśmieci”. Często ograniczało się to do schylenia po worek pieczołowicie zawiązany przez żonę i wrzucenie tegoż worka do zsypu na klatce. Dobry, wspierający mąż. Partycypuje w obowiązkach – bierze worek i unosi. Czasem, gdy roztargniony, to zabiera worek na piwo i wraca z tym samym workiem do domu. Ach, ależ ten nasz mąż roztargniony – myśli o Einsteinie na pewno i dlatego śmieci nie wynosi. A tu zła Unia komplikuje sprawę tak, że nawet nie wiadomo, czy żona, babcia i teściowa umieją sortować śmieci, miast je palić.

Ostatnio mój dobry znajomy skarżył się, że benzyna droga, a on musi matkę pod Łodzią odwiedzić. „Nie możesz Tanich Linii Kolejowych wybrać?” – pytam. „Nie, bo mam kartony i dużo śmieci dla matki w bagażniku”. Syn wozi matce w prezencie puste pudła. Śmieci jako kosztowny drobiazg na święta. Żeby miała na opał w piecu. Wykluczenie energetyczne to fakt, a my tu oburzamy się, że ktoś coś pali.

Sama mam z recyklingiem ogromne problemy. Remontując 15 lat temu kuchnię, przeznaczyłam w niej miejsce tylko na trzy pojemniki, a teraz mamy mieć już pięć worków różnych kategorii wszakże.

Tęczowi, spacerowicze, szczepionkowcy, feminiści, lemingi – mnóstwo sortowania, grodzenia się. Polacy grodzą osiedla na części po to, żeby dzieci sąsiadów nie mogły korzystać z placów zabaw, a obce psy obcych kup nie robiły. Trudno się dziwić, że tli się w nas nieustannie żar pożogi. To chęć, by płomienie, które nie wiedzą, co to sortowanie, zgładziły wszystko to, co nam stoi na przeszkodzie.