Własny pokój

Czy jeśli mój 12-letni syn zostanie prostytutką, to czy ja to zauważę? Myślę o tym od wczoraj, kiedy to jako gość przysłuchiwałam się konferencji, a raczej spotkaniu, jakie dla nauczycieli, dyrektorów szkół, wychowawców przedszkolnych zorganizowała warszawska dzielnica Wola. Prelegentami byli psychologowie, psychiatrzy i adwokat. Sala konferencyjna udostępniona przez Caritas wypełniona prawie wyłącznie kobietami (wychowanie przedszkolne, wiadomo, to nie dla polskich macho). O, przepraszam, jest dwóch panów – to dyrektorzy szkół.

To, czego bali się świadomi rodzice i nauczyciele w latach 80., jest już nieco oswojone. Narkomania wśród 13-latków – odhaczone, mamy to, wszyscy czytali „Dzieci z dworca ZOO”, a analfabeci wtórni przynajmniej film zobaczyli. Dilerzy w szkole? Odhaczone, jest ochrona, kiedyś nie było, dilują za ogrodzeniem. W szkołach bywają policjanci z psami. Podobno całkiem niedawno w jednej ze szkół taki pies rzucił się w klasie na plecak jednego z uczniów i rozszarpał, wyciągając… na drugie śniadanie marihuana. Wszyscy zaczynają od marychy, tak leczniczo. Rodzice mieli pretensje, że psy po szkole łażą. A psy może nieszczepione? Wiadomo, jaki mamy podejrzliwy stosunek do szczepień.

Szarpanie, wciąganie do toalety, bo na szkolnym korytarzu jest kamera, gwałt, pigułka gwałtu, dręczenie fizyczne i wszelkie odcienie „Niepokojów wychowanka Toerlessa” – to już było. Nawet bulimia i anoreksja, choć w PRL o nich nie wiedzieliśmy, to przyjęły się błyskawicznie i dziś są na porządku dziennym, jak cukrzyca czy trądzik. Do niektórych liceów chyba bez anoreksji trudno się dostać.

Nauczycielom doszedł drugi etat. Świat cyfrowy. Już nie tylko muszą wychowywać w realu, ale i w sieci. Pilnować, czy uczennicy ktoś nie sfotografował w toalecie, gdy się załatwia, a potem fotografii tej nie udostępnił w sieci z poniżającym komentarzem. Przedszkolaki widziały już pornografię, mimo że główkami do lady w kiosku ruchu nie dosięgają. Gazetki z pornografią to już relikt glacjalny. Jest przecież w domu tata, czasem tata z mamą – każdy sobie czasem zerka w laptop lub smartfon, a tam takie brzydkie bajki dla dorosłych.

Adwokat na konferencji uświadamia ciało nauczycielskie: „Jest sieć. Ale sieć, którą państwo znacie, to tylko mała część problemu, bo jest jeszcze dark net”.

A tam, w dark necie – dziecięca prostytucja. Banalnie prosta, na wyciągnięcie ręki. Logujesz się, robisz awatara, kupujesz i sprzedajesz za żetony. Kilka minut, kilka godzin – dla każdego coś miłego. Dokładnie rozpisane menu, jak w spa czy u kosmetyczki – sam głos? Chwila rozmowy? Może tylko twarz? Albo tylko nogi. Tylko brzuch? Przez telefon, przez kompa. Bez wychodzenia z domu. Rodzice albo w pracy, albo w kuchni czy pokoju obok. Cieszą się, że dziecko bezpieczne w domu przy kompie. Niech sobie trochę pogra, wszyscy grają. Rodzice sami często z komputerów w ogóle nie umieją korzystać – ale cieszą się, że syn lub wnusio potrafi. Kupili mu tablet z okazji komunii, żeby lekcje robił. Ma nowe buty? Airmaksy, vansy? W te gry wygrał – tak mówi. Lekcje opuszcza, nauczyciele się dziwią. Po co mu szkoła, zarabia już lepiej niż nauczycielka polskiego.

„Prostytucja wymaga przedefiniowania” – mówi prelegent adwokat. Patrzę na panie nauczycielki. Niektóre młode, pełne wiary – myślę o nich jak o żołnierzach jadących na front. Czy przeżyją piekło szkolne? Niektóre w wieku emerytalnym – wszystko już widziały. Obyś cudze dzieci uczył? Dzieci to pikuś. Obyś cudzych rodziców uczył. Nauczycielstwo to kilka etatów w jednym.

Pamiętam mieszkania z lat 80. Niewiele dzieciaków miało swój własny pokój. Wszyscy na kupie w kuchni albo kawalerce. Własny pokój kojarzył mi się dotąd głównie z powieścią Virginii Woolf. Podobnie jak wszystkie matki Polki codziennie walczę o własny pokój – choćby parę godzin pracy wyrwane od zajmowania się rodziną, domem, autem – to sukces. Natomiast pokój dziecka? Czy to dark room?