Bursztyn i złoto

„There ain’t no such thing as a free lunch”, czyli nasze stare „nie ma nic za darmo”, tłumaczy wygórowaną stawkę, jakiej zażądał ostatnio pewien pan Marek Ch., chwilowo człowiek bez nazwiska, bo zatrzymany, nazwisko też zatrzymane, ale może znowu je odzyska, odbierze z jakiejś przechowalni z nazwiskami, wraz z kluczykami do limuzyny i bielizną, i nie będzie samotnie telepał się po labiryncie pokojów przesłuchań niczym kafkowski Józef K.

Mijają lata, czas odmierzają kolejne rodzinne uroczystości, o, tu fotografia z chrzcin, a tu z 90. urodzin dziadka, dziadek ze wszystkimi swoimi zębami i wnuczkami, a tu z obrony naszej Julci, do twarzy jej z doktoratem, a tu prababacia przy saniach. Równolegle w niepodległej ojczyźnie kolejne afery – o, to było za czasów Rywina, pamiętacie film „Pan Tadeusz”, to chyba tego Rywina produkcja, a co z nim, czy on jeszcze żyje? Dzieci dojrzewają, lata afery „i czasopisma”, potem restauracyjnie się porobiło – a to lokal Pędzący Królik, a to Sowa i Przyjaciele – poznajemy słowo „lobbing”, bo wcześniej lobby to były dla nas tylko w tenisie i piłce nożnej. Następnie swojskie bursztyny i złoto stają się światowym „amber” i „gold”, a kamienice i mieszkania w całej Polsce odzyskują spadkobiercy, którzy wstali z grobu bez pomocy ekshumacji. Teraz prócz urządzeń antysmogowych w modzie są szumidła.

Na tym tle nie dziwi, że Jarosław Kaczyński latami nie miał konta w banku – bardzo wyrachowany.

Tymczasem komentatorzy niczym kibice MMA jarają się, kto kogo wykończy, kto się przekręci, czy rząd upadnie, wszystkie chwyty dozwolone, można korespondencję ujawniać, nagrywać – historia nie kończy się nigdy.

Na takiej pustyni intelektualnej dobry prawnik jest bezcenny. W czasach gdy tyle mówi się o prawnikach z kręgosłupem, gdy polscy prawnicy negocjują nasze losy na arenie europejskiej – inteligentny, zaufany, skuteczny prawnik jest grzechu wart. Bez prawników jesteśmy bezbronni, bo nie wiemy nic o prawie, nie wiemy, jak funkcjonuje państwo, nie wiemy, na czym polega prawo finansowe, jak działają banki, jak funkcjonuje giełda, jak funkcjonują piramidy finansowe, czym jest rachunek zysków i strat, pierniczy się niektórym nawet przychód z dochodem, coś jak odpływ i przypływ, a czym jest spread i czym się różni fundusz, filar i fular? Może córka szwagierki, ta, co wyjechała na studia na SGH, coś tam kojarzy, albo ten wujek, który jest komornikiem, wytłumaczy, dlaczego ten kurs franka huśta się jak gibon na gałęzi.

Nie oszukujmy się – łatwo nas oszukać. Pisano, że ofiarami przekrętu Amber Gold są przeważnie ludzie starsi. Czyżby? Czyżby młodsi byli lepiej wykształceni albo mniej pazerni, łakomi na szybki zysk? Nie padłam ofiarą afer finansowych zapewne tylko dlatego, że nie mam czego tracić. Miałam szczęście, że mój ojciec jest ekonomistą i że mieszkałam w USA, gdzie takie „bezduszne” hasła jak „there are no free lunches” są wpajane niemowlakom wraz z kaszką bananową. Czym była i jest przez ostatnie sto lat edukacja ekonomiczna i prawna w naszych szkołach podstawowych, liceach i na studiach? Czy znajomość funkcji trygonometrycznych w trójkącie, którą brylujemy na maturach z matematyki, pomogła klientom Amber Gold pomyśleć, że może obiecany zysk jest niebezpiecznie wysoki? Czy była w szkołach naszych babć i waszych szkołach lekcja o giełdzie lub konstytucji? U mnie nie, u babci pewnie lansowano gospodarkę centralnie planowaną. Mojej matki żaden finansista nie oszukał, bo ona cały majątek rozdawała. Wyciągów z banku, które przychodziły pocztą, nawet nie czytała. Po jej śmierci w szufladzie znalazłam setki nieotwartych kopert z banku.

Czy przeciętny polski magister, ja, wy, wasze dzieci wiedzą, tak pi razy oko, czym zajmują się urzędnicy KNF? Ten skrót to tak jakby KFC, prawda? I to jest dopiero afera.