Bliskość urny

Od poczęcia, jeszcze gdym była rozdygotaną zygotą w wodach mojej matki Polki, miałam problemy z robieniem znaku krzyża. Nawet w kółko i krzyżyk nie grywałam, wolałam grę w okręty. Film „Omen” to moja autoryzowana biografia, ale najstraszniejsze jest to, że podobne problemy ze znakiem krzyża zdają się mieć coraz większe grupy rozklekotanych mentalnie i duchowo Polaków. Czy to już szatańskie efekty filmu „Kler”? Przed wyborami trwają histeryczne, przyspieszone korepetycje ze stawiania krzyżyków. Otaczająca rzeczywistość staje się coraz bardziej skomplikowana, auta nie odpala się „na patyka”, z aparatu nie wyciąga się kliszy, dzieci nie jedzą landrynek, tylko wolą ciąć się żyletkami, a znak krzyżyka nie jest taki sam jak kiedyś.

Wszystko się pokomplikowało tak bardzo, że pójście na wybory wzbudza lęki mocniejsze niż egzamin na aplikację prokuratorską (tam wystarczy powiedzieć komisji dzień Ziobry i mamy szóstkę).

Gdy szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak mówi w wywiadzie dla „GW”: „Zmienia się sposób odbierania karty”, to ja już się trzęsę jak Roberto Biaggio przed wykonywaniem karnego. Teraz jest „wymóg potwierdzenia jej [tej karty] odbioru”. Dobry odbiór nie jest prosty. Ja zawsze wolałam serwować, bo wtedy kontroluje się piłkę. Kto wie, jak tę kartę będą mi podawać. Niecelnie? Niepostrzeżenie? Poza tym: czy mój odbiór będzie wystarczająco dobry? Każdy z nas różnie odbiera ten świat. Po odbiorze „członek komisji dokonuje adnotacji”. Licho wie, co taki członek o mnie odnotuje. Może napisać, że obywatelka jest pod wpływem artykułów jakichś, np. obcojęzycznych. Albo monopolowych. Dalej pani Pietrzak (czy to nazwisko Wam czegoś nie mówi? czy te oczy mogą kłamać?) stwierdza, że osoby „mogą czuć się zdezorientowane”. No to ja się pytam: czy osoby zdezorientowane w ogóle powinny mieć prawa wyborcze? Po zajściach w Lublinie widać, że orientacja ma znaczenie. Ale, ale! Na szczęście nie wszyscy muszą potwierdzać odbiór kart.

Zwolnienie obejmuje osoby o „znacznym lub umiarkowanym” stopniu niepełnosprawności. Czy nie o to kłócą się od lat psychologowie i nauczyciele? Jak patrzę na siebie, to raz wydaje mi się, że jestem sprawna intelektualnie, a gdy próbuję zrozumieć zasady stawiania krzyżyków i głosowania, to mam napady dysfunkcji. „Nowością jest, że wyborcy mogą się spotkać z członkiem komisji w bezpośredniej bliskości urny”. Skojarzenia z kremacją same wpadają pod nogi. Będąc blisko urny, to ja już będę chyba w proszku. „Bezpośrednia bliskość” to coś, co łączy mnie z mężem, ale żeby też z członkiem komisji?

Definicje krzyżyka ustalane są od tysięcy lat. W 2011 r. uznano, że „krzyżyk to dwie przecinające się linie”, ale obecna władza twierdzi, że historia Polski zaczyna się dopiero w 2015 r. Nowa definicja krzyżyka to „co najmniej dwie linie przecinające się w obrębie kratki”. Nadal „nie mam jasności w temacie Marioli”, jak śpiewał Wojciech Młynarski, z tymi co najmniej dwiema liniami przecinającymi się. No bo jeśli wyjdzie mi gwiazdka, nie daj Boże pięcio- albo sześcioramienna, to czy to będzie krzyżyk?

Tak czy siak na wybory się wybieram. Krzyżyk mi na drogę.