Towarzystwo gimnastyczne

Myjąc na stacji benzynowej szyby w aucie i sprawdzając ciśnienie w oponach, najpierw zastanawiałam się chwilę, dlaczego – mimo że mam w domu trzech mężczyzn – sprawa opieki i pielęgnacji naszego rodzinnego autka, mojego kochanego stareńkiego szerszenia szos, który jest mi biurem, schronieniem, świątynią dumania, przedmurzem Europy i gdy przyjdzie czas na złom, to pójdę tam razem z nim, spada na moje wysportowane kobiece barki. Szybko porzuciłam to feministyczno-symetrystyczne smęcenie, bo przypomniało mi się, że i tak sytuacja mieszkańców Lublina jest gorsza niż moja.

Ludność tam lęka się. Tymczasem ja tu w Warszawie nie lękam się. Mimo że w pracy, na podwórku, w szkole syna, w siłowni, u ortodonty, u fryzjera, na uniwersytecie, w autobusie mijam codziennie lesbijki i gejów, to żaden homoseksualista nigdy mnie nie pobił. Zdarzało mi się mijać w ciemnym przejściu dla pieszych niesamowitego mięśniaka, trenera geja, który uczy kickboxingu w klubie obok, i nigdy nie spuścił mi łomotu, mimo że raz miałam na sobie szalik klubu Drukarz, którego on może nie lubić, a raz miałam w torebce dwie stówki świeże, nieśmigane, prosto z bankomatu. Nie lękam się. Dumnie obnoszę się z moją heterycznością w każdym zaułku mojego miasta.

Rozumiem polityczne powody, dla których prezydent Lublina zabronił marszu równości w Lublinie. Niedługo wybory i głupio byłoby stracić głosy, a większość wyborców stanowią heterycy. Wśród heteryków znajduje się grupka homofobów, niektórzy z nich to mili tatusiowe, którzy tylko żartują z tym wywożeniem gejów do pobliskiego Majdanka, a piosenki ze Sztukmistrza z Lublina nucą sobie przy rodzinnym grillowaniu.

Ciśnienie w oponach podniosłam i mi też lekko skoczyło, bo zrobiło mi się żal nie tylko lublińskich tęczowców, ale przede wszystkim policjantów. Dysponując potężnymi korpusami, policjanci nie są w stanie ochronić siebie ani mieszkańców przed grupą zakochanych i rodzinnych LGBT postulujących miłość i wolność? To dziwne, zważywszy że absolwenci Akademii Policyjnej mają do pomocy Towarzystwo Gimnastyczne Sokół w Lublinie. Tam to dopiero się gimnastykują i robią szpagaty intelektualne. Jak przeczytałam na stronie internetowej Sokoła Lublin, organizują oni kursy samoobrony, a przy okazji marszu równości mieli w planach również modlić się. Modlenie jest formą gimnastyki duchowej, a jeszcze gdy robi się to w gronie ludzi wygimnastykowanych fizycznie, to efekty będą trwalsze.

Modły miały być w intencji osób zaburzonych, którymi rzecz jasna nie są policjanci, tylko lesbijski i geje. Nie do końca rozumiem tę linię myślenia. Widać moje braki w wygimnastykowaniu intelektualnym. Dlaczego ludziom zaburzonym zamyka się możliwość zwrócenia uwagi na ich krzywdę? Czy tym bardziej nie należałaby się im opieka ludzi silnych i zdrowych?

Przemyłam reflektory przednie. Światło padło na drugą stronę medalu. Może policja boi się, że nie da rady tej małej grupy uchronić przed większą grupą ludzi heterycznych, wśród nich mogą być jacyś faszyści. Nieee, to niemożliwe. Lublin to miasto studenckie, tolerancyjne, wielokulturowe, a w Polsce faszyzm jest zjawiskiem kompletnie marginalnym, więc wystarczyłyby na nich dwa radiowozy i jeden chudy kogut.

Na koniec przetarłam sobie lusterka irchową szmatką. Nie jesteś może najpiękniejsza w świecie, mówił mi mój samochodzik, ale nie lękasz się żyć w państwie, gdzie policja, mając po swojej stronie klub katolicki, Boga i speców od samoobrony, nie jest w stanie zapewnić obywatelkom poczucia bezpieczeństwa. To państwo jest teoretyczne. Dla Polek to chyba nic nowego. Od zawsze musiałyśmy liczyć tylko na siebie, bo mężczyźni walczyli dzielnie tu i tam.