Czy we mnie jest seks?

„Bo we mnie jest seks gorący jak samum”. Przypomniała mi się piosenka Jeremiego Przybory, gdy wstąpiłam do naszej altany śmietnikowej z worem śmieci i zobaczyłam wielkie łóżko. A może to szczątki czegoś, co przed laty tapczanem było?

Z góry obite wiśniowym materiałem, na dole drewniana rama, rozpadło się na dwie części. Oparte stało o kraty altany, z trudem trzymając pion. Tego łóżka nie da się już uratować. Nawet na kozetce u terapeutki. Czeka je wywózka na duże gabaryty, a z tamtej strefy już nikt żywy nie powraca. Gorący powiew samum jakoś przycichł przez miniony rok. Krzywa urodzeń leci do dołu jak suche kwiaty z bukietów Jana Breughla.

Od roku trudno znaleźć mi ten seks w sobie, i to nie z powodu słabego wzroku; niedawno byłam na solidnym badaniu u optometrystki. Wygląda na to, że – mówiąc skrótowo – osławiony punkt G pod presją hasła „zostań w domu” wziął i schował się na pawlacz, czyli w miejsce, w które nie zaglądam. Zwykle pawlacze opróżniają dzieci lub inni spadkobiercy po śmierci właścicielki lokalu.

Nie wiem, jak u Państwa życie erotyczne w pandemii. Nic tu w blogosferze „Polityki” o tym nie pisujecie… Kwitnie czy raczej uwiąd starczy?

Zacznijmy od par, które mieszkają z dziećmi. Wiadomo, że małżeństwo z dziećmi to nie orgia w Brukseli z tańcem na rynnie i Józefem Szájerem, często to seks bez niespodzianek, bo trudno, żeby mąż każdego dnia zaskakiwał mnie bioderkami w nowej kolekcji od Armaniego czy tańcem w jedwabnej podomce stylizowanej na kimono lub jakimś swoim nowym „ja”, które uwolnił na jogińskich warsztatach męskości w ośrodku w Żurominie.

Mimo to istnieją w przyrodzie potwierdzone przez naukowców z Australii przypadki małżeństw, które nawet po drewnianych czy aluminiowych godach kochają się nie z obowiązku, ale może po prostu z rozpędu, przyzwyczajenia lub o, zgrozo, z miłości lub dla przyjemności. Niestety od kiedy hasło „zostań w domu” wzięły sobie do serca nauczycielki, trudno o jakąkolwiek chwilę samotności. Wiadomo przecież, że szkoły są po to, by matki i tatusiowie o 8 rano po odprowadzeniu „niuniusia” do przedszkola bądź wyprawieniu nastoletniej córki do szkoły („wzięłaś cyrkiel?’) mogli wskoczyć z powrotem do łóżka lub wpaść do kochanki po otrzymaniu SMS o treści: „Jestem wolna do 13, przynieś bagietkę”. Jak do 13, to pewnie tylko pięć lekcji. Czasu mało, a przecież jeszcze w biurze wypadałoby się pokazać na seks pozamałżeński z zawsze chętnym na nadgodziny w garażu podziemnym kolegą z piętra niżej.

Będąc kobietą po ciąży geriatrycznej („błogosławiony stan kobiety po 35. roku życia”), żałuję jednak w pandemii najbardziej zmarnowanego seksu naszej młodzieży. Tysiące nastolatków, o maturzystach nie wspomnę, zamiast po szkole „odprowadzać się do domu” przez parkowe ławki lub wstępować do sąsiadki w celu „pożyczenia notatek od koleżanki”, skazane są na wysyłanie sobie własnoręcznie zrobionych seksi sesji lub filmików, tudzież zabawianie się monotonnym, jak mawiają księża, nasi specjaliści od seksu, „samogwałtem”.

Oglądając stare filmy, od lat dziwimy się, ile w nich scen z paleniem papierosów. O rany, ile oni wszyscy tam palą! Teraz oglądając starszy film czy serial, choćby „007 zgłoś się”, gotowi jesteśmy dziwić się: „o rany, ile oni się wtedy kochali, szok i niedowierzanie”. Liczę, że w czasie pandemii i hasła „zostań w domu” podczas spowiedzi temat autoerotyzmu został zawieszony na boku w zakrystii. Wszak dziś masturbacja to nie egoizm, tylko podtrzymywanie rozerwanych więzi, prawda?

Mijam często w drodze na spacer z psem osiedlowy sklep Żabka – głównego beneficjenta pandemii – i widzę grupy młodych ludzi kłębiące się pod drzwiami. Maturzyści i piękni dwudziestoletni tłoczą się, często bez maseczek, skąpani w zieleni żabiego neonu i w oparach swoich gorących oddechów. Jedna ręka trzyma deskorolkę, druga spleciona z marznącą dłonią koleżanki odstawionej w miniówkę mimo mrozu. Czasem piją tanie piwo, stojąc wokół ławki w parku, bo na siadanie lub leżenie na ławce za zimno. Dorosłe single nie mają gdzie się z tym seksem jak samum podziać. Może chociaż centrum handlowe? Co prawda niektóre sklepy były do niedawna zamknięte, ale można było chociaż zapoznawczą randkę zaliczyć pod owiniętą taśmą karuzelą w kształcie delfina czy konia z napisem „nieczynne”.

W efekcie marnują się tony seksu. Nie kochają się młodzi, którzy w tym wieku powinni przecież mieć czas na wyszalenie się, bo potem wśród mieszczańskich kryształów będzie mniej wygodnie, i nie kochają się rodzice.

Liczę, że teraz babcie i dziadkowie szaleli erotycznie. Zaszczepieni jako pierwsi mogą dzięki Tinderowi lub Grindrowi zapraszać sobie kogo chcą albo sami, zaopatrzeni w zakupy przez premiera, który w harcerskiej bluzie dostarczył im siatki z zakupami pod drzwi, mogą przeżyć pandemię bez wychodzenia z łóżka.