Marsz dla życia
W marszu dla życia chętnie wezmę udział, o ile będzie to marsz obrońców mojego życia. Życie rodzica jest narażone na apokalipsę od pokalanego poczęcia przez 24 godziny na dobę, albowiem żaden poradnik czy doświadczony życiowo i sypialnie katecheta nie mówi prawdy, którą niniejszym objawiam.
Otóż nie ma czegoś takiego jak bunt dwulatka. Bunt dwulatka zaczyna się, zanim pępowina zostanie przecięta, a następnie płynnie przechodzi w bunt trzylatka, czterolatka, piętnastolatka i czterdziestolatka. Rozkapryszony pięćdziesięciolatek, ot choćby taki Grey z pięćdziesięcioma pejczami czy stary bezdzietny kawaler, jak nasz safandułowaty Naczelnik, są w stanie wykończyć fizycznie i psychicznie matkę i ojca swego. Dotyczy to dzieci każdej dostępnej płci, a tę – jak wiadomo – można płynnie zmieniać, co też może rodzica wyprowadzić z równowagi.
Pomijam fakt, że sama ciąża i poród mogą dosłownie zabić rodziców. Sama rodziłam i wiem, że z bólu byłam gotowa przegryźć metalowe uchwyty przy łóżku porodowym, a w trakcie tej imprezy wszyscy byli zainteresowani główką, ale nie moją. Uchwyty łóżkowe wydają się zresztą zaprojektowane z myślą o trzonowych i siekaczach rodzących. Skurcze, parcie i nacięte krocze cerowane potem przez anonimowych krawców to i tak mniejsze cierpienie niż asystowanie przy porodzie w roli ojca lub partnera. Kibicowanie może zabić. Wykańcza bardziej niż startowanie w zawodach. Dwukrotnie występowałam na porodówce w roli ojca, albowiem zdarza się, że już sama wiadomość, że będzie się ojcem, niektórych dorosłych mężczyzn przyprawia o atrofię prowadzącą do szybkiego zniknięcia.
Zapewniam, że poród wyglądał lepiej od tyłu, z pozycji zza własnych kolan, niż en face. Rodzące przyjaciółki robiły w moją stronę nieeleganckie miny, serwowały przemocowe odzywki i dostawały ropuszego wytrzeszczu oczu – wszystko to wraca do mnie w snach mimo zwiększanych dawek melatoniny.
Staram się nigdy nie wracać myślami do pierwszego pół roku życia moich synów, bo myśl, że mam doczepione żywe ssaki do moich własnych piersi, a przez laktacyjne policjantki traktowana jestem jak spółdzielnia lekarska, nie sprawia mi przyjemności. Potem jest tylko gorzej, bo w zamian za cycki na żądanie dzieci serwują matkom wieczny bunt i foch. Bunt dwulatka to przemoc, na którą mamy reagować cierpliwą równowagą pełną mądrej miłości – i nic, że córeczka nas kopie po żebrach, w sklepie spożywczym nie da sobie wyrwać lizaka z ręki, butami rzuca po mieszkaniu, wrzeszczy, że nas nienawidzi, zamiast sprawnie ubrać się do przedszkola i dać rodzicom możliwość wolnej chwili na spokojne samobójstwo w upragnionej ciszy. Dzieci są bardzo głośne i nauczyciele powinni nosić zatyczki refundowane przez NFZ.
Wielu rodziców utrzymuje przy życiu myśl o samobójstwie, a rzecz nie kończy się nigdy, bo dorosłe dzieci z szacunku dla rodziców zostają a to narkomankami, a to dłużnikami w rejestrze, a to wybiją sobie prostowane wiele lat u ortodonty zęby w bójce lub na motocyklu – albo mają ośmioro nieślubnych pociech na trzech kontynentach. Do zobaczenia na marszu życia.
Komentarze
Super felieton,jak zwykle,no,niektórym zajdzie za skórę.
…lecz mama kocha swojego synka? 🙂
Ten macierzyński poemat powinien zaczynać Elementarz dla niesfornych bachorów, które swoje matki zaczynają dopiero kochać kiedy osiągają wiek przedemerytalny. Gdybym przeczytał ten poemat jako siedmiolatek, byłbym teraz innym człowiekiem.
Kiedy rodził się mój syn a ja wahałem się czy asystować mojej żonie przy porodzie, mój przyjaciel powiedział mi: „Idź. Nie daj sobie tego odebrać” – do tej pory jestem mu za to wdzięczny. Nie zmienia to faktu, że uważam, za Tuwimem (a może Słonimskim), że dzieci to przekleństwo gatunku ludzkiego.
Pozdrawiam
Maszerujmy.
B.dobrze Pani napisala.Pozdrawiam
Pięknie to pani napisała droga Agato. Niestety mój niepełnosprawy syn nie może tego przeczytać ani zrozumieć tym bardziej. Grunt to humor ,choćby był czarny! Polecam do przeczytania ” tatusiom”!
Nie powiedział bym, że tzw. Naczelnik to safanduła, czyli zgodnie ze słownikiem PWN «osoba niezaradna i mało energiczna». Bardzo wielu dziennikarzy, łącznie z Panią, niestety, robi ten błąd, że banalizuje Kaczyńskiego właśnie takim stwierdzeniami. Może facet rzeczywiście nie robi sobie zakupów , czy prania (od tego jest nieśmiertelna „pani Basia” oraz liczna ochrona i usłużni żołnierze partyjni) i nie potrafił założyć normalnej rodziny (jak jego Ś.P. brat), ale politycznie jest niestety bardzo sprawnym graczem. Problem z tym człowiekiem polega moim zdaniem na czym innym, a mianowicie na tym, że swoimi paranoicznymi obsesjami zatruwa od lat polską politykę i wielu, naprawdę wielu się na nie nabiera. Niektórzy, jak np. niejaki Macierewicz, nawet go w tym nieźle wspierają.
Nie znalazłem póki co najnowszych danych. W 2016r. dzietność w Unii Europejskiej wynosiła tylko 1,60 (gdy dla zastępowalności pokoleń potrzeba 2,10). W żadnym kraju nie osiągnięto 2 dzieci… Najwięcej, choć mniej niż 2, rodzono we Francji i Szwecji, co zapewne ma związek z dużą populacją muzułmańską w tych krajach, znaną z większej płodności. Swoje pierwsze dziecko kobieta rodziła w wieku 29 lat, średnio.
W Chinach po dekadach polityki 1 dziecka, która umożliwiła krajowi utratę miana najludniejszego na rzecz Indii, występuje nadwyżka 50 milionów mężczyzn. Nie mogą się ożenić, co jest oczywiście źródłem frustracji i ważnym problemem społecznym.