Ateistka na jasełkach
Święta Bożego Narodzenia to czas, gdy mój ateizm pcha się na świat i chce mnie zawstydzić jak siwe odrosty we włosach. Nie wstydzę się ateizmu, odebrałam dobre ateistyczne wychowanie i nie zawaham się go użyć, ale nie lubię nim epatować, epatować nim na sztandarach, koszulce, nalepce samochodowej czy na złotym łańcuszku noszonym w dekolcie. Noszę ateizm w sercu, a nie na ścianie.
Jednak czas, gdy wokół ponad 33 mln moich bliźnich katolików przez dwa tygodnie grudnia dość widocznie i energicznie prezentuje mi i całemu światu swą radość z okazji cudu, to jest prawdziwy test mojej klasy i zrozumienia bliźniego swego. Jak nie martwić się, że jestem w maciupciej mniejszości niepędzącej na 6:30 rano na roraty? Jak nie poczuć się winną, że nie mam w planie wydać 1200 zł w te świąteczne dni i że mam straszne wizje recyklingowo-śmieciowe związane z tymi świętami? Co się stanie z milionami pudeł po zabawkach, z truchłami choinek, z potłuczonymi bombkami, niezjedzonymi opłatkami – gdzie to wszystko wyląduje?
Jak cieszyć się religijnym uniesieniem koleżanek, będąc przy tym przekonującą, nie robiąc idiotycznie zdziwionej miny? Kiedyś widziałam minę, jaką zrobiłam na widok wegańskiego schabowego (chyba z soi czy kalafiora?). Wyglądała mniej więcej tak: OMG! Nie chcę powtarzać takiej szczęki w dół podczas jasełek w przedszkolu mojego syna, bo autentycznie szanuję wszystkich obywateli.
Jak w nich współuczestniczyć, nie obrażając uczuć religijnych swoją osobą? Ja tam się nigdy nie obrażam. Nie mam zamiaru „uciekać” na święta, znam nawet całkiem dobrze kilku katolików i są oni bardzo mili, bo przecież wszyscy jesteśmy jedną drużyną. No, ale jasełka w przedszkolu? Iść czy nie iść? Iść. To część polskiej tożsamości, kulturowe dziedzictwo, kolędy, noworodek Jezus w żłobie, śpiewanie kolęd i wspólne dla całej Europy kody.
Jednak wchodząc w to, stąpam po cienkim lodzie. Robię to tylko dla syna – by czuł się wkluczony w przedszkolu. Nauczycielki przedszkolne nie pytały rodziców o zdanie. Jasełka jak powietrze – po prostu są i już. Czy robię słusznie? Czy bycie wkluczonym to jest akurat ta strategia przetrwania, którą należy dzieciom przekazywać? Trzylatki uczone są teraz kolędy „Lulajże Jezuniu”. Kultura ludowa, z której wywodzą się kolędy, jest ważna, zdaję sobie sprawę, ale też mam kłopot. Dzieci uczą się na pamięć, bez zrozumienia tekstu. Jeśli zaczynamy od tępego powtarzania tak wcześnie, to dlaczego dziwimy się, że potem w szkole uczniowie mają słabe wyniki w czytaniu ze zrozumieniem?
I sprawa grubsza: czy podczas jasełek ateistce wypada śpiewać kolędy? Czy nie robię nagle teatru epickiego, czy nie występuję, używając brechtowskiego „Verfremdukseffekt”? Śpiewam bez wiary. Czy to nie zdrada? Nie mam żadnej przyjemności ze współśpiewania tej kolędy, bo mimo najszczerszych chęci naprawdę nie mam aż tak dołującego podejścia do macierzyństwa. Ja rozumiem, że Maria nie planowała tej ciąży, ale przecież zgodziła się na nią, a zaakceptowanie nieplanowanej ciąży to jest to, co wzbudza powszechny aplauz. Poród na pustyni jest wyzwaniem, ale praktycznie każda z nas miewa trudne porody, zaprawdę polska służba zdrowia nie zawsze jest dodająca otuchy pierworódkom.
A pustynia? Cóż. Taka Negew czy choćby Sahara – to giganty, ta druga jest większa niż Europa i na pewno porody tam zdarzają się nierzadko. Są nas matek miliardy i nie ma co w „płaczu utulać”, bo niejedno dziecko poczuje się winne, widząc taką smutną matulę, zamiast cieszyć się swym boskim istnieniem. A Józef? Czy nie czas bardziej opiewać ojcostwo, dobrych konkubentów i mężów przy okazji Bożego Narodzenia? Oczywiście. Nie wolno dosłownie traktować tych kolęd. Wiadomix. Ale co to znaczy kolędowanie dla ateisty – puste karaoke? Kolaboracja? Wspólnotowość plemienna? Dyplomacja?
Ateistka podczas mszy, np. chrzcin znajomej czy pogrzebu – niepokoi się. Wstawać, siadać, klękać? Czy to zajęcia aerobiku czy misterium? Można sobie stanąć przed drzwiami kościoła. Podczas jasełek czy polskich świąt Bożego Narodzenia trudno stać przed drzwiami, bo są one tak intensywnie zapraszające, że odmawianie przychodzi z trudem. Odmawianie różańca, oczywiście. Chcąc być dobrą bliźnią, po prostu nie mogę zrobić mojemu dziecku szopki z tych jasełek w przedszkolu.
Komentarze
Mam to samo. miesiąc cierpień. 4 letnie dziecko w przedszkolu. Od dwóch tygodni pytania: „czemu przybili Jezuska do krzyża?” „A czemu on płakał?”, „a czy nakleili mu plasterek jak leciała krew?”. itd itp i w kółko w ten deseń. Przedszkole, dodam, prywatne. Krew człowieka zalewa…
Wspólna Wigilia
Ile wigilii nam zostało
niektórym wiele
innym mało
żadna się nigdy nie powtórzy
są jak łuk tęczy
tuż po burzy
przenoszą nas
w inne przestrzenie
gdzie jest ład uczuć
i marzenie
że po tych świętach
świat się zmieni
bo z nas się zrodził Bóg na ziemi
bo się narodził nam zbawiciel
wszelkiego grzechu odkupiciel
pogodzi nas z okrutnym światem
gdzie wilk
baranka nie jest bratem
ale Wigilia ich odmieni
Wojciech K. Borkowski
/ autor mieszka w Chicago /
Fromm uzasadniał, że Meister Eckhardt był ateistą, oczywiście to jest wysoki poziom rozważań.
Po drugie, w Danii rok temu zadekretowano przymuszanie islamskich dzieci do uczestniczenia w szkolnym obyczaju Christmasowym, dla integracji.
Otwarcie oznacza również otwarcie na tradycje religijne pięknych ludzi tego świata, dzieci Bożych różnych religii.
PS. dla integracji obyczajowej, kulturowej, nie że religijnej, znane z luzu kraje skandynawskie takie nie są, uprzedzam wątpliwości
Poetka Konopnicka ,zazdrościła wierzącym.A ja koledze Gowina z Białegostoku ,który oznajmił ,że bardzo jest ciekawy, co będzie w niebie, po śmierci.Przytomni Podlasianie, nie wybrali katolika na prezydenta.Bo, jakie niby to mieli gwarancję ,że będzie ciekawy jak urządzić im życie.Ja odwrotnie ,szlag mnie trafia ,że po zgonie nie będę wiedział, co się dzieje z moimi rodakami i rodziną ,jak ten, z Białegostoku wygra wybory?Ateiści wszystkich kontynentów ,bądźcie ciekawi jak ja.
Uważam, że pani Agata Passent jest typową reprezentantką grupy ludzi, których ja określam mianem „umiarkowanych wierzących” czyli polskich „ateistów”
Polski „ateista” obojga płci bowiem charakteryzuje się tym, że:
– uważa, bezmyślnie powtarzając za wierzącymi, że niektóre religie niosą pozytywne wartości mimo, że cały postępowy świat zgodnie uważa je za cywilizacje zła i śmierci,
– chętnie negocjuje z religiantami prawo do istnienia w Polsce ateizmu do tego stopnia, że wkrótce w polskich kościołach pojawią się specjalne sektory z ławkami dla …”ateistów”,
– celebruje religijne gusła i obrzędy zapominając o tym, że absurdem jest świętowanie czegoś, co nie istniało i nie istnieje,
– twierdzi, że ateista nie powinien głośno wyrażać swoich poglądów, bo wtedy obraża uczucia religijne wierzących,
– często solidarnie popiera i łączy się z pedofilskim klerem i ludźmi wiary w antysemityzmie, homofobii, seksizmie, hipokryzji i wielu podobnych, wspólnych cechach, nie widząc w nich niczego złego,
– nie przeszkadza mu/jej agresywne demonstrowanie wiary i publiczna natarczywość religii i ich kościołów podczas, gdy propagowanie racjonalizmu i naukowego światopoglądu potrafi nazwać „ateistycznym moheryzmem”,
– nie przeszkadzają mu/jej ani ściany państwowych urzędów i instytucji upstrzone krzyżami, ani religijna indoktrynacja czyli ogłupianie oraz gwałcenie psychiczne i fizyczne dzieci i młodzieży w państwowych przedszkolach i szkołach oraz posyła swoje dzieci na lekcje religii i religijne gusła twierdząc, że to taka „narodowa tradycja”,
– chętnie finansuje istnienie każdej religii i pasożytniczy dobrobyt kleru,
– nie widzi różnicy między rozdziałem „państwa od kościoła”, a „kościoła od państwa” i jest mu wszystko jedno, że jedno określenie czyli rozdział państwa od kościoła jest stosowane w praktyce, a drugie nie,
– tasiemcowe „wykłady, tyrady i homilie” katolickich emisariuszy i religijnych propagandziarzy zaśmiecających ateistyczne fora i grupy traktuje jako cyt: „konstruktywną i niezwykle cenną dyskusję potrzebną do wypracowania koniecznych, wspólnych kompromisów”, oburzając się jednocześnie na racjonalne i dawno udowodnione oceny każdej religii, jako szkodliwego społecznie narzędzia władzy totalitarnej,
– nie twierdzi, że żaden „bóg” nie istnieje, ale, że „nie wierzy w Boga” i się cieszy, że „nie jest sam”, a niektórzy nawet sądzą, że „ateiści są boscy”, nie zastanawiając się nawet, że to uwłaczające ateistom porównanie bowiem urojony „bóg” katolików to przecież okrutny, zły, wredny, żądny krwi i ofiar dyktator i oprawca, a Ateiści przecież tacy nie są,
– piszą listy, petycje i zanoszą prośby do biskupów i ich naczelnego szefa w Watykanie nie zastanawiając się nawet, że
zwracanie się o cokolwiek do przedstawiciela pedofilskiej, oszukańczej i przestępczej organizacji jaką jest kościół katolicki
jest poniżającym dowodem uznania hegemonii i władzy watykańczyków w Polsce i objawem kompromitującej niemocy państwa i zindoktrynowanego religijnie społeczeństwa.
PS:
Tacy „ateiści” odwlekają w niewiadomą i coraz dalszą przyszłość istnienie w Polsce państwa świeckiego.
Swoją opinię odnoszę do 90% Polaków podających się za ateistów.
Świetny tekst. Też byłam wczoraj na Jasełkach jako matka i spadkobierczyni wielowiekowej tradycji. Mam bardzo podobne odczucia i przemyślenia do tych opisanych w tekście. No cóż… taka rola. Trochę mi tego naszego(?) świata żal, szczególnie w tym właśnie okresie. Jeszcze więcej zbędnego cierpienia mu w tym wlaśnie okresie funduje niby-nasza kultura. Jasełka jasełkami, mus to mus, ale dzieci trzeba uczyć mądrzejszego podejścia do tradycji i życia w ogóle. Również przy tej okazji. Od tego są przecież matki… chyba.
@Agata Passent. Gratuluję Rodziców. Ma Pani po nich cięty język i pewną poetyczność. Trzy lata temu, wspólnie z moją małżonką, spędziliśmy Wigilię samotnie. Był karp, był barszcz z uszkami, pierogi kapuściono grzybowe. Itp… Wszystko postne. Barszcz był gotowany na kosciach, ale to nie jest tak chyba, obejście pojęcia postu. Nasi przodkowie jedli ogony bobrów. Ja dostąpiłem łaski niewiary. Moja Żona deklaruje się jako ateistka. Był również „opłatek”, zapomniałem wcześniej napisac. To się nazywa TRADYCJĄ.
Ja też, jako ateista mam kłopot jak sie zachować w czasie Świat Bożenarodzeniowych w tym kraju gdzie tradycja jest tak głeboko przesiaknięta katolicyzmem jak dorsz tranem.
Rozumiem że w ostatnim dwutysiącleciu katolicyzm skanibalizował inne religie i tak sprytnie sie wkrecił w Polską Tradycję Narodową że właściwie są nierozdzielne.
Nie przeszkadza mi celebrowanie urodzin „sprawiedliwego Żyda” – tak jak innych dzieci – ale razi ten barokowy blichtr, przeznaczony na onieśmielenie i rozdziawienie gęb pastuszków w sredniowieczu.
Te wciskanie się biskupów na wszystkie uroczystości i święcenie wszystkiego co wpadnie pod rękę jest naprawdę denerwujące.
Celebruje wigilie jako spotkanie rodzinne a choinkę jako zapowiedź nadchodzącego nowego, szczęsliwego i bogatego nowego roku. Księdza po kolendzie nie przyjmuję.
Pani Agato,
Nie tylko ateiści mają kłopot z tą naszą polską tradycją bożonarodzeniową, również wyznawcy innych religii. Chrześcijanie, nie katolicy, którzy wierzą w prawdziwego Jezusa, a nie w tego biednego Jezuska ze żłóbka, również mają problem co ze sobą zrobić na tych wszystkich wigilijkach w pracy, w szkole, odmawiać dzielenia się opłatkiem, czy jednak szanować cudze tradycje…ile tego niepotrzebnego zamieszania wyrzucić z rodzinnego świętowania.
Nie chrzcimy naszych dzieci, nie posyłamy na komunię, nie chodzą na religię i wiecie co, świetnie sobie radzą 🙂
Też tak myślę, jak Pani. Dobry tekst.
Chyba jednak Verfremdungseffekt.
Jeszcze do niedawna miałem podobne dylematy. Ale w pewnym momencie życia udało mi się wyzwolić z „okowów” katolickiego wychowania. Przyszło z tym stwierdzenie: „ateiście wszystko wolno, bo kto mu zabroni?” Nie klękam przy zwiedzaniu kościoła, odmawiam bycia chrzestnym (bo jaki w tym sens), nie mówię „proszę księdza”, tylko proszę pana jak już muszę. Nie poszczę na święta, kolęd nie śpiewam (nic nie śpiewam, nie umiem), ale choinkę mamy, dania wigilijne też, takie odświętne, specjalne, których nie je się w ciągu roku, są prezenty, spotkanie w gronie rodziny. To wszytko zwyczaje starsze niż polski katolicyzm, nie widzę już przeszkód, żeby je podtrzymywać. Robimy to zarówno dla dzieci, jak i dla nas, żeby ten czas był wyjątkowy. Nie świętujemy narodzenia boga, to święto rodzinne, światełko w ciemnej zimie, początek dłuższych dni, ale też nie wracamy do przedchrześcijańskich zwyczajów boga słońca – to po prostu miły czas.
Co do jasełek i kolęd w przedszkolach i szkołach – sprzeciwiajmy się jak tylko czujemy, że to narzucanie swojej woli. U nas jasełka odbywają się w formie świeckiej – są piosenki o choince, Mikołaju, zimie. Przedstawienie było w tym roku o przygotowaniach Mikołaja i jego elfów, bez odniesienia do religii.
Nie daję zagrabić kościołowi magii świąt, którą pamiętam z dzieciństwa, teraz przekazuję tą magię potomstwu w świeckiej formie, bez chrześcijańskich naleciałości.
Wielu ludziom mimo, iż są duchowi, nie towarzyszy żadna obrzędowość. Albo może być zupełnie inna. Albo jej jeszcze nie odkryli. Podobnie jak Pani na jasełkach, czuje się ewangelik na bar-micwie czy buddysta na katolickim pogrzebie. Ale nikomu nie zaszkodzi chwila refleksji. Po prostu. Meditor humanum est. Pozdrawiam:-)
@bukraba
„To się nazywa TRADYCJĄ” – tu akurat wolałbym rzeczownik od narzędnika, ale do rzeczy.
No tak, oderwanie się od „tradycji” świątecznej w kraju wyznaniowym, gdzie wolnym od religii jest się tylko teoretycznie, zawsze pod krzyżem, lub w jego zasięgu, jest w zasadzie niemożliwe. My z równie co ja niewierzącą żoną właśnie zamierzamy „spędzić” (właść.: przeczekać) święta gdzieś na prowincji Portugalii (dla uściślenia już tu jesteśmy), bez karpia, bez choinki i prezentów. Bez naszych udających wiarę, czy przywiązanie do tejże rodzin, które zgodnie z chrześcijańską tradycją mają nas gdzieś (wg oświadczenia, lub tradycji niezapraszania). Ale też bez kłótni, zasuwu przedświątecznego, pieczenia ciast po nocy i odliczania minut do wyjścia z pracy w Wigilię. Bez bezsensownego obżarstwa i dyskusji co można, a czego nie można podawać na stół, itepe.
Zawsze można zaplanować coś wspaniałego na ten czas, choć odciąć się całkowicie i tak nie damy rady. Można uniknąć Kevina w Polsacie (bo to już chyba nowa świecka (tfu, świąteczna) tradycja, nieprawdaż?), ale światełek na ulicach i dekoracji zawieszonych już w październiku już nie bardzo. Jak nam wyjdzie „nieświętowanie”, tego nie wiem, ja zapewne w święta usiądę do pracy, bo mam deadline i muszę napisać coś niezjadliwego (może nawet postnego, bo mięsem rzucać nie zamierzam), a teraz brakuje mi czasu. Wam jednak, wszyscy forowicze, życzę udanych świąt, jakkolwiek je spędzacie. I którekolwiek są to święta, o ile w ogóle świętujecie… 🙂 Adios
Tak naprawdę ateista wszystko może, choć oczywiście nie musi. Może tez zadać sobie pytanie po co i dlaczego. Nie wchodzenie do kościoła na prawa nikogo urażać, a jak kogoś uraża to jego problem. Nie można urazić niczyich uczuć religijnych, bo nic takiego nie istnieje. Można kultywować obyczaje dla ich funkcji integracyjnych o ile są otwarte na inność. Obyczaje się desakralizują i komercjalizują. To pierwsze jest dobre, to drugie mniej choć pośrednio wspiera to pierwsze. Ważny jest szacunek dla ludzi oraz dla siebie.
Mało dzisiaj tak wybitnie wszechstronnych kobiet jak Hildegarda von Bingen:
Hildegard von Bingen; 1098 – 17 September 1179, was a German Benedictine abbess, writer, composer, philosopher, Christian mystic, visionary, and polymath. She is considered to be the founder of scientific natural history in Germany.
Rozumiem, że łatwo mi będzie stawiać swoje tezy, bo nie jestem teraz w butach AP, ale byłem, i to dłużej, jako rodzic, i trochę jestem, podczas wszechobecnych religijnych imprez.
1. Nie jestem ateistą. Nie jestem akrasnoludkowcem. Nie jestem achory.
2. Zgodziłem się na ślub kościelny i chrzest swoich dzieci, traktując to jak kulturową niewinną tradycję (lata 80-te). Zrobiłem oczywisty (dziś) błąd, ludowe jasełka zamieniły się po kontrrewolucji w źródło nacisku i opresji, a ja już oddałem palec. Dziś nie byłoby mowy, bym świadomie oddał swoje dzieci choćby częściowo w ręce tej instytucji.
3. Moje córki same przezwyciężyły w szkole średniej tę moją głupią decyzję, przechodząc do p.1, przyjęły tez moje przeprosiny za narażanie ich w dzieciństwie i młodości na kontakt z klerem i wynikające z niego przykrości.
4. Zdarzyło nam się zostać zaproszonym do kościoła jako część uroczystości ślubnych. Kiedy nie wstawały z resztą tłumu spowodowały widoczną złość prowadzącego obrzęd, złość, która nie przeniosła się na resztę obecnych.
5. Nie chodzę na imprezy w pracy typu „wigilie pracowe”, choć oczywiście są zawsze osoby, które życzliwie przypominają mi, że impreza już się zaczyna.
6. Oddzieliłem ten punkt, bo dotyka najtrudniejszego, czyli oddania małego dziecka w obce ręce. Wiem, że czasami trudno podjąć inną decyzję, bo z jednej strony praca, z drugiej dziecka nie można zostawić bez opieki. Jednak absolutnie nie daje to tym obcym rękom prawa do agresji w stosunku do mojego dziecka. A tym właśnie jest opisywana przez AP sytuacja, i jej pytania to nic innego jak pytania, jak poradzić sobie z tą wszechobecną agresją.
Święta? Okazja do podjedzenia sobie potraw, których nie je się na co dzień.
Pretekst, żeby się trochę obeżreć. (półgęsek się rozmraża)
Szanowna Pani Agato,
Odnoszac sie z pelna wyrozumialoscia do pani awersji do tradycyjnych koled intonowanych chrypliwym schnaps-barytonem koscielnych organistow, przesylam ta droga kolede bardziej zgodna z pani swieckim swiatopogladem. Dodatkowa zaleta tejze koledy jest to, ze mozna ja nucic na dowolnie przez siebie dobrana melodie.
CAROL
The three wise birds are on their way
To Bethlehem to sing and pray
And welcome in the holy day
When peace on earth will come to stay.
And they will try and try again
To sing some sense back into men;
This old and weary mother hen
This blackbird and a tiny wren.
Wesolych swiat z Antypodow zyczy Aborygen.
@bukraba
18 grudnia o godz. 22:50
„@Agata Passent. Gratuluję Rodziców”.
Rzeczywiście, wybór Rodziców to największe osiągnięcie Agaty Passent…
grzerysz
23 grudnia o godz. 11:22
Panie Rysiu, znamy się tyle lat, niech nam pan zdradzi, jakich pan wybrał rodziców.
24 grudnia o godz. 14:48
Pani Agato
Trudno rywalizować z własnym ojcem, który ma najpoczytniejszy blog Polityki, nosząc jego nazwisko.
Ma pani świetne pióro i porusza istotne kwestie, ale wciąż jest postrzegana jako córeczka legendarnej Agnieszki Osieckiej i Passenta.
Przebicie jest trudne, ale życzę cierpliwości i powodzenia. Nie tylko z okazji świąt.
Znałam pani przyszywaną babcię, która przyjaźniła się z moją teściową i od niej właśnie dowiedziałam się o pani urodzinach (niedługo po tym jak sama zostałam matką chłopca).
Wszystkiego najlepszego
@ grzerysz. Gdzie w moim poście jest mowa o WYBORZE?. Pani Agata może się pochwalić wspaniałymi Rodzicami. W odróżnieniu od takiego JK.
Pani Agato!
Bycie wkluczonym to nie jest w ogóle żadna strategia, jeśli kto- lub cokolwiek ma dzięki niej liczyć na przetrwanie. Ale nie jest to też żadna rzecz ostateczna. Dziecko przestanie być dzieckiem, stanie się człowiekiem, z czasem – człowiekiem dorosłym, w końcu – starym piernikiem. W tak zwanym międzyczasie zastosuje multum rozmaitych strategii w osiąganiu niebotycznych liczb różnych celów, w większości, zrestą, nieskutecznie. Take it from the one who knows!
A jeśli naprawdę czuje się Pani za to wszystko odpowiedzialna – to nie zazdroszczę. Poczucie winy to jedna z najbardziej energochłonnych i zarazen najmniej przydatnych w życiu inwestycji. Jeżeli chce Pani wychować twardziela, proszę zabrać młode na czas jasełek do kina, albo na spacer. To i tak nic nie zmieni na przyszłość, ale chwilowo będzie zadowolone, a jest i ta szansa, że zapamięta.
Życzę umiarkowanej iliści dobrych rzeczy na Święta i w ogóle 🙂
mag
24 grudnia o godz. 14:50
Pani Agato
Trudno rywalizować z własnym ojcem, który ma najpoczytniejszy blog Polityki, nosząc jego nazwisko.
Ma pani świetne pióro i porusza istotne kwestie, ale wciąż jest postrzegana jako córeczka legendarnej Agnieszki Osieckiej i Passenta.
Przebicie jest trudne, ale życzę cierpliwości i powodzenia. Nie tylko z okazji świąt.
Znałam pani przyszywaną babcię, która przyjaźniła się z moją teściową i od niej właśnie dowiedziałam się o pani urodzinach (niedługo po tym jak sama zostałam matką.
Wszystkiego najlepszego
@grzerysz
24 grudnia,g.11:22
grzerysz – grzeszysz. Zazdrość podszyta jadem wystawia ci jak najgorsze świadectwo. Czy takie maniery wyniosłeś z domu?
Taki dosyc wydumany problem. Zachowywac nalezy sie tak, zeby nie rzucac sie w oczy. Nikt nie wymaga przeciez recytacji, spiewow. Wstaja, wstaje, klekaja, klekam, zbieraja na tace, daje. Chyba zem wielce skapa. Takie poruszanie sie wielce korzystne dla organizmu. Wielokrotnie bylam w kosciele, chociaz jestem ateistka. Na okolicznosc chrzcin, komunii, slubow, pogrzebow i zwyczajnych chwil. Nie bolalo.
Moja synowa prowadzil do oltarza w kosciele katolickim jej boss, ktory jest Zydem i gejem w jednej osobie. Jakos nie mial problemow jak sie zachowac w czasie uroczystosci na mszy, siedzialam kolo niego to widzialam. Cyrku nie robil!!! Ale to nie bylo w Polsce, gdzie wszystko moze stanowic dylemat.
Znam te uczucia. Dzieci nie chodziły na religię i były szykanowane niewinnie, niewinnie, bo religia trafiła do szkół kiedy one były już uczennicami z dobrą opinią nauczycieli i koleżanek. Ale to nie uchroniło ich przed przesiadywaniem na korytarzach szkolnych w czasie religii między innymi lekcjami, z zapytywaniem przez pedagogów typu „co tu robicie?, przed późniejszymi przykrościami w szkołach średnich (starsze dziecko dwukrotnie zmieniało szkołę) i na koniec przed baczną, niechętną obserwacją środowiska dorosłych w miejscu zamieszkania. Doszło do sytuacji kiedy sąsiadka nazwala mnie przy dziecku „złą matką” ponieważ odmówiłam córce przeżycia wzniosłych uczuć pierwszej komunii. Proszę zauważyć że w miarę upływu czasu indoktrynacja społeczeństwa rosła, doszło do absurdu obecności kościoła w każdej dziedzinie życia publicznego i prywatnego.
To przyzwolenie na manipulację społeczeństwa zaczęło się od współpracy byłych i obecnych liderów przemian z kościołem katolickim w Polsce. Zastanawiające jest że kolejne rządzące formacje a wraz z nimi ośrodki opiniotwórcze udają że nic złego się nie dzieje w przypadku łamania fundamentalnego prawa człowieka. Zastanawiające jest że sami obywatele tak chętnie szafujący słowem wolność, w tym przypadku udają głupiego tłumacząc że ” dzieci niczego złego w tym kościele się nie nauczą…”
czas na dobre uczucia
Życzę Pani powodzenia i zdrowia w nadchodzącym roku. Pozdrawiam.
Pani Agato
Wszelkiej pomyślności w nowym roku, codziennych, nawet drobnych radości i satysfakcji, pociechy z dzieci oraz innych bliskich, a także coraz większego zainteresowania pani blogiem.
Również dołączam się do noworocznych życzeń z nadzieją że ilość (to w kwestii większego zainteresowania blogiem) przełoży się również na jakość.
@” ” dzieci niczego złego w tym kościele się nie nauczą…”
Nic nie doprowadza mnie do takiej furii jak ten koltunski pseudoargument. Juz samo nauczanie religi, czyli wciskanie kitu „prawd objawionych” sprzecznych z wiedza a nawet elementarna logika jest zlem. Nie mowiac o tym jaka” nauke” odbieraja w kosciele dzieci molestowane przez duchownych.Tradycja moznabylo uzasadniac swoja obecnosc na roznych obrzedach jescze w PRl-u. Dzis trzeba okreslic sie jednoznacznie wobec tego co wyprawia KK. Nawet ryzykujac, ze dziecko bedzie wykluczone. Wykluczenie nie jest zreszta wcale takie zle, nie przesadzajmy. Uczy dziecko odwagi i asertywnosci zwlaszcza jesli rodzice sa w tym pomocni.
@ Pani Agato, pani blog bylby czesciej odwiedzany, gdyby moderacja nie trwala tak dlugo. Lacze zyczenia wszystkiego najlepszego.