Ale o so chodzi?

Z okazji stulecia praw wyborczych kobiet dwie polityczki zadbały o to, by stereotyp kłótliwych bab umocnił się w posadach. Gdzie dwie się biją, tam trzeci skorzystał, a jeszcze mu się za to dostało. Przy okazji zadymki w partii Nowoczesna przypomniało mi się, że kilka miesięcy wcześniej posłanka Scheuring-Wielgus czasowo się zawiesiła, by potem odejść, wespół w zespół z posłanką Joanną Schmidt.

Wszystkie te odejścia i przejścia nie nastąpiły, hm, po dwóch dekadach pracy w partii dla dobra kraju, tylko w ciągu paru lat taki chaos bez metody udało się osiągnąć. Tymczasem od lat słyszę, że kobiety mają większy talent do komunikacji, rozmów, domykania kompromisów. Niestety znów okazało się, że jest tyle samo niemądrych kobiet co niemądrych mężczyzn na tej planecie.

Nigdy nie byłam gotowa umierać za partię Nowoczesna, bo trudno inwestować uczucia w twór tak nieokreślony. Malarstwo gestu i obrazy w stylu „action painting” to chyba jedyne formy zbliżone do programu Nowoczesnej, który w nic mi się już nie układa przy jednoczesnym braku ekspresji i kolorów. Ale cieszyłam się, że na scenę polityczną wkroczyły dwie ciekawe kobiety. Doktor nauk matematycznych Katarzyna Lubnauer tchnęła w me serce nadzieję – bo jej wyważone, racjonalne wypowiedzi, opanowanie i wielka kultura osobista niosą nadzieję ludziom spragnionym czegoś więcej w debacie publicznej niż buraczane tłity i savoir-vivre prof. Krystyny Pawłowicz. W świecie, w którym uznaje się za normalkę fakt, że człowiek jest istotą afektywną i pozwala się w związku z tym na granie na emocjach, taki umysł matematyczny jest na wagę złota.

Matematyczki po prostu zawsze mi imponowały – już samo całkowanie przez podstawienie jest poza zasięgiem którejkolwiek z maciupcich półkulek mego mózgu, a doktor Lubnauer zapewne całkuje z palcem w uchu. Kamila Gasiuk-Pihowicz jest prawniczką, a w czasach nieudanej reformy sądownictwa i „debaty” nad zmianą konstytucji czy prawem europejskim warto mieć energiczne prawniczki w szeregach. Polska powoli przeistacza się w kraj wszelkich komisji śledczych i reprywatyzacyjnych – taka posłanka w każdej z takich komisji to byłby wielki atut. Ponadto to świeże twarze, młode osoby. Sądziłam, że zajmą się „nieruszonymi” wcześniej sprawami, takimi jak automatyzacja i cyfryzacja rynku pracy.

Wyedukowane, ambitne, z talentem retorycznym. A jednak wyszło, jak wyszło. Być może zabrakło inteligencji emocjonalnej? Jako wyborczyni mam wielki żal do pań nie dlatego, że się rozstały, ale dlatego, że traktują nas jak idiotki i idiotów, którzy mają po prostu akceptować ostateczny rozwój (a raczej zwój) wypadków i nie czekać na wyjaśnienia. „Rozłam”, „pęknięcie”, „konflikt” w Nowoczesnej – słyszę. Czy nie powinniśmy wiedzieć, o jakie idee, a może wartości pokłóciły się nasze liderki? Czy inaczej interpretują idee zawarte w „Rozważaniach o przemocy” G. Sorela? Czy jedna stawia na przyjemny utylitaryzm Johna Stuarta Milla, a druga wciąż odwołuje się do „Lewiatana” i Hobbesa? A może podejście do otwartości – czy Polska ma się grodzić murem jak USA przed Meksykiem, czy może zmienić myślenie o migracji na planecie? Czy Katarzyna Lubnauer ma być ulepszoną wersją Angeli Merkel, liderki, która unowocześni, zjednoczy i poprowadzi Polskę w czasach, gdy Putin właśnie zrobił sobie przydomowe oczko wodne z Morza Azowskiego, czy kulturalną osobą, która nie dała sobie rady z gdakaniem w niewielkim kurniku?

Chciałabym wierzyć, że kobiety w polityce realizują jakieś wizje Polski, mają strategię zaplanowaną, jestem zażenowana tymi kłótniami w piaskownicy, a polityczki zdają się mówić do mnie jak nieco zawiani kierowcy zatrzymani przez drogówkę: „aleosochodzi?”. Odczepmy się z kolei od pana Schetyny w tym przypadku. Ja mu się nie dziwię – jak dają, to wziął. Druga taka okazja może się nie zdarzyć. Perły przed wieprze? Nie taki z niego wieprz i nie takie z nich perły. Prawo wyborcze mam, ale zaprawdę, siostry, koleżanki, zachęty do korzystania z tegoż mi brakuje.