Ateistka na jasełkach

Święta Bożego Narodzenia to czas, gdy mój ateizm pcha się na świat i chce mnie zawstydzić jak siwe odrosty we włosach. Nie wstydzę się ateizmu, odebrałam dobre ateistyczne wychowanie i nie zawaham się go użyć, ale nie lubię nim epatować, epatować nim na sztandarach, koszulce, nalepce samochodowej czy na złotym łańcuszku noszonym w dekolcie. Noszę ateizm w sercu, a nie na ścianie.

Jednak czas, gdy wokół ponad 33 mln moich bliźnich katolików przez dwa tygodnie grudnia dość widocznie i energicznie prezentuje mi i całemu światu swą radość z okazji cudu, to jest prawdziwy test mojej klasy i zrozumienia bliźniego swego. Jak nie martwić się, że jestem w maciupciej mniejszości niepędzącej na 6:30 rano na roraty? Jak nie poczuć się winną, że nie mam w planie wydać 1200 zł w te świąteczne dni i że mam straszne wizje recyklingowo-śmieciowe związane z tymi świętami? Co się stanie z milionami pudeł po zabawkach, z truchłami choinek, z potłuczonymi bombkami, niezjedzonymi opłatkami – gdzie to wszystko wyląduje?

Jak cieszyć się religijnym uniesieniem koleżanek, będąc przy tym przekonującą, nie robiąc idiotycznie zdziwionej miny? Kiedyś widziałam minę, jaką zrobiłam na widok wegańskiego schabowego (chyba z soi czy kalafiora?). Wyglądała mniej więcej tak: OMG! Nie chcę powtarzać takiej szczęki w dół podczas jasełek w przedszkolu mojego syna, bo autentycznie szanuję wszystkich obywateli.

Jak w nich współuczestniczyć, nie obrażając uczuć religijnych swoją osobą? Ja tam się nigdy nie obrażam. Nie mam zamiaru „uciekać” na święta, znam nawet całkiem dobrze kilku katolików i są oni bardzo mili, bo przecież wszyscy jesteśmy jedną drużyną. No, ale jasełka w przedszkolu? Iść czy nie iść? Iść. To część polskiej tożsamości, kulturowe dziedzictwo, kolędy, noworodek Jezus w żłobie, śpiewanie kolęd i wspólne dla całej Europy kody.

Jednak wchodząc w to, stąpam po cienkim lodzie. Robię to tylko dla syna – by czuł się wkluczony w przedszkolu. Nauczycielki przedszkolne nie pytały rodziców o zdanie. Jasełka jak powietrze – po prostu są i już. Czy robię słusznie? Czy bycie wkluczonym to jest akurat ta strategia przetrwania, którą należy dzieciom przekazywać? Trzylatki uczone są teraz kolędy „Lulajże Jezuniu”. Kultura ludowa, z której wywodzą się kolędy, jest ważna, zdaję sobie sprawę, ale też mam kłopot. Dzieci uczą się na pamięć, bez zrozumienia tekstu. Jeśli zaczynamy od tępego powtarzania tak wcześnie, to dlaczego dziwimy się, że potem w szkole uczniowie mają słabe wyniki w czytaniu ze zrozumieniem?

I sprawa grubsza: czy podczas jasełek ateistce wypada śpiewać kolędy? Czy nie robię nagle teatru epickiego, czy nie występuję, używając brechtowskiego „Verfremdukseffekt”? Śpiewam bez wiary. Czy to nie zdrada? Nie mam żadnej przyjemności ze współśpiewania tej kolędy, bo mimo najszczerszych chęci naprawdę nie mam aż tak dołującego podejścia do macierzyństwa. Ja rozumiem, że Maria nie planowała tej ciąży, ale przecież zgodziła się na nią, a zaakceptowanie nieplanowanej ciąży to jest to, co wzbudza powszechny aplauz. Poród na pustyni jest wyzwaniem, ale praktycznie każda z nas miewa trudne porody, zaprawdę polska służba zdrowia nie zawsze jest dodająca otuchy pierworódkom.

A pustynia? Cóż. Taka Negew czy choćby Sahara – to giganty, ta druga jest większa niż Europa i na pewno porody tam zdarzają się nierzadko. Są nas matek miliardy i nie ma co w „płaczu utulać”, bo niejedno dziecko poczuje się winne, widząc taką smutną matulę, zamiast cieszyć się swym boskim istnieniem. A Józef? Czy nie czas bardziej opiewać ojcostwo, dobrych konkubentów i mężów przy okazji Bożego Narodzenia? Oczywiście. Nie wolno dosłownie traktować tych kolęd. Wiadomix. Ale co to znaczy kolędowanie dla ateisty – puste karaoke? Kolaboracja? Wspólnotowość plemienna? Dyplomacja?

Ateistka podczas mszy, np. chrzcin znajomej czy pogrzebu – niepokoi się. Wstawać, siadać, klękać? Czy to zajęcia aerobiku czy misterium? Można sobie stanąć przed drzwiami kościoła. Podczas jasełek czy polskich świąt Bożego Narodzenia trudno stać przed drzwiami, bo są one tak intensywnie zapraszające, że odmawianie przychodzi z trudem. Odmawianie różańca, oczywiście. Chcąc być dobrą bliźnią, po prostu nie mogę zrobić mojemu dziecku szopki z tych jasełek w przedszkolu.