Nowe zapachy, nowi mieszkańcy

Kto jeździ rowerem lub spaceruje, ten lepiej niż kierowcy aut czuje zapach miast polskich. Do zapachu kebabów, falafeli doszły gruzińskie mcwadi, czyli mięsne szaszłyki. Co prawda kuchnia gruzińska kusi też pysznymi daniami wegetariańskimi, ale jednak mój syn, zwabiony zapachem, ciągnie mnie na tzw. szpadę i nie chodzi o trening szermierczy.

Kto chodzi regularnie po polskim mieście, dla tego statystyki o imigracji oraz emigracji są tylko potwierdzeniem. Ostatnie trzy lata to wzrost liczby nie tylko uchodźców z Ukrainy, Białorusi, ale i Gruzji. Widać zmianę w tym, co oferuje stołeczna gastronomia, i widać zmianę w klienteli. Wśród gości gruzińskich knajp spotykam Ukraińców, Romów, Białorusinów, a nie tylko Polaków czy turystów z zachodniej Europy.

Gdy w lutym i marcu zeszłego roku widoczne były przede wszystkim przerażone, biedne kobiety z dziećmi, które w popłochu uciekały przed bombami, stosunek mieszkańców Warszawy do uciekinierów wydawał się bardziej pozytywny. Teraz, gdy niewielka wciąż grupa uchodźców i imigrantów zakłada tu własne biznesy, przenosi firmy, porusza się po mieście już nie tylko komunikacją, ale też autami typu audi czy amerykański pick up truck, budzą oni już uczucia mniej szlachetne.

I nie tylko u mieszkańców narodowości polskiej. Słyszałam kilkakrotnie pogardliwe komentarze Ukrainek mieszkających w Warszawie od lat, takich, których dzieci już są w liceum lub na studiach, że „one nic za darmo nie dostały” oraz że „te całe uchodźczynie mają pazury po manicure, torebki za tysiąc dolarów i nigdy nie pracowały, tylko zasiłki chcą brać od tego waszego Morawieckiego”. Tymczasem mało kto cieszy mnie w moim mieście tak mocno jak napływająca klasa średnia i przedsiębiorcy, nie tylko z sektora gastronomii (która z wielkim trudem funkcjonuje przy tych cenach gazu, prądu, wody, wywozu śmieci, najmu). Cieszę się na ukraińskie, gruzińskie firmy, bo może ja lub mój syn znajdziemy tam pracę?

Nadejdzie, i to migusiem, ten moment, gdy coraz częściej to nie Ukrainiec będzie pracował u Polaka, ale i odwrotnie. Sprawa dotyczy też najmu. Liczne są przypadki, w których Polacy nie chcą wynajmować mieszkań Ukraińcom, Hindusom i innym przybyszom ze Wschodu. Czy równie niechętnie Ukraińcy będą wynajmować swoje kupione w Polsce mieszkania Polakom? Ech, ci Polacy. Mają głośne psy albo palą papierochy, randkują bez ślubu, po nocach zakrapiane wódką awantury urządzają…

Nie tylko musimy szykować się na to, że nasze miasto będzie pachniało kuchnią Kaukazu i wschodnią, ale że my też coraz częściej na zebraniu w pracy czy zespole będziemy mieli Vladimira, Natę czy Zuraba. Te zmiany cywilizacyjne zmuszeni jesteśmy oswajać samodzielnie, bo rząd nie robi wiele, by działać na rzecz integracji, oczekuje, że jakoś to się samo rozwiąże.

To samo dotyczy udawania, że liberalny, turbokapitalistyczny, postkolonialny żabojad, czyli Emmanuel Macron, dręczy Francuzów podnoszeniem wieku emerytalnego, a opiekuńczy Andrzej Duda wraz z prezesem Kaczyńskim uważają, że u nas tego wieku podwyższać nie trzeba. Sprawa jest po prostu perfidnie zamieciona pod dywan. Rząd boi się debaty o wieku emerytalnym, a może sobie jej nie prowadzić, bo po prostu wie, że aby nie umrzeć z głodu, zimna i chorób związanych z wiekiem dojrzałym, będziemy MUSIELI pracować dłużej.

Moje pokolenie, pokolenia milenialsów oraz zoomerów albo dzieci nie ma, albo miało je po trzydziestce czy czterdziestce. A zatem żeby utrzymać siebie samych oraz niesamodzielne finansowo dzieci (syndrom gniazdowania coraz popularniejszy), niezależnie od płci będziemy musieli pracować do siedemdziesiątki. Jak rozkładać siły w robocie na dodatkową dekadę pracy? Jak szukać nowej pracy na zmieniającym się rynku? Jak być gotową do przebranżawiania się nie raz, ale może nawet kilka razy w życiu? Gdzie szukać szkoleń? I jak sami pracodawcy mają zmieniać swoje myślenie o pracownikach?

Bo widok osób 50-letnich czy 60-letnich na rozmowach o pracę czy składających swoje bogate CV nie jest i nie będzie dziwny. Nie wiem, jak Państwo, ale ja czuję się pozostawiona sama sobie z ogromem tych wyzwań i zmian. W tym zmiana jadłospisu na kuchnię bardziej otwartą na wpływy gruzińskie jest najmilszą z możliwych.