Narcyzm złośliwy
Rano zadzwonił telefon, zaproszono mnie do prowadzenia debaty, temat „Edukacja”, w ramach akcji Campus Polska. Zaraz potem w drodze na spacer z psem wyjęłam pocztę ze skrzynki, a w niej reklamę bezpłatnych badań profilaktycznych na prostatę. Co ma stercze do Campus Poland? Wiele.
Było to spotkanie roczników urodzononych w latach 70. z pokoleniem zoomerów. Ci pierwsi, szczególnie panowie, czują się świetnie. Zaproszenie na badanie stercza wyrzucają do kosza z nalepką „papier”, prychając, że ten cały NFZ też nadaje się do wyrzucenia. Wciąż jesteśmy młodzi, potrafimy zapierniczać w robocie od 8 do 20 i nawet na teamsach międzynarodowe konfy kręcimy na luziku.
Pod pięćdziesiątkę, ale biegamy maratony, dziadzio nauczył nas jazdy konnej, a mamusia wręczyła podziemne wydanie „Zniewolonego umysłu” na koniec podstawówy. Nosimy dżinsy, fajne bluzy, modne pepegi, startujemy w maratonach, nagrywamy filmiki na tle domowych biblioteczek, a nasze dzieci grają na wiolonczeli oraz myślą o studiach w Brukseli. Szkoła? To przecież doskonale pamiętamy, jakby to było wczoraj.
Pokolenie „ludzi młodych”? Spoko, wiadomiks, sami też byliśmy studentkami, się wie. „Ryly”? Na Campus Poland Pojechałam spotkać się z nieznanymi. To był wspaniały pomysł: Campus jako możliwość spotkania w gruncie rzeczy obcych sobie ludzi, mimo że szukających ze sobą porozumienia.
Jako boomerka prawie nic nie wiem o obywatelach i obywatelkach urodzonych w latach 90. Zdarzyło mi się zdziwić, że osoba urodzona w latach 90. już jest „taka mądra”, mimo że swoją starość na co dzień wypowiadam przed sobą na głos, nie pudruję jej. Akceptuję swoje zmarszczki, wory pod oczami i NIGDY nie pierniczę dzieciom o tym, że „za moich czasach w szkole to…” albo „za moich czasów jadło się cokolwiek”, albo „ja to bym nigdy tak do matki się nie odezwała”. Zdarza mi się uczyć od ludzi 30 lat młodszych od siebie. Proszę ich o pomoc, czytam ich książki, recenzje. Jak to się dzieje, że wciąż, przynajmniej w mojej branży, pracuje tak wielu boomerów – facetów pewnych siebie i mających o sobie mniemanie przebijające szklane sufity, a tak niewiele koleżanek i kolegów młodszych od nas o dwie, trzy dekady?
Nie chodzi o to, że pomysłodawcy i gospodarze Campus Polska mają poglądy inne niż ja. W wolną rękę rynku nigdy nie uwierzyłam i mimo że byłam sportsmenką, zbyt wielu zalet bycia osobą „competitive” nie widzę. Proponowana przez „ruski ład” podwyżka podatków nie wydaje mi się „drakońska”. Lecz przecież taka agora to miejsce debaty, więc wskoczyłam w pociąg do Olsztyna (wyjechał z godzinnym opóźnieniem!). Campus Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego zachwyca. Akademiki toną w zieleni, autobus z dworca PKP podwozi bezpośrednio niemal pod sale wykładowe, obok korty tenisowe, nowa bieżnia, korty w remoncie. Ależ bym tu chętnie postudiowała.
Nie chcę pisać tu o samej edukacji, bo bywalcy blogosfery „Polityki” dobrze wiedzą, że nawet w czasach Żeromskiego było źle, idealnie nigdy nie było, ale ostatnia nieświetna trójca – Zdanowska/Piontkowski/Czarnek – doprowadziła do tego, że nastały rządy hunwejbiniątek w Ministerstwie Edukacji. Otwartych wrogów kobiet, dziewczynek, samodzielnie myślących nauczycielek i nauczycieli oraz dzieci poszukujących siebie. Po latach prób (nie do końca udanych) wychowywania ku postawom obywatelskim mamy reżim hierarchiczny na wzór przemocowej struktury jezuickiej. Co innego zwróciło moją uwagę podczas tej debaty.
Czy my, starcy z pokolenia lat 70. i jeszcze dojrzalsze „autorytety” (cudzysłów świadomie użyty), autentycznie w Olsztynie debatowaliśmy? Zdarzały się takie rodzynki. Ale zmartwiłam się srodze, bo wciąż wielu i wiele z nas tkwi zalana w betonie. Narcyzm kroczy przed upadkiem. Debata nie polega na tym, że prężymy muskuły, brylujemy naszą wypracowaną przez dekady umiejętnością prezentacji publicznych, że coś „tym młodym” ex cathedra „radzimy”. Debata polega na tym, że wsłuchujemy się w głosy i problemy osób młodszych.
Patriarchalny, besserwiserski, patronizujący, ironizujący, przerywający, deprecjonujący ton boomerów od razu powoduje, że wolę sobie odpalić ciekawy audiobook lub filmik na jutubie albo że wolę wymknąć się z sali wykładowej. Tymczasem nasze pokolenie jedno deklaruje („otwieramy się na młodzież, chcemy pozyskać młodzież”), a drugie robi. Wciąż wierzymy, że te wartości, które my wyznajemy, są też najlepsze dla nich. Wciąż nie potrafimy oduczyć się zapędów do kontroli i mędrkowania. I wreszcie ignorancja. Nasi rodzice to, nasi rodzice tamto. Ich rodzice może są nieobecni? A może niewystarczająco dobrzy lub bogaci, by wyręczać szkołę w sprawach, w których robiły to nasze mamusie…
Czy przestrzeń debaty to ciasne koło, czy może zoo? Ach, ci ciekawi zoomerzy, młode elity w klatkach, a my się im przyglądamy, podchodzimy do nich, robimy sobie selfie na tle?
Empatia i jej brak lub jej niedobory. To jest centralny problem w rozmowie między pewnymi siebie, światowymi liderami niektórych partii a pokoleniami pięknych dwudziestoletnich i pięknych trzydziestoletnich.
Czy wszyscy dojrzali ludzie na Campus Polska mieli problemy z uważnym słuchaniem i empatią? Nie wszyscy. Jest Dorota Łoboda, jest Barbara Nowacka – one mniej energii poświęcają na bycie fajnymi, a więcej na pozytywistyczną społecznikowską robotę, której celem musi być rewolucyjna zmiana w polskiej edukacji, a nie pudrowanie trupa. Gdy dwudziestoletni student medycyny wysyła nam, rocznikom z lat 70., zaproszenie na badanie profilaktyczne – biegnijmy po pomoc.