Tata przez pleksi

Od kiedy premier zapowiedział zakaz ferii i w zamian zaproponował dzieciom, młodzieży i dorosłym Polakom siedzenie w mieszkaniu w cyberkatatonii, otrzymuję lawinowo oferty szkółek narciarskich, reklamy airbnb i widokówki ośnieżonych stoków. Przez te reklamy wyskakujące mi w social mediach i mejlu nagle przypomniało mi się, że nigdy w życiu nie byłam w Krynicy Górskiej, i nachodzą mnie kompleksy. Kompleksy narciarskie.

Podobno wyciągi w Tyliczu są idealne dla pięciolatków, podobno nagle właściciele pokojów okazują się nader prorodzinni i gotowi zorganizować opiekę dla mojego dziecka, bym mogła chociaż dwie godzinki pobiegać po górach na skiturach, bez słuchania, że mojemu synowi, którego przedtem godzinę ubierałam w kalesony, podkoszulki, spodnie i kask (gdzie jest druga rękawiczka, przecież była na kaloryferze?!), jednak chce się i kupę, i siku.

Będzie trudno podczas tego, jak mawiają ateiści, przesilenia zimowego, a jak mawiają katolicy, podczas tych świąt zatrzymać obywateli w domu. Doroczne przesilenie, jesienna deprecha z braku słońca i witaminy D, zbiegło się z przesileniem pandemicznym.

Wirus wymaga dużej dozy samookłamywania się, to już pół roku wypierania. Mam wrażenie, że wyparłam już wszystko poza meblami z mieszkania, a i te wyglądają, jakby miały same skoczyć z balkonu – tak mają już mnie dość. Ileż można sobie wmawiać, że da się żyć bez widywania się z wnukami, jeśli wnuki te są dla wielu dziadków i babć ukoronowaniem ich życia, są najsłodszym eliksirem, ambrozją, którą donosiły im zwykle dzieci w roli podczaszych.

Ja jestem już umordowana chronieniem ojca przed sobą samą i wnukami. Dzięki ojca czułości i opiekuńczości wychowałam się w bliskości z nim, to nie jest tata, który wymagał całowania w sygnet, tata, który chował się za gazetą i widywał z dziećmi tylko podczas posiłków przygotowanych przez mamusię, teściową czy parobka. Być może jesteśmy, odpukać, w dobrym jeszcze zdrowiu, bo zawsze dużo się przytulaliśmy i wnuki też same garną się do dziadka, który w odpowiedzi musi chować się za maseczką albo podczas spacerów iść dwa metry obok. Tak jak w utracie można się jako tako wyćwiczyć, co wiem z autopsji, bo babcię i matkę pochowałam już wiele lat temu, tak w miłości przez pleksi nie da się robić postępów.

Niedawno udało mi się też na chwilę zobaczyć z Łukaszem, moim przyszywanym bratem. Jako zawodowy psycholog brat chyba lepiej czuje się, słuchając niż narcystycznie opowiadając o sobie samym (specjalność wielu polskich maczo) i dlatego najwięcej słów i wsparcia przekazywaliśmy sobie zawsze, przytulając się do siebie „na niedźwiedzia” niczym jacyś radzieccy przywódcy.

Teraz brat siedział w fotelu w maseczce, którą nagle odebrałam bardziej jako knebel. Ktoś zatkał mi brata, do którego wnętrza zakazano mi wstępu. Jeśli niedane nam spędzać czasu z rodzinami, to chyba naturalne, że o zdrowie i życie walczyć będziemy, szukając ratunku w naturze. Każdy z nas to dziś Henry Thoreau. Po kilku miesiącach zdalnej szkoły zdrowie fizyczne dzieci podupada – kilkoro moich znajomych skarżyło się, że ich dzieci stały się „pączusiami”. Niektórzy w domach pieką chleby i ciasta. No cóż, potem je jedzą. Wymęczeni abstynencją uczuciową, towarzyską, ale i alkoholową (picie bardzo obniża odporność – nie róbcie tego!), zwracamy się ku naturze.

Nabuzowane pustym patriotyzmem umizgi harcerza Morawieckiego juniora nawijającego o „solidarności” nawet już nie odbijają się od wielu z nas jak od ściany. Przed kamerami zapewnianie o „solidarności” z lekarkami i pielęgniarkami, żeby potem pokazać im pustą miskę ryżu, a kasę sypać do kurwizji czy wielkich spółek węglowych. Niektórzy Polacy w ogóle przestali polityków słuchać, bo skala kłamstw propagandy przerosła wszelkie „oczekiwania”. Jeśli dr Szumowski odwołał Polakom wakacje letnie, mówiąc: „w tym roku nie będzie wakacji”, a potem lansował Kanary i jachty, to drugi raz w czasie ogromnego znużenia i potrzeby odpoczynku to nie przejdzie.

Kilka dni mojej wyrypy na skiturach (wyciągi są wszak zbędne, by uprawiać narciarstwo) czy łażenia w śnieżnych rakietach po górach na pewno nie podbije liczby zgonów w Najjaśniejszej. Prędzej zarażę sąsiadkę w windzie czy tramwaju. A jakie młodzieży przed zdalnymi lekcjami ministra Czarnka chowanie, takie będą Rzeczypospolite. Dawajcie mi tu te oferty górskie z Czech, Austrii i Krynicy.