Obywatel obciążeniem

Koronawirus niech nie będzie taki zaborczy, bo przecież dla ludzkości nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż tzw. siedzenie w domu. Nie chodzi tylko o przemoc w rodzinie, od której to przemocy rocznie giną tysiące rodaków, częściej kobiety są ofiarami, bo słabszego łatwiej tłuc – wystarczy zajrzeć do statystyk zabójstw popełnianych w domu publikowanych na stronach policji. A im więcej alkoholu, tym ta domowa przemoc cięższa, no a jak „siedzimy w domu”, to koronawirusa leczymy spirytusem.

Ja już nawet zastanawiałam się, czy można jakoś w prysznicu tak to zamontować, żeby taką mieszanką się płukać… Myjnia bezdotykowa, prysznic dezynfekujący.

Ten koronawirus wraz z czasem postu nastał, ale widzę w sieci i w sklepie, że ludzie jakoś więcej spożywają i kupują wszystkiego. „To wszystko z nudów, wysoki sądzie”, śpiewa Sława Przybylska.

Pamiętam, jak mój przyjaciel Kacper Lisowski, operator filmowy, który kończył Akademię Filmową w Łodzi, na studiach dostał zadanie nakręcenia trzyminutowej etiudy w formie horroru, który dzieje się w domu. Trzy minuty w czterech ścianach, a napięcie potworne.

Dzieci nie poszły do szkoły i przedszkola, ja pracuję zdalnie, mąż pisarz też – każdy dzień bez domowego wypadku uznaję za sukces na miarę medalu olimpijskiego Artura Partyki. Pomysł kwarantanny bardzo by mi pasował, gdybym była singielką wygrzewającą się w słoneczku z książką i uprawiającą codzienne medytacje duchowe, ale nie dla mnie taki spokój. Cała rodzina w pokoiku całą dobę? Trudno pracować zdalnie…

Napięcie większe niż u Stanleya Kubricka. Każdy każdemu staje się tu chorobą towarzyszącą, a dzieci to tykająca bomba. Mamy tu „Lśnienie” na co dzień. Nie jestem wychowawczynią przedszkolną ani nauczycielką właśnie dlatego, że trzymanie dzieci w zamkniętym pomieszczeniu w bezruchu uznaję za rzecz niemożliwą.

Koronawirus w ogóle nie jest u mnie od kilku dni na tapecie. Moje lęki są takie: uważaj na stół, jak tańczysz, nie walnij się w krawędź, bo chirurgia obłożona, uważajcie, nie bijcie się, możesz młodszemu bratu niechcący ząb wybić, uważaj, nie jedz żelków, bo dentyści nie pracują, odłóż te zapałki, straż pożarna wozi teraz wirusa, nie rób fikołków, bo strącisz lampę, a ortopedia w szpitalu dziecięcym pewnie też nie przyjmuje. Bananów? Nie jemy, zaraz któryś się mi tu pośliźnie na skórce i obciążenie dla służby zdrowia będzie.

Nagle nasz pies Korek stał się najcenniejszym domownikiem. Każdy wyrywa sobie smycz, by móc wyjść na spacer. Policja jeszcze psów nie odbiera, chociaż stały się wymówką do wychodzenia z celi. Wynajem psa będzie niebawem hulał. Czołgam się wycieńczona po domu, pilnując, byśmy nie byli tylko obciążeniem dla służby zdrowia. Staramy się nie jeść nic, żeby się nie zatruć.

Z uprzejmości dla ministra zdrowia, służb i rządu najlepsza byłaby nasza grupowa eutanazja – czego się nie robi, gdy Premier wzywa do izolacji. Najskuteczniejszą izolacją jest przeniesienie się w zaświaty – byle tylko Niepodległej nie obciążać.