Mężczyzna polepszacz

W ramach straszenia wszystkich wszystkim straszyciele wskazują na polepszacze w pieczywie. Należy polepszonej buły unikać, najlepiej wszystkie ręce do brytfann i samemu piec bochny lub zwolnić mieszkanie uchodźcom z Erytrei, kupić sobie bilet do Asmary lub Addis Abbeby i tam nad afrykańskim piecem mieszać placki z miłki abisyńskiej. Co tam wojna i choroby – ważne, że jedzenie jest bez polepszaczy. Polepszacze w pieczywie nie są jednak tak wyniszczające jak facet nafaszerowany polepszaczami, czyli licznymi teoriami na temat wszystkiego, które to teorie, jak dopalacze, są tanie i dostępne wszędzie.

Mężczyzna polepszacz ma obsesję na punkcie polepszenia siebie, faszeruje się wiedzą na temat indeksu BMI, mieszania laktozy z fruktozą, gluten miesza mu się z propan-butanem, a wegesmalec z orzechów laskowych hodowanych bez oprysku robi sam na działce u kolegi. Orzechami tymi leczy swój malejący mózg, ale na tym nie koniec. Facet polepszacz nie spocznie, póki nie polepszy wszystkich wokół siebie, a oznacza to głównie: swojej partnerki, kochanki, matki.

Żony nie ma, bo tak idealnej jeszcze nie spotkał, żadnej polepszyć do ideału nie zdołał. Kobiety, jak wiadomo, lubią się uczyć i chętnie stosują się do nowinek, podejmują wyzwania i przez to padają ofiarami takich polepszaczy, podczas gdy mężczyźni albo mają na wszystko wokół „wywalone”, albo rady polepszaczy traktują jak rząd protesty nauczycieli. Puszczają mimo uszu.

Problem mężczyzny polepszacza polega na tym, że się miota, codziennie zbiera nowe porcje wiedzy z poradników polskich, chińskich, amerykańskich, koreańskich. Rano wierzy w yin yang, po południu w wykłady stuletniej mieszkanki Krety, wieczorem w filozofię serbskiego tenisisty zalecającego owsiankę, a o świcie w mięsną filozofię praprawnuka wikinga spod wulkanu Islandii żywiącego się jagodami. Gdy polepszacz sam czuje się dobrze, twierdzi, że i dla ciebie idealnie będzie jeść golonkę na smalcu na śniadanie, a na obiad nóżki w galarecie – koniecznie o 17, bo to czas na ostatni posiłek. Nawet jeśli kładziesz się o północy i twój kardiolog i gastroenterolog zalecają ci warzywa i ryby.

Polepszacz nigdy nie spocznie tylko na wiedzy medycznej. On wie, jak Putin powinien rozegrać sprawę Krymu, on wie, że wizy do USA są Polakom niepotrzebne, bo Amerykanie to stado baranów pogubionych. Jeżeli płacisz podatki, polepszacz poradzi ci, żebyś nie płaciła, jeżeli masz dzieci w szkole, poradzi ci naukę w domu, jeśli masz haluksy, polepszacz każe ci ćwiczyć całe ciało całą dobę, łącznie z uszami, bo wszystko się łączy, jeśli jesteś bezdzietna, polepszacz wytłumaczy ci, dlaczego to naturalne i obowiązkowe mieć dzieci, jeśli masz dzieci, to polepszacz powie ci, że świat za 30 lat się skończy, wkrótce zabraknie wody i wołowiny dla dzieci, więc on ci współczuje, że masz dzieci, jeśli masz firmę, to polepszacz powie ci, jak rząd ciebie jako przedsiębiorczynię wykończy, jeśli jesteś na zasiłku – to pomoże ci zrozumieć, że praca to życie i powinnaś założyć działalność.

Z polepszaczem nie wygrasz merytoryczną rozmową, bo on wierząc ekspertom, jednocześnie im zaprzecza. Zanim skończy ciebie polepszać, już zaczyna własne zdanie sabotować. Wczoraj zalecał imbir i miętę, dziś mówi, że do lemoniady nie powinnaś dodawać imbiru, bo blokuje jelita, więc wyrzuć ten korzeń.

W genach polepszacza płynie kodeks napoleoński, według którego my kobiety jesteśmy zagubione jak dzieci, nas się „pilnuje”, w dorosłość wchodzimy po menopauzie. Polepszacz bierze nas ze sobą wszędzie jako publiczność lub towarzyszkę, no chyba, że polepszacz idzie na gościnne występy ze swym wykładem, wtedy mamy siedzieć w domu i stosować się do jego przepisów.

Jak się oczyścić z polepszaczy? Zwykle stosunkowo szybko umierają, potrąceni przez hulajnogę podczas słuchania na ulicy przez smartfon wykładu o mleku kokosowym. Jeśli to się nie stanie, warto udawać ciężki niedosłuch i grzecznościowo czasem przytakiwać, „no co ty powiesz, olej świętego Wawrzyńca, kto by pomyślał”, a paląc papierosy, warto siadać blisko niego, licząc na to, że się sam usunie.