Biały kołnierzyk
Ile naliczyliście w waszym mieście drogerii? Ojczyzna drogeriami stoi. Masowo ulegamy nerwicy natręctw i mania czystości krąży nad krajem. Czyżby nerwica czystych rąk? Chyba chcemy wyszorować świat na glanc, na wysoki połysk. Jak inaczej wytłumaczyć przytłaczający sukces sieci drogerii otwierających co chwila swoje nowe sklepy? Wszelkie Rossmanny mnożą się jak norniki, u mnie na dzielni na rogu zakwitł niedawno Rossmann, jeszcze nie minęły dwa miesiące, a naprzeciwko już nowy, taki samiusieńki, kusi czerwonymi balonami. Co takiego ciekawego jest w sklepie z płynami do WC, detergentami i szamponami, że tak tłumnie go odwiedzamy?
Przyznam, że zjawisko to uruchamia we mnie wyparte głęboko pod warstwy kurzu za biblioteczką poczucie winy, gdyż uchylam się od sprzątania tak długo jak politycy od odpowiedzi na pytanie o opodatkowanie Kościoła, a spędzenie wieczora w drogerii nie jest u mnie na topie listy pomysłów kulturalno-oświatowych.
Czy ludzie mają aż tak brudno w domu? Może z roku na rok mieszkania Polaków są większe i mają oni więcej podłóg do szorowania? Kupujemy więcej maszyn, które potrzebujemy karmić wszelkimi kapsułkami i proszkami? Na pewno jesteśmy coraz grubsi. Każdego Polaka jest więcej do kochania – większe pośladki do pucowania? Tylko że GUS podaje, że Polaków ubywa. Hm. A drogerii przybywa? Może uwolnienie rodziców (matek?) od pracy za pomocą 500 plus powoduje, że wreszcie matki wzięły się do roboty i dbania o dom? Była sprzątaczką u kogoś, a teraz awans. Jest sprzątaczką u męża i dzieci. Roboty sprzątające? U nas nie ma na nie potrzeby.
Życie nie znosi próżni. Zamknęli niedawno księgarnię im. Conrada przy Al. Jerozolimskich. Idealnie. Walnie się tu drogerię. Będziemy więcej czytać. Etykiety proszków. Bawić się w komparatystykę odświeżaczy powietrza. W Marrakeszu i Stambule widziałam w centralnych punktach miasta skromne herbaciarnie. Ot, kilka palników na podłodze, na nich czajniczki, tace ze szklaneczkami, kilimy i taborety. Młodzi i starsi siedzieli sobie po pracy, często na ziemi (w zdrowym siadzie japońskim), gawędząc i sącząc miętę. Herbatę podawano tam za grosze. U nas po pracy – wycieczka do drogerii. Próżnujemy sobie wśród półek niczym bohaterowie starej, a wciąż jarej teorii Thornsteina Veblena z „Conspicuous Consumption”? W małych miasteczkach wstąpienie do Rossmanna w celu oglądania produktów to zapewne jedyna atrakcja dla dzieci prócz dilerki białym proszkiem.
A może im bardziej brudna jest polityka, świat zewnętrzny, im czarniejsze są palce po zanurzeniu w gazety, tym bardziej ratujemy się, oczyszczając swoje najbliższe otoczenie? Kiedyś oczyszczaliśmy się w bożnicach, a teraz wyszedł brud spod pożądliwych łapsk duchownych gwałcicieli, cały syf pod dywanami milczenia zalegającymi w parafiach wybił na powierzchnię i nasza reakcja to nerwowe oczyszczanie domostw? Prasowanie jak modlitwa za nierządnych. Ich grzechy się rozprasuje. Biały kołnierzyk wyprany w najnowszym płynie do płukania pachnie aż miło.
Komentarze
Zewnętrzna nieskazitelna czystość to często oznaka wewnętrznego brudu, nieuporządkowanych spraw w psychice i „fizyce”. Ale „umiłowaniem czystości” można również „pięknie” odróżniać się od tych brudasów i wiochmenów wokół, „bo ja jestem mieszczanin i u mnie w domu jest tak czysto, że można jeść z podłogi”. Czystością można terroryzować innych, zmuszać do posłuszeństwa, poniżać. Dulszczyzna w Polsce ma się dobrze, szczególnie teraz.
drogerii ci u nas dostatek , niestety nie przekłada się to na poziom higieny , podróż aotobusem szczególnie latem to koszmar zapachowy. księgarni za to coraz mniej , są kilkudziesięciotysięczne miasta powiatowe w których nie ma żadnej.
Powiem, a raczej napiszę na pocieszenie, że ci, którzy namiętnie czyszczą tymi detergentami, sprayami, piankami itd. żyją krócej ponieważ wdychają to nomen omen g…, które tkwi w tych wszystkich środkach.
Fajny esej. Też używam jednego szarego mydła bez zapachu DO WSZYSTKIEGO. Czy to kobiety przypadkiem nie napędzają tej pogoni? (z wyłączeniem oczywiście szanownej blogerki). To dzięki kobietom dowiedziałem się, że są różne lakiery do paznokci (np. hybrydowy), albo coś takiego jak płyn MICELARNY. Kiedyś był jeden krem (Nivea oczywiście, ten niebieski), a dzisiaj jest 100 kremów: na dzień, na noc, pod oczy, dla kobiet, dla mężczyzn, do du… przepraszam, zapędziłem się, do higieny intymnej. Rynek szybko reaguje na potrzeby i oczywiście je też kreuje. Marketingowcy przekonali szanowne Panie (a teraz usiłują też Panów), że jeden krem już nie wystarczy, bo oni muszą sprzedać 5 lub 10 rożnych kremów, każdy do innej części ciała.
Proszę pamiętać, że te opisywane herbaciarnie to wyłącznie miejsca dla mężczyzn i czasem turystow. Też żałuję, że znikają księgarnie. Ale nie mam nic przeciwko drogeriom. Niech ich będzie jak najwiecej i niech zastąpią wszystkie Alkohole 24h. Drogerie, choć czasem sprzedają alkohol, nie są calodobowe.
Pierwsze podejrzenia miałem już jako młodzian gdy „weszły” kostki do muszli klozetowych. Na moje nieśmiałe spostrzeżenie że najwięcej brudu zbiera się akurat pod tym plastikowym g… , o pardon, pod aplikatorem systemu oczyszczania – nikt z rodziny tonącej w powszechnych zachwytach nie zwracał zrazu uwagi kwitując to co najwyżej poleceniem w rodzaju ” To trzeba dokupić X i pod tym też wyszorować! „. Na szczęście moda na kostki przywiędła ale wydany na żer kolejnych intelektualnych owoców ciężkiej pracy innowatorów i marketingowców rzeczonego przemysłu musiałem przechorowywać kolejne „udogodnienia” jak odświeżacze powietrza ( to był dramat zwłaszcza tam gdzie król chodzi piechotą – bo jak wiadomo a przynajmniej powinno się wiedzieć zapachy się NIE MIESZAJĄ ), wszelkiego rodzaju stężone kwasy do zżerania nad i pod powierzchnią wody od których dziwne że nikt nie pomarł ( a zresztą nie wiadomo), odkamieniacze (banalny ten tani ocet jak się mam nim niby otruć – wiadomo bez ryzyka nie ma przyjemności) itd… Niestety choć ani lemowy ogon ani takież łuski ( Kongres Futurologiczny ) nie chcą mi wyrosnąć ( jako niezbity dowód uciśnionego przez wszechobecną chemokraturę ) od tej tablicy Mendelejewa zawartej w niezliczonych opakowaniach – wciąż mam ten gen niewiernego Tomasza który każe mi powątpiewać czy to wszystko jest mi do życia niezbędne. Zaznaczam przy tym że rozumiejąc sens sentencji „nic co ludzkie nie jest mi obce” nie rozumiem jej jako zachęty do prowadzenia niehigienicznego trybu życia na kupie odpadków ( co podejrzewam na podstawie licznych sensorycznych doznań u wielu będących z drogeryjnym życiem za pan brat – vide zapachy i nie tylko). Zachęcam by nie uczestniczyć w tym szaleństwie. No chyba że ktoś wymyśli na to jakiś środek do zażywania w rodzaju „Drogstop”. A to chętnie kupię – nie jestem przecież jakimś dzikusem. Przez użyciem zapoznam się oczywiście z ulotką bowiem… Itd.