Chiaroscuro Glińskiego
Nie mam jasności w temacie ministra Glińskiego. Lubi jednym nie dawać, a innym dawać. No cóż, w sumie ja też tak mam. Wszystkich nie uszczęśliwię. Ta strona, która nagle nie dostaje publicznej dotacji, wywołuje larum cichsze od świergotu żółwia, a potem albo rozchodzi się do innych zadań, albo skutecznie organizuje forsę z innej szuflady czy tacy. Minister Gliński lubi też zamykać. Placówki. Poprzez wysadzanie liderów albo dokręcanie kurka. Wiadomix – to szybka gratyfikacja, sprawdzona metoda. Najpierw partia dała na redakcję „Po prostu”, a potem je po prostu zamknęła, bo za bardzo chojraczyli. Zamykanie wcale nie jest takie proste. To parszywa, niewdzięczna praca. Jak tu się minister rozgrzeje, to może i kopalnie zamknie, a górnicy sobie crowdfunding urządzą. Niczym mrówki na zlecenie ministra uwijają się jego eksperci. Tu dokręci, tam zamknie – i tak dzień w dzień od ósmej do szesnastej.
Bez pracy nie ma kołaczy, a kołacze ministra aż pachną świeżością. Bo i Festiwalowi Malta udało się nie dać, i Festiwal Conrada Korzeniowskiego zatopiony osuwa się w jądro ciemności, a Zygmunt Haupt, co prawda ewakuowany został w czasie wojny z Dunkierki i cudem się uratował, ale już Gliński festiwalu jego imienia nie przeoczył. Trafiony zatopiony Festiwal Haupta. W internety też minister umie się bawić. Dwutygodnik, gdzie z ciekawością czytałam recenzje teatralne i filmowe oraz felietony – uff, udało się dorżnąć i tę watahę.
Mam problem z komunikacją ministerstwa kultury i dziedzictwa. Jakby jej nie było, nawet echo nie gra. Jak mój dentysta zamknął gabinet, to podał adres nowego. Jak policjant wlepia mi mandat, to poucza o wykroczeniu. Tymczasem minister Gliński kocha nie wychodzić z chiaroscuro, którym się posługuje. Jest niczym grota z obrazu Leonarda „Madonna w grocie”. Ciemność widzę, ciemność. Jego decyzje są spowite w kłębach smogu, a w blasku światła ja nic nie dostrzegam. Długa jest lista sukcesów w wyciszaniu inicjatyw kulturalnych „pewnych środowisk”, ale cicho jest od dłuższego czasu na temat rezultatów udanych festiwali i pism literackich, które dotację otrzymały.
Powoduje to moją zupełną konsternację. Jaka jest ta nowa strategia? Zamknęli mi jedno pismo kulturalne, ale być może otworzyli inne, lepsze? Gdzie i dlaczego go nie mam i nic o nim nie wiem? Wychodzę z bańki codziennie i szukam, węszę jak za truflami. Jeśli usuwamy zdrowy ząb (np. dyrektora Stolę z Polin), co wstawiamy lepszego na to miejsce? Czy nowy, powiedzmy, ten wstawiony przez Glińskiego, „swój”, jest lepszy? Czy ktoś to liczy, weryfikuje? Więcej zwiedzających, więcej czytelników?
Eksperci, nie podając choćby w kilku punktach konkretnych powodów zakręcania dotacji, powodują, że na krystalicznym obliczu ministra Glińskiego widoczne są lekkie rysy. Zupełnie niepotrzebnie narastają niemiłe podejrzenia: czy to w ramach deglomeracji nie dał na festiwal w Gorlicach? To miasto jest za duże? A może chodzi o reportaż? To nie jest prawdziwa literatura? W epoce postprawdy reportaż lepiej odpuścić? Nie dali na Conrada, bo nie lubili organizatorów? Taka małostkowość? Może nie dali z litości – aby pomóc innym utalentowanym koleżankom i kolegom, które nie potrafiły dosiąść się do obleganego już stolika w kawiarni przy rynku. Przy dużych festiwalach tworzą się kliki, układzik, który razem popija winko przy ulubionym stoliczku, kolega taki zatrudnia swojego kumpla, ten swoją dziewczynę, a ta z kolei swoją doktorantkę i kota – i jakoś to leci. Ale może nie powinniśmy tak jęczeć? Może taki detoks finansowy przyniesie nam oczyszczenie?
Poszukamy sobie pracy w szkole. Brakuje nauczycieli. Poszukiwani są na gwałt spawacze. Wzorem Józefa Robakowskiego zrobimy nowe Wymiany? Czy takie drugie Krzywe Koło? Oczekujemy od wielu grup zawodowych, że się „przebranżowią”. Może reforma Glińskiego mówi nam – teraz wy. Nie wyliczajmy, komu zabrał, tylko działajmy i sprawdzajmy, jak dają radę ci nowi. Bo może będą robili lepsze festiwale przyciągające tłumy?
Może rzeczywiście warto przenieść Conrada do Torunia? Może nie podobali się ekspertom goszczący w Krakowie zagraniczni pisarze? Np. na Conradzie był wybitny pisarz Miljenko Jergović z Bośni. Może nie chcą, by publiczność czytała o jakiejś traumie wojennej powieści, tylko bardziej takie ku pokrzepieniu serc historie? A może strategia jest taka, że nie chcemy w ogóle międzynarodowych gości – lepiej dawać tylko na polskich pisarzy? A może w ogóle świeckie wydarzenia kulturalne nie są uznawane przez ekspertów Glińskiego, albowiem kaganek oświaty może nieść tylko Kościół.
Można i tak. Czyż nie podobają Wam się freski w apartamencie Borgiów? Ksiądz Sawicz może postawi na sztukę eksperymentalną? Fundacja Rydzyka być może zbuduje choćby ciekawe muzeum sztuki nowoczesnej szybciej niż to, które powstaje (?) w Warszawie. Warto jednak skromnych podatników informować, jakie są konkretne plany i rezultaty eksperckich pomysłów, bo nie mam jasności w temacie polityki kulturalnej i licznych jej sukcesów.
Komentarze
Uff. Jest Pani Redaktor. Nie zamknęli.To dobrze, bo kaganki nieść trzeba, a ludzie leniwi bardziej jakoś.
W kwestii tej co się nie znam, czyli czarów blaskiem i czernią, to dzisiaj zdaje się mistrzowie od foto tacy są, co używają chiaroscuro ładnie.
Pan minister od dziedzictwa (chiaro) bardziej ministrem jest, niż od kultury (oscuro). Kultura to taka za dzisiejsza jest, meh. A dziedzictwo, no to muzea, to kolekcje do kupienia, same fajne rzeczy są.
Strasznie dużo pytań Pani Redaktor Szanowna. Kto to spamięta i odpowie? No bo przecież nie MKiDN.
Nie aby bronić ministra, a jedynie aby nadać jakiś sens jego działaniom. Będzie trudno, ale popróbuję.
W dużym skrócie.
W czasach minionych (na szczęście) sprawy kultury były w gestii każdego „kulturalnego” ministra.
Decydował on, albo jego urzędnicy o wszystkim w tejże sferze.
Od kasy do kwestii bardziej ulotnych.
O kształcie i wizji kultury decydowały bowiem pryncypia ustrojowe. Z nimi nie było dyskusji.
Ale nastała ( na szczęście) nowa epoka, a z nią zmieniło się wszystko.
Kultura tego modelu ustrojowego to również zupełnie inna opowieść.
W/g klasyków teorii tegoż modelu kultura winna być oddana w dłonie mało uchwytnego organoleptycznie rynku. Rola państwa właściwie winna oscylować w okolicach błędu statystycznego.
Jest oczywiście inaczej. Z rożnych względów państwo całkowicie nie zrejterowało.
Ale ogólnie można – bez większego ryzyka – stwierdzić, że środki na kulturę płyną od:
– państwa
– samorządu
– prywatnych sponsorów instytucjonalnych
– od sponsorów indywidualnych
– środki wpompowywane w kulturę w postaci składek indywidualnych,
czyli biletów wstępu
Być może o czymś zapomniałam, ale mechanizm funkcjonowania kultury w ustroju kapitalistycznym w powyższym wykazie nakreśliłam.
I teraz kwestia podstawowa.
Czy dany chlebodawca posiada wpływ na treści lub formę kulturalnych przedsięwzięć?
Moim zdaniem tak.
W tym miejscu odwołam się do dwóch skrajnych sponsorów.
Kupujących bilety i państwa.
Kupujący bilet ( albo nie) swoją decyzją pokazuje, że akceptuje (kupując),albo domaga się korekt (nie kupując) w tym segmencie kultury która poddana jest tej strategii finansowania.
Państwo ( w osobie swojego przedstawiciela, czyli ministra) finansując (albo nie) określa swój stosunek do tego segmentu kultury który poddany jest z kolei tej strategii finansowania.
Reasumując.
Osoba fizyczna lub instytucjonalna ( państwo) w każdym momencie posiada wpływ na kształt zjawiska któremu użycza swego wsparcia. Ten sam mechanizm obowiązuje w przypadku innych form sponsoringu.
Takie są reguły funkcjonowania kultury w gospodarce wolnorynkowej. Z pewnymi modyfikacjami w rożnych krajach.
@samba
I beg to differ:)
W krajach cywilizowanych, acz kapitalistycznych i demokratycznych, jak UK, USA, Francja, Niemcy – projekty i intytucje kulturalne dostają dotacje rządowe w zależności od ich artystycznego poziomu oraz ich znaczenia dla rozmaitych społeczności, np. etnicznych czy regionalnych (jak choćby gazety polonijne w NYC, finansowane z budżetu). Generalnie, chodzi o to, żeby sprawiedliwie rozkładać akcenty i nie wykluczać rozmaitych grup, poszerzać horyzonty, rozwijać się, etc. Chodzi też oczywiście o zdobywanie głosów w wyborach. I tak się łączy przyjemne z pożytecznym.
Sponosorzy kapitallstyczni to nie rząd, ale nawet oni, jeśli wywierają naciski na rozmaitych swoich beneficjentów, to przeważnie nie w kwestii meritum – ewentualnie wymuszą jakiś product placement, albo rólkę dla ładnej siostrzenicy w filmie. Generalnie jednak w normalnych krajach – nie quasi-totalitarnych, jak dziś Polska – nie zdarza się, by rządy, dając dotacje, próbowały wpływac na kształt przedsięwzięcia kulturalnego. Z prostego powodu – te najbardziej ambitne są za ambitne dla kapitalistycznych sponsorów, którzy na takich offowych eventach nie zarobią; Rząd demokratyczny wie, że kultura wysoka czy etniczna kosztuje, bo jest mało opłacalna, ale za to – w teorii przynajmniej – ma rozwijać umysły i dusze:), i zdobywac głosy wyborcze; normalnemu rządowi demokratycznemu zależy, żeby mieć jak najbardziej otwarte, wykształcone i inteliegentne społeczeństwo. Ministrom polskim na tym nie zależy, zależy im tylko na tym, by ciemny lud trzymać pod ideologicznym butem z ostrogą w kształcie orła białego, orzeł ma ten lud dziobać, albo pazury weń wbijać, jakby się łeb ludowi zachciało podnosić i żądać kultury innej, niż pobłogosławionej przez partię wiadomą.
O czym ty, właściwie kukułko kukasz?