Maska niewidka

Morderca w Gdańsku przebrał się za dziennikarza, aby dostać się na scenę. Tak się porobiło, że najłatwiej przemknąć niezauważonym, gdy jest się dziennikarzem.

Dziennikarz to zawód, który tak się spauperyzował, że prawie zniknął. Zrobił się taki maluczki, że nawet specjaliści od nanotechnologii z Centrum w Grenoble mieliby trudność z wypatrzeniem dziennikarza. Dziennikarzem może być każdy, a też dziennikarz może być nikim. Rozumiem, że organizatorzy gdańskiego finałowego koncertu WOŚP przeoczyli niestety, jakże sprytny i przemyślany pomysł podrobionej plakietki z napisem „media”, jaką spreparował sobie morderca prezydenta Adamowicza.

Jeszcze parę lat temu, jako prezeska Fundacji Okularnicy im. A. Osieckiej, organizowałam koncerty i znam dobrze problemy biura akredytacji. Dziennikarz to dziś człowiek bezdomny. Redakcje obcinają koszty, a zatem wycinają etaty. Etatyzacja to zło, to bolszewizm. Papier w odwrocie, czytelnictwo w odwrocie – wyrzucamy dziennikarzy za burtę, by łódź nie szła na dno. Dziennikarz to nadbagaż podróżujący w tanich liniach – do schowka się nie mieści. Niech spada do luku na swój koszt. W efekcie wielu dziennikarzy to właśnie jakieś ogólne media – redakcje ich nie akredytują, nie wiedzą o nich nic, czy mają rodziny, jak mieszkają, czy mają żółte papiery, czy białe papiery w drukarce. Stacje telewizyjne i radiowe żerują na tzw. stażystach, którzy nie wyrobili sobie jeszcze znanych nazwisk, to anonimowe „media”. System pracuje nad tym, żeby stażystami byli do sędziwej trzydziestki i byle się z nich jakaś Hanna Krall czy Ryszard Kapuściński nie wykluł, bo liczy się marka generująca kontent, a nie nazwisko osoby nietuzinkowej, a zatem – oranyjulek! – „generującej koszty”.

Pracownicy biur akredytacji nie nadążają za uaktualnianiem tzw. listy mediów. Dziennikarze są zwalniani pojedynczo i grupami, mnie samą spotkało to kilka razy, drepczą od tytułu do tytułu. Nie nadążysz z tą migracją za chlebem. Niektórzy próbują udawać „dziennikarzy niezależnych”. To twór bezkształtny zupełnie. Przecież ktoś im płaci? Od kogoś zależą?

Dziennikarzem może być każdy. Każdy, kto założy blog, kto ma obserwatorów, kanał na youtubie – bez żadnej „redakcji” czy naczelnej. Dziennikarzy raczej się unika i są nielubiani, nie ufa się im, bo a to są szpiegami niemieckimi, a to mają czelność mieć poglądy inne niż my, a od lat gonią za sensacją lub robią fejkniusy, więc kontakt z nimi to dziś nic przyjemnego – niech biorą te swoje smycze i zmykają. Nie patrzy się im głęboko w oczy, nie zamienia kilku słów o tym, co słychać, nie zna się ich dorobku. Zabierają tylko wolne miejscówki ludziom, którzy mogliby stać lub siedzieć na tych krzesłach podczas meczów, koncertów. Łatwo się przemknąć w kostiumie dziennikarza, bo tu kostium jest zbyteczny. Wystarczy wyglądać jak człowiek bez właściwości.