Z dwururki jak do ptaków

Wiosna, pierwsze kwiaty zła „w gniewie na całą ziemię tchnienie Marca słotne”. Mróz odpuścił i wyleźli ci rowerzyści na ziemię jak dżdżownice po deszczu. Ponieważ nie ma już Żydów, a Ukraińcy to żaden wróg, ot, karna i robotna pomoc domowa, musimy zadowolić się wojną z rowerzystami.

Normalnie własnymi rękoma bym im te szprychy powyrywała jak zęby krat, przetopiła te ich ramy na amunicję i z dwururki strzelałabym do nich jak do ptaków – rowerzysta cel ruchomy. Jak dla mnie nadają się wszyscy na zsyłkę. Tyle energii mają, niech pedałują gdzieś w kamieniołomach albo niech kręcą i wytwarzają energię do baterii dla autobusów elektrycznych. Jedyni ludzie nadający się do jazdy rowerem to listonosze, bo ktoś tę rentę dowozić musi.

Od kiedy rządzi PiS, zzułam ciasne kamasze poprawności politycznej i przyznam, że żałuję, że Niemcy nie zdążyli się z cyklistami rozprawić, bo teraz wałęsa się ten element po chodnikach. Nie znają przepisów. O, ja mam prawo jazdy – nauka była, koszty, egzamin po łuku do tyłu. A ten pędzi na oślep przez rondo, bo rowerem do tyłu to tylko wypierniczyć się może razem z tymi słuchaweczkami w uszach. Jak skręcam w prawo, to cała drżę, bo boję się, że jakaś idiotka na rowerze wjedzie we mnie i potem będę miała wgniecione drzwi, klepanie będzie, a jeszcze winny zawsze jest kierowca auta.

Tymczasem to lobby rowerowe się rozrasta i z pieszymi sztamę trzymają. Piesi nie lepsi. Taka jedna Agata Kowalska z grupą sfrustrowanych pieszych z dzielnicy Mokotów w Warszawie w ramach budżetu partycypacyjnego (to takie banialuki zagraniczne, że niby mieszkańcy mają się udzielać) próbowała zlikwidować miejsca parkingowe na chodnikach po to, żeby ludziom się łatwo chodziło. Rowerzystów chcieli też z chodników wypchnąć i to gdzie – nam na jezdnię, prosto pod koła! Ja się pytam – czy nie można spacerować po Parku Dreszera?

Jak kobita z wózkiem mieści się na chodniku, to chyba każdy pieszy się zmieści, a ja się z wózkiem zawsze przeciskałam. No ale to, moi kochani, wózki parasolki się kupuje, składane, dzieciak w wielkiej karocy wożony być nie musi, jak ktoś chce mieć miejsce na spacery, to Legionowo czeka. A ci piesi to też sobie z chodnika promenady robią. Dupy szerokie wyhodowali na tych wegetariańskich soczewicach i teraz między samochodami im się ciasno porobiło. Po co ta Kowalska łazi i burmistrza bałamuci – nie dość ma pracy w pracy, żeby jeszcze po pracy się udzielać? Czy jej szef o tym w ogóle wie? Obywatelka niech domem się zajmie i pracą, a jak ma czas wolny, to ja zapraszam do mojego range rovera – niech zobaczy, jaka to męka zaparkować na Mokotowie. Dłużej się nakręcę moim rangem, szukając tu miejsca do zaparkowania, niż wyjeżdżę w ciągu dnia kilometrów.

Jechałam raz autobusem i grypę złapałam, bo charczeli. Raz jechałam tramwajem i taki facet śmierdział, a ciasno tak, że mi się pana cotta na wynos rozdygotała. Więc niech mnie ta Kowalska z auta nie wypycha, bo jej z nóg kulasy zrobię. Nie mówiąc już o tym, że nie po to dekadę na to auto harowałam, żeby teraz nie móc sobie pod knajpą czy urzędem na dzielni zaparkować. Ja rozumiem, że burmistrz jakieś projekty z mieszkańcami chce robić, bo pokazać się trzeba. Ale nie mogą np. kwiatów na balkonach zasadzić i wtedy te słitfocie na stronkę urzędu wrzucić? Żeby to się musiał człowiek już nie tylko z urzędem, ale i mieszkańcami bić – wojna! Mieszkańcy kierowcom zgotowali ten los.

PS Wpis mój zainspirowała inicjatywa obywatelska Agaty Kowalskiej i mieszkańców Mokotowa. Trudno być obywatelką, trudno dogadać się z urzędem i przeżyć w stolicy, w której nie buduje się parkingów podziemnych. Może można jeszcze jakoś pomóc – tutaj info: