Laski w maskach

Zaczynaliśmy dzień od spojrzenia za okno – tak oceniało się pogodę. Co bardziej dziarscy wystawiali nosy za okno, wietrząc pościel. Pranie brudów pod dywanem, ale pościel wietrzyć można.

Teraz wielu z nas sprawdza warunki atmosferyczne, skrolując telefony. Znajomi krakowiacy i górale powiedzieli mi, że zimą na sanki nie wychodzą, bo pierwsze, co robią po przebudzeniu, to czytają, jak gęsty dzisiaj smog o poranku. Sanki na opał może porąbią? Ja też, ubierając się na kolejny spacer z psem – a jakże, Korek musi trzy razy dziennie na patrol na dzielnię wyskoczyć – czuję się, jakbym wyruszała na rynek w Kabulu.

Czapka zasłaniająca głowę, czoło, uszy, maska antysmogowa, którą przywieźli znajomi z targów w Pekinie, na to wszystko jeszcze kaptur, szalik, puchówka, okulary. Czy tak odziana ateistka, mieszkanka polskiego miasta, jest bardziej zamaskowana od muzułmanki idącej na zakupy w Barcelonie?

Maski antysmogowe nie przyjęły się jeszcze w Polsce – ludzie patrzą na nas, tych zamaskowanych, z wyższością i ironicznie poprychują. Europejka w masce – to nie na miejscu. Europejka zakłada maskę tylko podczas bitwy w Ypres, chroniąc się przed niemieckim gazem. Wojna ze smogiem to nie wojna. Nikt od razu nie pada martwy. Smogu nie widać, więc nie liczy się. Maski wszak pasują przecież do kogoś z takiej np. Gwinei – świat duchów i takie jakieś plemienne zwyczaje z Afryki, a nie z Żoliborza. Facet w masce to jeszcze ujdzie – to ninja albo może muszkieter rodem z powieści Dumas. Kobieta, puch marny, wszakże żadną bronią nie włada, więc po co w masce ma paradować? Przed swoim psem się broni na spacerze? Maski są generalnie dla nadwrażliwych — przecież w Zakopanem jest lepiej niż w Pekinie czy Dubaju, prawda?

Kobieta w masce i okutana w luźne kurtki, a nie w futrzaną opaskę, spod której spływają faliście idealnie ułożone blond loki, układające się na kołnierzu ciasnego kożuszka, jest mniej wdzięcznym przedmiotem do podziwiania dla wojerystów i chyba tutaj leży Korek pogrzebany. Do tego, że buzie warszawiaków skrywają brody, przywykliśmy. Gdy twarzy kobiecej wraz z cudnymi rumieńcami nie widać – to budzi dyskomfort. Nie widać obowiązkowego uśmiechu, sygnału: jestem miła. Spacerując w masce, odkryłam, że czuję się bezpiecznie. To nieomal rodzaj ujutnej twierdzy. A uśmiechać się spod takiego czadoru można – oczami. Wojeryści muszą być tylko nieco bardziej spostrzegawczy i czuli.