Stoi na stacji inicjatywa

W dzieciństwie marzyłam, by zamieszkać w igloo, gdyż w świetlicy szkolnej trafiłam na jakąś książkę z rysunkami mieszkańców koła podbiegunowego i program przyrodniczy, który chyba dotyczył życia daleko na północy Kanady. Bardzo lubiłam spędzać czas w świetlicy – stał tam telewizor, który pani włączała tylko wyjątkowo. Lecz telewizor podobał mi się nawet wyłączony – oglądałam sobie sam telewizor, bo w domu nie oglądaliśmy. Władza pozwalała na filmy przyrodnicze, bo można było np. po takim filmie pomyśleć, że w Kanadzie jest okropnie – nie ma cieplutkich mieszkań przy Alternatywy 4, a ludzie muszą własnymi rękoma budować lodowate igloo. Zamiast stać w kolejce po luksusową kostkę z dorsza, musieli na Arktyce łowić ryby w przeręblu. Pamiętam zimę tak śnieżną, że udało mi się z kolegami z ulicy takie igloo zbudować i siedzieliśmy tam nawet cały kwadrans, pijąc herbatę z termosu. Normalnie przygoda większa niż zima Muminków!

Przygodę taką serwują nam kolejne rządy z pomysłami, jak rozwiązać problem mieszkaniowy. Rząd Kaczyńskiego, nie zważając na potrzeby mieszkańców i uwarunkowania, tudzież możliwości gmin, wyznacza kolejne miejsca, do których należy skierować ucieszonych perspektywą zarobku budowlańców. Po drodze można urządzić jakieś spektakularne zakuwanie elit w kajdany, żeby media nie pokazały, jak się Polakom mieszka.

Każdy, kto kupował mieszkanie, wie, że to pułapka. Agenci nieruchomości zachowują się jak bokserzy w dziesiątej rundzie i wodzą nas nad przepaść. Nic nie słyszą, słaniają się na nogach, pokazują nam rękami coś na oślep – byle domknąć transakcję i coś nam wcisnąć. Mówisz, że chcesz na Bielanach – podsuną Ci Marymont. Mówisz, że chcesz widne, wysokie w kamienicy – podsuną Ci parter w bloku. Mówią, że „lokal” widzieli, tymczasem nigdy tam nie byli i nie zauważyli, że to biuro, w którym brakuje kuchni.

Mieszkania są od lat potwornie drogie, a w spadku nic nam nie spada, bo nasze babcie joginki dożywają setki z palcem w uchu i w pozycji lotosu, a dziadkowie na wózku inwalidzkim z pomocą tableta, skajpa i viagry zarządzać firmą lub pobrawszy górnicze emerytury, grzeją się w Egipcie. Najem trzyma cenę, kredyty okryły się niesławą z powodu krachu w Stanach.

Gdzie Polacy i pracujący u nas Ukraińcy mają żyć – może w igloo? Albo w Airbnb – co parę dni pod innym adresem? Noclegownie (nie wolno pić alko)? Najlepiej na stacji benzynowej. Dawniej sąsiedzi stacji benzynowej protestowali – że nieekologicznie, niebezpiecznie, głośno. Teraz stacja to lokalizacja prestiżowa, bo widmo zamkniętych sklepów w niedzielę krąży po kraju. Marzę o mieszkaniu na stacji. Orlen musi rozszerzyć ofertę — co to jest kilka pięter nadbudowy? Stacja to całodobowa apteka, kawiarnia, restauracja, księgarnia, spożywczy, łazienka – wszystko jest, łącznie z towarzystwem. Nawet grille mają w sezonie. No i tankować można non stop. To jakby hotel, ale bez opłaty klimatycznej. Przy wielkich autostradach międzynarodowych obok stacji wyrastają hotele dla tirowców, a zatem model ten jest sprawdzony. I przyszłościowy, gdyż niebawem rząd obdaruje nas cichutkimi autami elektrycznymi, więc na Orlenie wyśpimy się jak księżniczki nie na grochu.