Piana na oczach

Od rana mam pianę na oczach. Okulary upaćkane od tych bąbelków. Tak mi prezes Kaczyński namydlił oczy tymi rekonstrukcjami, że przez chwilę zapomniałam, że powinniśmy troszczyć się o kolano prezesa, z którego wstał.

Ma chore kolano, ponoć woda w nim bulgoce, a rekonstrukcja kolana to dopiero skomplikowany proces! Nawodniony wodą w kolanie Prezes zesłał nam nowego premiera mówiącego językami obcymi. Dopóki cała Europa nie zrozumie, że językiem urzędowym powinien być polski, musimy się uczyć języków obcych, żeby do tych zakutych łbów jakoś przemówić. Z zachwytu nad najnowszym premierem przestaliśmy widzieć, że premier Szydło też uczyła się języków obcych. Ale wiadomo – dziewczynki szybciej się uczą, nie ma co dziewcząt tak chwalić. Wszak premier Szydło jest historyczką, a zatem minimum jeden romański język zna, do tego angielski i rosyjski na pewno — przecież jakoś historycy archiwa, teksty źródłowe i opracowania muszą badać. Do tego łacina — twórczość Długosza musiała premier Szydło z pasją czytać. Ale jej języki to nie języki Morawieckiego.

Nowy premier, jak film Alfreda Hitchcocka – najpierw wizyta na Węgrzech, a potem pasmo sukcesów. Jesteśmy z najnowszym premierem rówieśnikami, więc rozumiem jego oczarowanie Węgrami. W PRL przywoziło się stamtąd kryształy, pastę z papryki oraz bluzeczki w siateczkę. Na pewno zaczytany w Imre Kerteszu premier Morawiecki upamiętnił ofiary strzałokrzyżowców i przywiózł od Orbána ładną karafkę na flaszkę dobrego wina z Egeru, więc cieszymy się z tej zdobyczy. Prezes Kaczyński pozwolił czterdziestolatkom na ich zabawy w piaskownicy. Tak się młodzież bawiła, że nie upilnowała swoich drinków i wrogie siły z mediów obcojęzycznych wsączyły im do kieliszków głupie pomysły.

Dziś powinniśmy drżeć o bezpieczeństwo naszych granic, bo bez Antoniego nasza husaria z obrony terytorialnej skrzydłami nie kiwnie. Na miejscu prezesa TVP i prezesa Polskiego Radia oraz publicystów wszystkich polskojęzycznych napęczniałych od reklam spółek skarbu państwa gazet bałabym się o stołki. Radio nawyrzucało wrogi element i wreszcie w Trójce oraz Jedynce jest pluralizm. I posłuch. Słuchalność – nieważna. Wreszcie przegląd prasy może zaczynać się od niusów z „Gościa Niedzielnego” czy wyrafinowanej felietonistyki z „Do Rzeczy”, wreszcie Trójka została uwolniona od lewactwa, wreszcie kaletnicy z TVP mogą produkować paski prawdy – a efektów nie ma??? Agora zarzynana kwiczy skuteczniej? Już witali się z gąską, ciesząc się z niedoli Agory, odkorkowywali szampany z okazji słuchalności Radia Maryja, a tymczasem okazuje się, że to tefałeny rządzą MON?

Niestety: spod piany okulary wyszły mi krystalicznie czyste i dzięki temu widzę, że Szyszko co prawda odszedł, ale posłowie nadal kochają łowiectwo, a ustaw nie chce im się czytać. Ekspertyzy zamawiać – szkoda forsy.

Na pewno miesięcznica odbywa się wśród nerwowych przetasowań i wyliczania zalet ekshumacji oraz porażającej siły nowych dronów. Drony to dziś potężny przemysł – każdy mały katolik dostaje taką broń z okazji komunii świętej. Przez czyste okulary mamy świeże spojrzenie i widzimy, że konserwa pozostaje konserwą. Zawartość i metody promocji pozostają bez zmian. Bo oto dzień po rekonstrukcji rządu przed Sejmem od świtu stawiany jest kolejny płot, a minister Brudziński będzie miał okazję poboksować się z kobietami, które chcą decydować o swojej płodności i swoim życiu.

Zakaz aborcji znów omawiany w Sejmie. Są nawet pomysły, by karać kobiety przerywające ciążę za granicą (bo przecież nie tatusiów). Myślę, że na czele szpiegującej je armii powinna stanąć posłanka Sobecka, której co chwila objawiają się różne cudowne pomysły. Matka boża fatimska na pewno wskaże posłance Sobeckiej, które to dziewczynki i kobiety należy zmuszać do rodzenia siłą.