Lekarze na Madagaskar

Od lat żaden protest nie przeraził mnie śmiertelnie. Śmiertelnie przeraża mnie protest młodych lekarzy. Obnaża on bowiem długo skrywaną prawdę – nie tylko rządowi nie zależy na „poprawieniu sytuacji w służbie zdrowia”. Większość Polaków do tego stopnia nie ufa i nie lubi lekarzy, że gotowi jesteśmy nie leczyć się w ogóle. Protest ten obnaża naszą wrogość (kawiorowa elita), ejdżyzm (niech młodzi się „hartują”, wyjąc z przemęczenia), pogardę dla ludzi nauki („niech jadą”). Wykształciuchy są łagodne. Niech siedzą cicho, bo to elity. Niech wertują książki i skrolują smartfony w kawiarniach przy latte.

Od wielu lat rząd zdaje się podzielać powszechny pogląd społeczeństwa: lepiej umrzeć, niż się szczepić, lepiej umrzeć, niż podnieść składkę na fundusz zdrowia. Potworna prawda, jaka objawia się protestującym młodym lekarzom, to nie ta, że Polska, która niemal codziennie ustami ministra Morawieckiego trąbi o tym, jak uszczelniła VAT i się wzbogaciła, nie chce podnieść im pensji. Najstraszniejsza prawda jest taka, że rezydenci zmarnowali dziesięć lat życia, ucząc się i praktykując dziedzinę, która jest Polakom niepotrzebna. Rezydenci, jesteście niepotrzebni niczym osoby, które potrafią np. wywoływać czarno-białe negatywy. Uprawiacie dziwny fach. Dziwny niczym chodzenie po linie albo kaligrafia japońska, albo uczenie ryb śpiewania. Medycyna jest Polakom niepotrzebna.

Walkę z bólem podczas porodów można „zreformować”, jak robi to nasz minister zdrowia, zaprawdę tanio: kobiety mogą rodzić naturalnie, czyli w domu albo na podwórku. Niektóre Indianki peruwiańskie do dziś rodzą w kucki wysoko w Andach. Szczepień nie potrzebujemy. Koncerny farmaceutyczne – won stąd. Złamana noga – kolega z wojska nastawi. Rak piersi? Jest druga pierś. Zapalenie płuc – są herbatki z malinami, czosnek oraz nawilżanie ręcznikiem. Próchnica? Bez zębów da się żyć. Są kaszki i buła nasączona mlekiem. Zaawansowany glejak? Bóg tak chciał, ot, wezwał naszą córkę przedwcześnie do siebie. Będzie tam miała na chmurce wieczne odpoczywanie.

Wolimy śmierć niż podniesienie podatków. A jeśli, rezydenci, jesteście masochistami, którzy z patriotycznych powodów wolicie leczyć ludzi w Polsce, to nastawcie się na śmierć głodową. Albo ustawcie się tak: niech matka z siostrą jak najdłużej siedzą w Londynie i wysyłają Wam datki do domu. A może jesteście idealistami? To cierpcie szlachetnie po cichutku, pisząc wiersze i odezwy przed kamerami.