Samotność geja, samotność katoliczki
Starość geja w wielkim współczesnym mieście może być bolesna. O tym również opowiada film „Ból i blask” Pedro Almodóvara, bo ten czuły, intymny, rodzinny film, kręcony bez wielkich planów i szerokich długich efekciarskich ujęć, jest nafaszerowany wiele grubszymi i gorętszymi tematami. Film jest obowiązkową „lekturą” dla wszystkich homofobów i tych, którzy tradycyjnych katolików wyzywają od „katoli” i „ciemnogrodu”. Powinien być wyświetlany w parafiach i szkołach na całym świecie.
Skąd się bierze pierwsze pragnienie? Czy dziecko wychowane przez heteroseksualnych, kochających, katolickich rodziców może „wyrosnąć” na geja – na te tematy próbuje tu odpowiedzieć Almodóvar.
To przekonująco pokazany dramat geja, który idąc za pragnieniem, nie walcząc z nim, ale też nie chcąc żyć w hipokryzji czy zakłamaniu, skazuje się na życie bez żony i dzieci. Wstrząsająca jest scena spotkania z ukochanym sprzed lat, który skrolując smartfona, chwali się swoimi dorosłymi dziećmi i byłymi żonami…
Bohater, alter ego Almodóvara, jest 70-letnim kawalerem, któremu szklankę wody przynieść może jedynie służąca. Brak rodziny kompensuje w jego idealnie cichym mieszkaniu-pracowni powalająca kolekcja współczesnego malarstwa hiszpańskiego i dizajnu. Scenografia i kostiumy są tu jak flaga Hiszpanii – czerwony i żółty to nie tylko buzująca krew i gorące słońce, ale sygnał. Uwaga: reżyser dorastał w kraju wizjonerów sztuki – Calatrava, Gaudi, Dali, Miro, Paco Rabanne, Manolo Blahnik. Ci mężczyźni wywrócili w swoim czasie nasze myślenie o formie i kolorze, a słowiańskie brązy i szarości są w tym zestawieniu po prostu jakby z innej planety.
W scenariuszach filmowych najbardziej imponują mi skróty. Jest w „Bólu i blasku” kilka scen majstersztyków. Czy można opowiedzieć o hiszpańskiej biedzie i zacofaniu lat 50. XX w. w kilkanaście sekund? Można. Oto ośmiolatek z mamą spotykają parę mającą się wkrótce pobrać. Okazuje się, że dorosły narzeczony, murarz, jest analfabetą. Matka naszego głównego bohatera strofuje parę, bo wie, że edukacja jest bramą do lepszego życia, i proponuje im darmowe korepetycje. Jej ośmioletni synek, później znany reżyser, już kocha książki, czyta nałogowo.
Wielkim tematem filmu jest nałóg. Nałogiem jest nie tylko uzależnienie od heroiny, dragu, można powiedzieć, „modnego” w czasach młodości Almodóvara, ale też nałogiem jest tu „jazda” na dzieciństwo. Główny bohater nie potrafi pożegnać się z nim – retrospekcje jednocześnie bolą go i inspirują do pisania. Film przypomina tu nieco najnowszą książkę Juliusza Strachoty „Turysta polski w ZSRR”. Niektórzy tak bardzo pastelowo czuli się w dzieciństwie, że trudno im się z niego jest wyzwolić.
To rzecz jasna film o kryzysie artysty – wieczny temat literacki, ale tu pokazany jest nieco inny aspekt tego dramatu. Tu częścią kryzysu jest też starość oraz fizyczne i psychiczne bóle z nią związane. Almodóvar podkreśla, że reżyseria nie jest tylko aktem twórczym, ale pracą fizyczną, pracą na planie, z aktorami i sprzętem.
I przede wszystkim to film o idealnej, niemal świętej matce, o cudownym macierzyństwie, macierzyństwie bliskości sprzed podręczników o tejże, ale jednak macierzyństwie nie do końca spełnionym. W scenach z wczesnego dzieciństwa naszego bohatera matka (grana przez Penelope Cruz) fotografowana jest jakby przez Rafaela Santi. Otacza ją ciepłe światło, a pranie, które rozwiesza nad rzeką, stanowi jakby szaty Matki Boskiej. Matka pierze, klęcząc, a klęczenie to kolejny symbol w tym filmie.
I oto ta bogobojna katoliczka, oddana Kościołowi, wychowuje syna geja. Rozgrywa się tu dramat nie tylko głównego bohatera, który w tradycyjnej katolickiej frankistowskiej, niemal totalitarnej Hiszpanii skazuje się na los gejowskiej cyganerii, ale też dramat matki, która do samej śmierci nie jest w stanie zaakceptować tożsamości syna. Kochają się nad życie, syn ją rozumie, ale ona, ze swoimi katolickimi wartościami i definicją domu, domu, który potrafiła wyczarować nawet w jaskini (dosłownie) czy poczekalni dworcowej, gdzie przyszło jej koczować z dzieckiem, czuje się przez niego odtrącona.
Sceny rozmów między katolicką mamą, ściskającą ukochane różańce i obrazki ze świętymi, a ubranym w dizajnerskie koszulki polo gwiazdorem światowego kina – to właśnie skróty toczącej się i u nas w Polsce debaty – czy można być gejem katolikiem? Czy ateista jest w stanie rozumieć i akceptować człowieka, który powierzył życie Bogu?
Komentarze
The truth of each level of consciousness is self-veryfying in that each level has its native range of Perception – confirming what is already believed to be true. Thus everyone feels justified in their thoughts and actions.”
Tak więc wzajemne (niejednostronne) zrozumienie – naturalna dramatyczna rzadkość! miedzy ludźmi – jest możliwe miedzy osobami na podobnym poziomie świadomości, im wyższy ten poziom tym mniejsza kwota „technicznych rozbieżności” ma znaczenie w porozumieniu, na wyższym poziomie prawda.
Mogę jeszcze dodać – ryzykując przeinwestowanie intelektualne w wątku – że o ile ta matka i syn bardzo kochają się siebie wzajemnie, to nie kochają życia na tym samym poziomie i nie wiem na jakim kochają bo nie widziałem filmu. Im bardziej kto kocha życie, tym bardziej akceptuje różnorodność która jest cechą życia. I tutaj warto dodać że każdy człowiek bywa w lepszej i gorszej formie, nieco albo bardzo oscylując wokół swojego zasadniczego poziomu świadomości, percepcji i afirmacji życia.
Pani Agata bardzo dobrze wypada w konfrontacji intelektualnej z dziełami sztuki. Może warto przez ten filtr – recenzji dzieł sztuki – pisać o życiu, a nie tak bezpośrednio o życiu?:)
„Czy można być gejem katolikiem? Czy ateista jest w stanie rozumieć i akceptować człowieka, który powierzył życie Bogu?”
Tak, życie wymyka się wszelkiej ideologii, którą chcą nam politycy, media i inni manipulatorzy narzucić.
Filmu jeszcze nie oglądałem.
Uważam, że temat byłby w tym miejscu uzasadniony, gdyby film ten obejrzała widownia tak liczna jak chociażby „Katynia ” czy ” Tylko nie mów nikomu „. Bez tego to rozmowa ze ślepym o kolorach .
Jakże uważne: nasi żołnierze w warcie honorowej przy grobie lotników kanadyjskich na Powązkach Wojskowych 1 listopada, dopiero za rządów mojego ulubionego polityka…
Uważność jest ogromnie ważną cechą. Jerzy Urban bardzo cenił gen. Jaruzelskiego za uważność. Kiedy Urban o 4 nad ranem powiedział że te rozważania nad szykiem wyrazów w zdaniu przemówienia Generała nie są specjalnie ważne – generał, najuważniejszy człowiek jakiego znałem – nigdy więcej nie zapraszał mnie do prac nad jego przemówieniami, pisze niezrównany Urban.
I ja też nie zapraszam polityków pewnej nieuważnej partii do ponownego zarządzania moim Krajem, Vatem etc.
Ogromnie niepokojące że są ugrupowania które chcą mieć władzę, czy były, raczej niż być pewną siłą dla nas, dla programu i społeczeństwa. Myślę że Polacy w porę dali na wstrzymanie takim tendencjom. Mieć władzę vs. być dla społeczeństwa. Mamy Kaczyńskiego, Biedronia, Zandberga. Mogę spać spokojnie.
Mieć władzę (PO) vs. Być u władzy (PiS, Lewica)
tak to widzę…
Optymalną kontynuacją byłoby wybranie Lewicy i PiSu, a więc dwóch opcji na być, ale może się mylę może potrzebujemy tej drobnomieszczańskiej niewiele robiącej opcji na mieć, dla oddechu drobnomieszczańskich sfer społeczeństwa?
Ja film obejrzałem, po recenzji pani Agaty nie mam nic do powiedzenia, oprócz tego, że to film uniwersalny, ponadczasowy. To wybitne dzieło. Filmowy dialog prowadzony przez dwóch gejów, z równym powodzeniem mógłby się odbyć z udziałem kobiety i mężczyzny, bez uszczerbku dla całej jego dramaturgii.
Co mnie uderzyło to śladowa frekwencja, film oglądałem w ostatni poniedziałek we Wrocławiu, na sali było raptem kilka osób.
Samotność Kazimierza Marcinkiewicza. Media informują że – wbrew rekomendacji Ewy Kopacz nie przyjęty na listę KO do PE – zalega dziś z alimentami 6-cyfrowe kwoty już nie tylko Izabel, lecz również pierwszej żonie.
Monika Jaruzelska fights back: „Wszyscy twierdzą, że to osobista decyzja Włodzimierza Czarzastego, bo bliższa jego sercu jest Anna Maria Żukowska. Cóż, panie redaktorze, mężczyźni w kryzysie wieku średniego robią różne rzeczy. Jak widać, każdy Kazimierz ma swoją Izabel.”
A Generałem pozostaje suweren…
Pani Żaneta Gotowalska, zespół wyborcza.pl: W tym tygodniu polecam rozmowę z prof. Bartłomiejem Dobroczyńskim, który odkrywa przed nami tajemnicę kryzysu wieku średniego. Pisarka Hilary Mantel powiedziała, że w połowie życia często przelatują nam przez głowę różne niezrealizowane scenariusze: mężczyzna czy kobieta, z którymi mogliśmy się związać, inne studia, inna praca. Wracają duchy przeszłości. Profesor podkreśla, że kupowanie ferrari testarossy i wszelkie próby powrotu do okresu, gdy się miało 17 lat, nie są wtedy dobrą reakcją, bo to próby utrzymania ego na tronie, co dla organizmu może się okazać szkodliwe. Zachęcam do lektury wywiadu w „Wysokich Obcasach”.
Od siebie dodam, że wgląd profesora Dobroczyńskiego w tajniki wieku średniego spotkał się z entuzjastycznym odzewem czytelników.
Można powiedzieć: tajniki życia w wieku średnim
Może ten niezwykły utwór oddaje także w jakimś stopniu rozterki wieku średniego?!
https://www.youtube.com/watch?v=ypyUYQjUhxI
– – –
Samotność niepiszącgo o nieznanych sobie filmach dojmuje nie gorzej, niż heteryczne komenty na dowolne tematy z każdej strony ksiąg niewiedzy.
Na szczęście, można poprzestać na fantastycznym, nie tylko wobec tego świata durnoty absurdu, wpisie Agaty Passent.
– – –
Wiek młody, przecudnej urody
Wiek męski, wiek klęski
Wiek średni, przedni lub średni
Wiek stary, wiek jary
Generał Suweren decyduje kto mu będzie pisać, wygłaszać przemówienia premierowskie, a kto tylko opozycyjne:)
Uwielbiam Banderasa, Penelopę i Almodavara, ale kolejny smutny film o tym, jak religia i konwenanse niszczą nam życie, to jednak dziekuję, ale już nie.
Mimo, że pięknie i mądrze pani Aurorka napisała:)
11 września 2019 roku nakładem Wydawnictwa Czarne ukazała się książka „Drżące kadry. Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u” Piotra Czerkawskiego.
Przeczytałem właśnie fragmenty i polecam…