Waaaakacje! I co teraz?
14-latek z błękitną grzywką i ołówkową szarą smugą pod nosem – jeszcze nie zarost, ale już meszek – wznosi w geście zwycięstwa ramiona w górę i głosem po mutacji krzyczy „Wakaaacje”. Ulga, radość, laba, chillout. Za plecami nauczycielka plastyki targa pudła z farbami, kredkami, porzuconymi przez autorów pracami uczniów, bo musi jeszcze sprzątnąć pracownię. Na ostatniej lekcji w plenerze próbowała zachęcić młodych ludzi do narysowania fasady modernistycznej willi – jaki jest rytm okien, jaki dach, jaki taras – ale oni woleli oglądać fajne fury na ulicy i mieli w nosie Korngolda. Dwa miesiące wakacji, czyli koszmar rodziców.
Nerwowe przypominanie sobie o babci. Czy jeszcze żyje i ma siły? Dawno się u niej nie było. Wczasy pod gruszą? Nastolatek u babci? Czy to dla niego atrakcja, ale przede wszystkim: czy to atrakcja dla babci? Babcia woli wnuka na FaceTime oglądać. Niech młody zobaczy, jak babcia w swojej grupie rowerowej Suwalszczyznę zwiedza. Dziadek nie ma miejsca na wnuka. Życie dziadka wypełnia demencja. Dziadek się zwija, a babcia rozwija. Drudzy dziadkowie, drugie babcie? Pracują pełną parą. Nowe biodro, nowy implant, joga. Konferencje międzynarodowe, klub Rotary. Wnuki? Tylko jak wpadają z wizytą między kongresami.
Na tydzień ewentualnie można zabrać dzieciaka gdzieś do Grecji. Zabytki ma w nosie, siedzą mu w tym nosie razem z Korngoldem, ale basen na Insta dobrze się kadruje. Byle nie jezioro mętne. Basen niebieściutki. Młody sam nie poleci, jeszcze nie zwariowałaś. Żeby fundować mu singielskie wycieczki, to musicie wszyscy lecieć. Ale dłużej nie ma się urlopu. Może na jakiś obóz sportowy go pchniesz? Ile tego sportu? W ciągu roku dzieciak już codziennie na jakieś zajęcia chodzi. Może harcerski? To teraz obciach. Po co komu znać kierunki świata, jeśli mamy Google Maps w telefonie.
To może na żagle go wysłać albo na konie. Nie pojedzie, bo na koniu nie potrafi, a jak nastolatek nie potrafi, to się wstydzi. Sama byś chętnie konno pojeździła – ach, tak kłusować po plaży… Zwariowałaś? Amążapracaapies? To może nad Bałtykiem jakaś rodzinna kwatera? Flądry mrożone, foki zabite, deszcze niespokojne i hordy wszędzie. To może mąż go gdzieś sam weźmie. Ale wtedy Ty zostaniesz sama z psem i małymi dziećmi.
Wakacje w mieście. Darmowe rowery, longboard, bulwary alko na ławce, koleżanki w nowych vansach, obiady w foodtruckach. Młodemu to pasuje, ale dla ciebie to porażka. Nie pracuje, nie odkrywa świata, nie rozwija się. Ludzie chwalą się wyjazdami na fiordy, do Wietnamu, motorówka na Florydzie, narty wodne w piance. Wszystko bardziej lajkogenne niż wakacje, które zorganizowałaś dziecku. Zła matka. Porażka. Gorzej niż nasi na mundialu.
Komentarze
Pani Agata (pozdrawiam) przypomniała czym w kanikule żyje część Warszawy, zwana warszawką.