Lektury po Czarnku? 16 pomysłów. Sienkiewicza żegnamy
Parę dni temu prowadziłam dyskusję w klubokawiarni BigBook w Warszawie przy ul. Koszykowej, tak, wśród budowli socrealistycznego osiedla mieszkaniowego kipi współczesne życie literackie.
W tej świeckiej świątyni kultury przyszło mi moderować rozmowę z Przemkiem Staroniem i młodzieżą, która wcześniej zapisała się na jego warsztaty. Znacie go? No raczej! Nie znacie? To Nauczyciel Roku, czyli laureat ogólnopolskiego konkursu, w którym uczniowie, dyrektorzy, nauczyciele, rodzice zgłaszają swoich kandydatów do tego tytułu. Kilka lat temu Przemek Staroń, nauczyciel etyki, zdobył ten zaszczytny tytuł i od tamtego czasu może jeszcze szerzej komunikować to, co kocha. Kocha uczyć młodych ludzi, a dzieci i nastolatki kochają go, bo prócz wiedzy ma entuzjazm, jest szczery, bez żadnych lęków mówi o tym, że jest gejem i że edukacja polska wymaga zmian, a on te zmiany wdraża od dwóch dekad. Jest uważny – zawsze wsłuchuje się w potrzeby dzieci, a nie w polityczne i propagandowe pomysły urzędnicze.
Dyskusja odbywała się w piątek wieczorem. Dziwne. Piątunio? Ale czego nie robi się dla dzieci i dobrych niezależnych księgarń, które jak rudziki czy bociany powinny być pod ochroną. Idę. Najwyżej wiatr będzie hulał po pustej sali. Mieliśmy rozmawiać o lekturach serwowanych w szkołach w ramach lekcji języka polskiego. Idą zmiany w ministerstwie edukacji – wypracuj z młodzieżą i Nauczycielem Roku jakieś sugestie, postulaty, może nowe tytuły, mówią organizatorki.
Nie tylko dopisała młodzież w wieku od lat 13 do ostatniej klasy liceum, ale i studentki polonistyki oraz rodzice (no dobra, same matki…). Jedyne, czego nie lubię w moderowaniu dyskusji, to zdarzające się czasem osoby, które albo mają lęk przed występami albo są niebywale lakoniczne i poza „tak”, „zgadza się” ze skromności chyba niechętnie rozwijają myśl. Bardzo nie lubię rozwijać czyichś myśli – już wolę rozwijać komuś ręcznik w pasie lub sznurowadła w butach, jeśli mamy oboje na intymność ochotę.
Okazało się, że moje pytania pomocnicze do rozmowy dosłownie otwierały kipiące beczki z uwagami, emocjami, pomysłami, skargami uczniów. Spraw związanych z obecnym programem lektur jest tyle, że po dwóch godzinach już miałam chrypę i sięgałam po pastylki vocaler, a młodzi jeszcze otoczyli Przemka i rozmawiali o książkach. Jasne, że na spotkaniu byli uczniowie, którzy czytają chętnie, a nie ci, których trzeba przekonywać. Ale myślę, że realizacja tych uczniowskich postulatów przyczyni się do zmian uniwersalnych, ułatwi wejście w świat tzw. storytellingu, jak mawiają zoomerzy.
Obiecałam podsumować, co wypracowaliśmy. Księgarze, rodzice, nauczyciele, bibliotekarze, urzędnicy – przekazuję Wam, co następuje:
1. Najważniejszy jest pomysłowy, kontaktowy nauczyciel, który najpierw, zanim uczniowie przeczytają książkę, zaintryguje ich tematem, opisze kontekst, a potem dopiero czytamy.
2. Adam Mickiewicz nie wyklucza Alice Oseman. Jednak szczególnie w klasach 1-5 mamy umieścić więcej książek bliższych problemom młodych. Czyli usuwamy np. „Janko Muzykanta” i wprowadzamy „Heartstoppera”.
3. Dlaczego „Heartstopper” czy „Never Never” podobają się i dzieci chcą je czytać, kupują, podkreślają ulubione fragmenty, spotykają z rówieśnikami np. na platformie Goodreads czy whatsappie, by przerzucać się cytatami? To tytuły z segmentu „young adult” (nasze „Syzyfowe prace”, hm, to nie jest literatura young adult…). Żeromski ich nudzi. Sprawa nie tyle leży w języku, co w demografii i uczuciach. Młodzi chcą czytać o sobie i swoich lękach tu i teraz, traumach, przyjaźniach, szkole itd. W klasach mają lesbijki, gejów, osoby uchodźcze, dzieci, których rodzice przyjechali do Polski z Wietnamu, Ukrainy, Konga. Zmieniła się demografia. Klasy są różnorodne, a Tęczowy Piątek jest przecież tak naprawdę pięć dni w tygodniu.
4. Drastyczne sceny. Lektury mają być przez urzędników konsultowane z psychologami specjalizującymi się w rozwoju emocjonalnym dzieci. Sceny z wkładaniem dziecka do piekarnika czy bicie skórzaną dyscypliną – okej, ale w liceum.
5. „W pustyni i w puszczy” musi odejść. I co z tego, że to przykład powieści przygodowej. Młodzi uczestnicy mówili, że nawet jeśli nauczycielka opowie o tym, że Sienkiewicz należał do grupy bogatych białych panów i taki kolonialny styl był wtedy normą, to dzieci nie chcą omawiać tej lektury ze względu na kolegów z klasy. „Taki np. Andrzej ma tatę z Konga i jest ciemnoskóry. Czy pani wie, jak on się czuł?”. Jest to pokolenie szalenie empatyczne. Bardzo skupione na swoim zdrowiu, tożsamości, wyglądzie, a mniej na sprawie religii, zaborów i biedy polskiej wsi. Powodów ku temu mamy wiele, nie miejsce tu, by je analizować.
6. Mickiewicz rządzi. Była w dyskusji dziewczynka z klasy ósmej, która powiedziała, że drugą część „Dziadów” przeczytała… 12 razy. Śmierć, duchy, obrzędy przodków, czary, wampiry, tzw. zabobony – tymi tematami młodzież „jara się”, a archaizmy czy historyczne wyzwania, jakie stawia poezja Mickiewicza, inspirują. „Pan Tadeusz” – „superbajka” i tradycyjne zwyczaje oraz patriotyzm bohaterów. Podoba się, chociaż dostrzegają, że Zosia jest „małoletnia”. Jeden z maturzystów zachwycony „Grażyną” – gotyk, zamczyska, rycerskość. Ogólnie gotyk chyba odrodzenie w tym pokoleniu przeżywa, bo „Frankenstein” też mile widziany na liście lektur. Mickiewicza tak lubią, że biedny „Kordian” gdzieś w korytarzu sztuki dla nich się pęta…
7. Kobiece bohaterki. Ma być od podstawówki więcej książek z silnymi, sprawczymi głównymi bohaterkami. Czyli np. usuwamy „Syzyfowe prace”, gremialnie uznane za nudne („autor cały czas pisze o tym samym”), a dajemy książkę reporterską Martyny Wojciechowskiej „Co chcesz powiedzieć światu”, czyli opowieści o dziesięciu niezwykłych kobietach, w tym np. o Ukraince, która uciekła z siódemką dzieci, lub kobiecie, która przebiegła ultramaraton przez pustynię.
8. Lektury mają mniej opowiadać o historii literatury, a bardziej pomagać żyć. To pokolenie z depresją, samotnością, zaburzeniami psychicznymi – szuka w literaturze autorytetów, a nie arcydzielnych stylistycznych wygibasów. Autorytetem nie okazał się Jan Paweł II. Wolą Martynę.
9. Biografia autora, autorki ma znaczenie. Zaskoczyło mnie bardzo, jak nasze pesele mają w tej kwestii znaczenie. Zupełnie nie wiedziałam nic o rasistowskich i transfobicznych wypowiedziach pani Rowling na socialach i w mediach. Myślałam, że młodzi kochają „Harrego Pottera” i już. Tymczasem to pokolenie w wielu przypadkach godzi się na tzw. cancel culture. Są bardzo świadomi rynku wydawniczego. Nie chcą kupować książek od rasistów, pedofilów czy homofobów, zasilać ich portfeli, sponsorować hejtu. Biografie pisarzy mają znaczenie, bo czasem te pozytywne czy tragiczne losy są dla czytelników lektur wzorem czy pociechą. Proszą zatem o „Portret Doriana Graya” w lekturach. Konopnicka jest ciekawsza, gdy mówi się na lekcji o jej ukochanej Marii Dulębiance. Tu zatem wielka rola biografistyki nagle na pierwszy plan wychodzi.
10. Przymus. Na moje pytanie, czy jakikolwiek kanon ma sens, czy może zrezygnować z obowiązkowej powszechnej listy lektur i wzorem szkół amerykańskich dać uczniom do wyboru kursy tematyczne: „zdrada i miłość” albo „nihilizm w powieściach”, albo „wojna i rewolucja” czy „Antyk w poezji”, i do tych bloków niech nauczyciele sami dobierają książki? Tak. Tak by było lepiej. Młodzi chcą być najpierw porwani tematem, zagadnieniem. Nie chcą czytać, bo coś jest na liście.
11. Nasi nobliści i noblistki? Tak. To ma znaczenie. Robi wrażenie. Ma być więcej Szymborskiej i więcej Tokarczuk.
12. Film. Na lekcjach polskiego nauczyciele mają korzystać z innych form prezentowania tekstu niż tylko książka. Omawianie filmów, słuchanie audiobooków.
13. Literatura to nie tylko Polska. Młodzi chcą więcej poezji czy tekstów zagranicznych. I nie chodzi tylko o starą Europę. Nie ma w lekturze ani jednego wiersza z Chin czy Indii… Za to wyrzucić „Quo vadis”. Mówili, że „nawet film jest okropny, nie do przyjęcia, drętwy, nudny, przemocowy, kobieta jak rzecz, lepiej książkę historyczną o Rzymie weźmy”.
14. Przekład i oryginał. To pokolenie bardzo wcześnie i bardzo dobrze uczy się angielskiego. W sieci, w netfliksach, w grach – wszędzie angielski. Zatem chcą, by pokazywać im wiersze nie tylko w przekładzie – obok ma być wydrukowany oryginał. Oczywiście, że z innymi językami już będzie trudniej, ale przynajmniej np. Emily Dickinson czy Allen Ginsberg mają być po angielsku do rozkminienia. Ależ Stanisław Barańczak by się ucieszył.
15. Otwarte tematy zamiast sprawdzania „co autor ma na myśli”. Nauczyciel czy podręcznik mają ułatwiać dyskusję, słuchać, pokazać różne perspektywy, a nie tłuc klasie, „co autor miał na myśli”. Każdy uczeń ma prawo do swojej interpretacji, nikt tu nie ma racji.
16. Do czytania zachęcać od przedszkola – z wychowawczyniami siedzieć na podłodze i czytać na głos. Potem zachęcać do „recek” i opinii na socialach – budować tak grupy wsparcia i przyjaciół.