A dzień macochy?
A Dzień Macochy – czy świętujemy 26 maja? Macochy są traktowane po macoszemu. Nawet to słowo kojarzy się z jakąś sadystką z baśni o Kopciuszku, która faworyzowała swoje biologiczne potomstwo, a nad przybraną córką pastwiła się, zlecając jej ćwiczenia na uważność i małą motorykę typu oddzielanie maku od popiołu.
Tymczasem często bywa tak, że macochy wcale nie planowały dzieci, a nagle pyk, niepokalane poczęcie i jakieś pacholę w wieku lat trzech albo trzynastu wprowadza im się pod dach. I się zaczyna praca na kolejny etat połączona często z traumą (co to za obca kobieta każe mi sprzątać po śniadaniu, tęsknię za mamą), zazdrością (dlaczego tatuś smaruje na plaży dekolt tej pani jakoś tak chętnie, a mi tylko rzuca tubkę z olejkiem)? W tle może sączyć się śpiewka o alimentach. Oto ukochany partner z odzysku woli kupić sobie nowe buty czy wakacje na Majorce, przez co ściga go komornik. Była żona z automatu staje się „suką” i tematem rozmów przy stole, przy którym kiedyś było jakoś romantyczniej.
Układanka może być ciaśniejszym patchworkiem, bo sama macocha może mieć dzieci z poprzednich związków, które nie są zadowolone, że pokoik dla nowego dzieciątka ma większy blat na konsolę albo kolejka do łazienki rano jest długa, bo nowa córeczka kładzie trzy warstwy podkładu.
Dużo mamy opracowań statystycznych na temat samotnych matek, poradników i warsztatów dla mam, a o macochach pisze się niewiele. Jak to się układało u Państwa? Ja jestem w czepku urodzona, bo mam świetną macochę Martę, zwaną w domu Majeczką, która nie dość, że do końca życia Daniela była dla niego kochaną partnerką, to jeszcze miała kolejną zaletę, a mianowicie synka z pierwszego małżeństwa. Przez co ja mam w pakiecie młodszego brata, który jest psychologiem, specem od uzależnień, dyrektorem do spraw studenckich na dużej uczelni – lepiej nie mogłam wylosować! Mogę żłopać i wpaść w manię.
Dzień Matki to zatem dla mnie przede wszystkim Dzień Macochy i wszystkim wam mówię: jesteście niesamowite, robicie wielką robotę, a czasem nawet ratujecie dzieciaki, których biologiczne mamy po prostu nie miały sił na macierzyństwo. Wiadomo, że macierzyństwo to jest ćwiczenie z pokory. Dajemy wszystko, a nic w zamian nie powinnyśmy oczekiwać – w końcu to nie kontrakt, zaś dzieci się na ten coraz bardziej przerażający świat nie pchały. „Macochy” czekać może jeszcze mniej wdzięczności, przytulania, czułości. To chyba najtrudniejsze w byciu macochą – nigdy nie wolno starać się być matką zastępczą. Trzeba wypracować inny model opieki, bliskości, nie być na siłę przyjaciółką i spróbować ukryć to, co często trudno ukryć – macochy faworyzują własne dzieci, a czasem chronią te biologiczne dzieci mocniej, niż robią to samotne matki. Przed światem i przed konkurencją ze strony biologicznego potomstwa mężów.
Może zastanawiacie się, jaki prezent sprawić mamie lub macosze w dniu ich święta? Ponieważ macierzyństwo jest najtrudniejszym zadaniem, jakie sobie wzięłam na głowę, to od dekad czerpię taczkami, kilowatami z doświadczenia, porad i energii fenomenalnych matek, które podpatruję. Niektóre z nich umierają młodo. Tak jak moja matka, którą rak zabrał, gdy byłam w wieku studenckim. Niektóre matki mają wrażenie, że żyją zbyt długo i przeżywają najgorszy koszmar – śmierć własnych córek czy synów. Teraz myślami jesteśmy z wojennymi matkami. Po latach obserwacji wiem, czego możecie NIE kupować na Dzień Matki, oto lista:
1. Bilobil lub flacha Geriavitu. „Stara” znów zapomniała przedłużyć paszport, pomyliła godzinę występu tanecznego albo nie kojarzy, w jakiej „młody” jest klasie? Sami kupcie sobie bilobil, a ona zapomniała, bo ma po prostu wszystko na głowie i jest przemęczona, zalatana. Jeśli chcecie jej, a nie sobie, pomóc zdrowotnie, to kupcie jej pakiet badań: cytologia, kolonoskopia, USG piersi, mammografia i jeszcze dorzućcie Doppler żył, bo zapewne mamusia dużo pracuje, siedząc, ewentualnie lata na konferencje, więc zakrzepica może czaić się.
2. Zakupowa torba na kółkach. Przyda się „starej”, bo ciągle wydzwania, żebym zlazła pomóc jej z zakupami. Codzienne zakupy może w domu robić ktoś inny niż mamusia. Ewentualnie zainstaluj mamie w telefonie apkę „Lisek” – dostawa w 15 minut. Koniecznie podaj swój numer karty płatniczej. Mama zamiast targać ciężkie siaty z ziemniakami czy mlekiem, pyk, pyk, nawet jeden produkt może sobie zamówić, gdy np. wieczorem zachce jej się zjeść lody ze świeżą marakują.
3. Plazmę dużą. Na pewno matka spędzająca każdy wieczór przed ekranem przyda się rodzinie, bo wtedy jest niczym kotwica. A to kuriera wpuści, a to kolację wyda. Wiemy, że zbliżają się mistrzostwa w piłce. Zamiast plazmy kupcie jednak matkom abonament do teatru w mieście, w którym mieszka, a jeśli mieszka na terenach wiejskich, może dwa bilety kolejowe do Juraty, Szczawnicy, Malagi lub niech już będzie ten oklepany Paryż. Weźmie koleżankę, a przed wami dwa błogie tygodnie bez „gderania” matki i słuchania o tym, że jarmuż ma dużo żelaza, a wasze fajczenie petów elektrycznych powoduje raka.
4. Rękodzieło. Nie kupuj matce kolejnego drewnianego Jezuska, tylko sam zrób coś ręcznie. A najlepiej zrób odbitki z tysięcy fotek, które cykałeś „starej” i całej waszej gromadce przez dekadę i ułóż w ładny album z podpisami i dedykacją.
5. Na nic takiego nie masz czasu? To porozmawiaj z pomocą domową i opłacaj cały rok pomoc domową, tak by mama mogła czas na sprzątanie przeznaczyć na rozwój własny, szybszy powrót do doktoratu lub leżenie z książką na kanapie.
Czy mój starszy syn to czyta i wyciąga powoli wnioski na przyszłość? Dziękuję!