Trwaj, chwilo epidemiczna

Mam nadzieję, że „stan zagrożenia epidemicznego” potrwa jak najdłużej. Co prawda ustawa antycovidowa nie dotyczy przeciętnej Kowalskiej, tylko urzędniczek i urzędników, ale czy w Sejmie zaczadziło im już umysły doszczętnie i zapomnieli, że nikt z nas nie jest przeciętny, tu w Najjaśniejszej każdy ma numer 44?

Taka matka Polka pracująca jak ja to na co dzień ponad poziomy wyrasta, bo od początku epidemii przechodzi samą siebie, by: 1. zagwarantować przeżycie nestorom w rodzinie, 2. zadbać o przeżycie swoich narodzonych dzieci, 3. zaopiekować się mężem, bo badania wykazują, że przecież mężczyźni źle chorują, umierają wcześniej, a matki i żony nie chorują, bo żadna nie ma czasu na takie teatralne ekscesy.

Moim ulubionym artykułem niespożywczym jest art. 10d ustawy zwanej „Bezkarnością plus” mówiący o tym, że jeśli naruszam obowiązujące przepisy, ale w celu przeciwdziałania Covid-19, to jest to dopuszczalne, a „dobro poświęcone przedstawia wartość niższą od dobra ratowanego”.

Służba urzędniczki dla dobra ojczyzny nie jest aż tak monotonna, jak to malują. Przede wszystkim siedząc w mojej wielohektarowej posiadłości położonej na całych jeziorach i przeciwdziałając Covid-19, przestałam płacić zaliczki, tzw. prepayment, ureguluję je dopiero po odwołaniu stanu epidemicznego. Co się odwlecze, to nie uciecze, a pośpiech jest złym doradcą.

Z wirusem nauczymy się żyć, bo długo się go nie pozbędziemy. Na szczęście pracowników sanepidu brakuje do wszelkich kontroli. Okazało się, że jest ich mniej niż wirusów. Wielu z nas żywotnie jest zainteresowanych tym, by i ci pracownicy sanepidu podupadli na zdrowiu, bo wtedy wartość ich życia przedstawiać zacznie wartość wyższą.

Żal mi ich, biedaków na tej pierwszej linii frontu, ale podobnie jest z pielęgniarkami i pielęgniarzami – przez parę tygodni interesowali się nimi wszyscy, życząc im podwyżek i dobrej jakości kombinezonów, ale po „piątce dla zwierząt” to nawet pies z kulawą nogą interesuje się ciekawszymi sprawami niż los pracowniczek służby zdrowia. Niech jadą do Szwecji. To kraj, w którym zamiast najpierw zastraszyć ludzi i jednocześnie zamknąć im drogę ucieczki do parku – zrobili odwrotnie i teraz mają PRZECHLAPANE. Przez to wszystko główny epidemiolog Szwecji nie zobaczy, jak ładnie jest na Fuercie, i całe życie będzie miał na sumieniu te bezczynne, osowiałe pielęgniarki wyglądające drugiej fali. Darmozjadki siedzą i zajadają zielone marcepanki w lukrze, pobierając szpitalne pensje.

Brak śniegu w ostatnich latach spowodował, że rzeczywiście los instruktorów narciarstwa w Najjaśniejszej był zagrożony. Ale ustawa „Bezkarność plus” uratowała tę ważną dla górali i lemingów grupę zawodową. Restrukturyzacja narciarstwa powiodła się szybciej niż odsuwanie górników od węgla. Instruktorzy po kursach chińskiego szusują na trasach między górami maseczek. W trosce o „miejsce odosobnienia” dla dziesiątek tysięcy obywateli na kwarantannie wykarczowałam z koleżankami wszystkie parki w stolicy. I tak do parków przecież ludzi z domów wypuszczać nie powinno się, więc po co tyle zielska ma leżeć odłogiem?

Działkę kupiłam dzięki poufnej transakcji od zakonu kawalerów maltańskich, a w zamian za to przymykam oko na to, że sekretarz zakonu podczas lockdownu z przodu kliniki prywatnej miał pozamykane i udawał, że boi się wirusa, a z tyłu miał otwarte i bez tych głupich faktur ratował bezcenne życie zagrożonych obywateli. Taki skłonny do wesołych psot z niego druh był, od kiedy pamiętam! Buahaha.

Tyle ten Morawiecki ten VAT uszczelniał, a my mu teraz z drugiej strony dziurę wybiliśmy. A to się harcerz teraz nagoni! Niedługo zima. Myślę dalekowzrocznie. Już dziś na pomoście na zoom callu omawiam sobie z sekretarzem, do którego ośrodka w Austrii w tym roku się wybierzemy. Wcześniej zadbamy o to, by zrobić tam czerwoną strefę, bo w tłoku jeździć nie zamierzam. Nie po to dałam tyle zarobić mojemu instruktorowi narciarstwa.