Boli słuchać

Mam nadzieję, że w świecie umarłych będzie mi łatwiej się odnaleźć niż w świecie żywych. Wsłuchując się w głosy autorytetów, coraz częściej myślę o tym, by dobrej jakości słuchawki, które za bycie niegrzeczną dostałam od św. Mikołaja, przerobić na zatyczki do uszu.

Prezydent mojej Niepodległej peroruje o tym, żeby do nas w obcych językach nie mówili. Nie ma co według mnie zarzucać głowie państwa faszyzmu, bo nasza pierwsza dama jest wszak germanistką i dobrze wiedzą, jak to z tym Hitlerem, Wiedniem i Monachium bywało. Jeśli faszyzuje, to niechcący – wiemy z historii i filmów Leni Riefenstahl, że płomienni mówcy często nie nadążali za swym uniesieniem patriotycznym, a od ich emfazy i krzyku to aż radioodbiorniki się trzęsły i mówca taki wtedy dociera do naszych łbów.

Od lat podróżuję po świecie, widzę i opisuję, że Mynaród dajemy sobie świetnie radę z „obcymi” językami. Od prawie 30 lat nie ma żelaznej kurtyny i już w przedszkolach wychowawczynie uczą nasze małe orły i orlice języków obcych. Odwiedziłam, jak prezydent, wiele powiatów, a tam nawet w małych miasteczkach, na płotach ogłoszenia o przedszkolach i klubikach dziecięcych z nauką angielskiego. Na jedzenie i naukę idzie wszak nasze 500 plus. I co Agata Duda ma zrobić teraz z tym niemieckim?

Nie drwiłabym z tego, że w europarlamencie to nasze posłanki czy posłowie gorzej znają niemiecki czy angielski od, dajmy na to, Włochów czy Francuzek. Kto próbował uprawiać „small talk”, o „big talk” nawet nie wspomnę, po angielsku w Paryżu czy na wsiach francuskich, ten „had a great laugh”. Polacy mówią lepiej w językach obcych, niż prezydent jeździ na nartach, bo jesteśmy wszak sercem Europy.

Bardziej chodzi o treść i ton naszych przemówień. Merytoryczna? Ton stanowczy acz uprzejmy? Przekaz nienacjonalistyczny? Ponadto Mynaród kochamy nowe technologie i dzięki Google Translator dogadamy się z prawie każdym, a oni z nami. Tylko trzeba chcieć.

Czy prezydent chce zgody? Kiedyś zapowiadał, że tak, ale chyba teraz ma inny pomysł na ofensywę dyplomatyczną (bez języków) i tworzenie pokojowej atmosfery. Cóż, życie jest ciągłą zmianą, jak mawiają coache – musimy nadążać za humorami ojca narodu, ojciec narodu zmienny jest. Jako matka domowego ogniska wiem dobrze, że czystość, którą nagle nasz Obywatel Niepodległej, Główny Specjalista od mycia podłóg i wymiatania spod belwederskich dywanów, wynosi na sztandary, otóż czystość ta nie ma wielkiego znaczenia.

W domu najważniejsze są gościnność, wdzięczność i czułość. Zwłaszcza że wielu z nas nie ma i nigdy nie dorobi się własnych domów, bo albo jesteśmy nomadami z wyboru, albo taką mamy w kraju politykę mieszkaniową, że mieszkanie jest luksusem. Ciszej, proszę, nad tym polskim domem, panie prezydencie, i mniej „mansplainingu”, bo nam uszy więdną.