Błoto z Loch Ness

Cytat z Jeremiego Przybory będzie. „Ty kąpiesz się nie dla mnie w pieszczocie pian, nie dla mnie już przy wannie odkręcasz kran” – i ja się z tego cieszę.

Znani mi młodzi ludzie spędzają w łazience długie godziny, a ja nie mam głowy do czekania, aż taka maturzystka czy junior młodszy wyjdą spod prysznica. Gimbaza ceni czystość bardziej, niż ja cenię wolność, świeże powietrze i zgrabny complement. Czy ta ich obsesja bieli nie przekłada się na ukryte głęboko przed publicznością i bliskimi postawy rasistowskie? Wyprany do czysta to według wielu z nas bielusieńki. Spece osobno każą prać białe rzeczy i osobno kolorowe, chociaż ja, być może niefrasobliwie, bardzo często wrzucam do pralki na 30 stopni tolerancyjnie wszystkie kolory świata.

Moda na białe conversy czy bensimonki udzieliła się wszystkim, ale teraz te buty nie mogą być czerwone od mączki kortowej, szare od ulicznego kurzu, poplamione smarem. Mój syn więcej czasu spędza, czyszcząc specjalną gąbką swoje sportowe buty i myjąc z błota swoje korki piłkarskie, niż odkurzając swój pokój czy zamiatając mieszkanie.

Jedyną rzeczą, którą syn sam z siebie mi czyści, to nie są niestety książki z kurzu czy lustra w łazience, tylko ekran mojego laptopa i telefonu. Często słyszę: „Mamo, jak mogłaś tak zatłuścić telefon”. Dla mnie to tylko narzędzie, a dla syna telefon to trofeum, skarb, poczucie bezpieczeństwa, symbol statusu, kawiarenka, w której spotyka się z dziewczynami na których chce zrobić wrażenie, a nawet broń – bo filmikiem czy komentarzem można skasować niejednego wroga. Brud nie wygląda dobrze na insta ani na snapie, jest niemodny, jest nie glam.

Bieli i ekranów jest mało w lesie. Mimo to mąż i ja lubimy spędzać czas w lesie. Jeździmy z dziećmi po lasach rowerami, łazimy, pływamy po rzekach i jeziorach, lecz to, co dla nas jest rajską przyjemnością, stało się koszmarem naszych dzieci. Dzieci nie tylko boją się przyrody, ale się jej brzydzą.

Zawsze staram się być cicho w lesie i na wodzie, by nie płoszyć ptaków, zwierzyny, nie przeszkadzać zanadto ważkom, nartnikom czy perkozom na wodzie, ale moi synowie, na co dzień w szkole czy przedszkolu skorzy do bójki i bardzo wysportowani, dostają w lesie ataku paniki i to oni boją się przyrody bardziej, niż przyroda boi się ich.

Niedawno po deszczu leśne drogi zrobiły się błotniste. Błoto jest dziś chyba czymś bardziej przerażającym niż lawa w Pompejach. Opisywane świetnie przez Stefana Żeromskiego m.in. w „Rozdziobią nas kruki wrony”: „Błoto mu się rozciapało misternie…”. Błoto będące częścią krajobrazu podróżnych przez wieki tonących dorożkami w błocie – to błoto to dziś potwór przyprawiający młodych ludzi o napady lękowe. Kobietki młode boją się zabłocenia, jakby błoto to nie dawało się zmyć albo było żrącą substancją, która im wypali wnętrzności. Syn dostał ataku paniki, stojąc nawet nie po kostki w błocie, a po zelówki. Biedak zabłocił buty sportowe (zresztą czarne) – no, po prostu tragedia. Klął i był na granicy płaczu.

Wszystko w puszczy czy na rzece jest mniej białe i czyste niż ajfon. Liście nie są tak gładkie jak ekran, szeleszczą pod nogami, przyklejają się do stóp, a do ekranu nic się nie przylepia przecież. Między drzewami są pajęczyny, które dotykają twarzy, a twarz dotykać ma prawo tylko makijaż i tonik z wacikiem. Przejście przez wysokie trawy było dla znajomej maturzystki koszmarem, bo trawy dotykały jej łydek. Zły dotyk. Stąpanie po gałęziach jest „nierówne”. Lepiej chodzi się po bieżni.

Upalne lato oznacza dla mnie rozkosz kąpania się w dzikich leśnych jeziorach. Często nie ma pomostu. I już atak paniki u młodzieży. Woda jest zielona, dno muliste, można spotkać szczeżuję. Wrzask. Muszle, owszem, ale w restauracji w białym winie. Kąpiel tylko w basenie, bo baseny widać na reklamach all inclusive i na insta. Na basenie nie ma glonów. Nie ma szuwarów. Wynurzam się z wody, czasem przyczepi się do nogi albo włosów jakiś glon z łąki podwodnej. Wrzask. Algi, owszem, ale u kosmetyczki, a glony to w sushi.

Jeśli ekolodzy i my mamy skutecznie zapobiec wyniszczeniu Puszczy Karpackiej, to musimy znaleźć sposób, by gimbaza i studenci w ogóle wiedzieli, ocokaman.